Źródło: www.tapeciarnia.pl |
Z wizytą w Laikipii
Szukałam zupełnie czego innego, gdy natknęłam się na biografię Kuki Gallmann. Do Afryki zaświeciły mi się oczy, ale pomna przygód pewnej białej Masajki, oglądałam tę książkę ostrożnie – jak jeża. Albo jak żmiję sykliwą, bo takie porównanie bardziej wpisuje się w treść opowieści.
Szukałam zupełnie czego innego, gdy natknęłam się na biografię Kuki Gallmann. Do Afryki zaświeciły mi się oczy, ale pomna przygód pewnej białej Masajki, oglądałam tę książkę ostrożnie – jak jeża. Albo jak żmiję sykliwą, bo takie porównanie bardziej wpisuje się w treść opowieści.
I aż spięłam się wewnętrznie, kiedy przeczytałam na okładce fragment opisu z „The New York Times Book Review”:
„We wzruszającej opowieści, która tak żywo przypomina Karen Blixen, pani Gallmann doskonale uchwyciła urok Kenii, tworząc niemal porażający obraz piękna i dramatu, bólu i radości, śmierci i odrodzenia”*.Źródło: www.tapeciarnia.pl |
No i faktycznie momentami opowieść przypomina czasy Karen Blixen:
„Aby osiągnąć standard, jaki sobie wyznaczyłam, potrzebowałam inteligentnej, wyszkolonej służby i chęci do uczenia się odmiennego podejścia do prac domowych”**.
„Aby osiągnąć standard, jaki sobie wyznaczyłam, potrzebowałam inteligentnej, wyszkolonej służby i chęci do uczenia się odmiennego podejścia do prac domowych”**.
A był rok 1972. W 1963 roku Kenia uzyskała niepodległość i teoretycznie przestała być dominium białych ludzi. Teoretycznie, bo przecież biali właściciele nadal okupowali tereny należące do afrykańskich plemion i traktowali czarnych jako niższą rasę. I co prawda w którymś momencie Kuki Gallmann zachwyca się możliwościami wychowania dzieci w poszanowaniu odmiennych kultur i koloru skóry, ale dotyczy to Hindusów, Żydów i białych innych narodowości i wyznań, a nie rodzimych mieszkańców Kenii. Oni są wierni, posłuszni itp. Trochę przesadzam. Ale tylko trochę.
I nie należy spodziewać się w tej książce języka Karen Blixen. Gallmann jest Włoszką, wspomnienia pisała po angielsku i pewnie dlatego chwilami przypominają nieco pamiętnik licealistki. Poza tym większość opisywanych ludzi ma długie, kształtne nogi i oczy błyszczące inteligencją. Sporo tam egzaltacji i emfazy, ale niektóre opisy przyrody naprawdę przykuwają uwagę.
I nie należy spodziewać się w tej książce języka Karen Blixen. Gallmann jest Włoszką, wspomnienia pisała po angielsku i pewnie dlatego chwilami przypominają nieco pamiętnik licealistki. Poza tym większość opisywanych ludzi ma długie, kształtne nogi i oczy błyszczące inteligencją. Sporo tam egzaltacji i emfazy, ale niektóre opisy przyrody naprawdę przykuwają uwagę.
Credit: www.national-geographic.pl |
Niemniej jednak z każdą kolejną stroną przekonywałam się, że autorka jest kobietą nietuzinkową, a ścieżki, które wyznaczył jej los, mogłyby być ścieżkami wielkiej powieściowej heroiny. Niestety, tragedie nie są wymyślone, spotykają prawdziwą, żywą kobietę, która z nieposkromioną odwagą i hartem ducha stawia im czoło. Mało tego, ma jeszcze tyle siły, tyle samozaparcia i miłości do wybranej przez siebie ojczyzny, by walczyć o zachowanie jej naturalnego środowiska.
I chociaż nie nabrałam ochoty na drugi tom wspomnień Kuki Gallmann, wbrew pierwszemu wrażeniu pozostaje we mnie dla niej ogromny podziw i szacunek. Cieszę się, że jednak zdecydowałam się sięgnąć po „Marzyłam o Afryce”.
I chociaż nie nabrałam ochoty na drugi tom wspomnień Kuki Gallmann, wbrew pierwszemu wrażeniu pozostaje we mnie dla niej ogromny podziw i szacunek. Cieszę się, że jednak zdecydowałam się sięgnąć po „Marzyłam o Afryce”.
---
* Kuki Gallman, „Marzyłam o Afryce”, przeł. Izabela Szyszkowska-Andruszko, wyd. Zysk i S-ka, 2010, tekst z okładki.
** Tamże, s. 106.
* Kuki Gallman, „Marzyłam o Afryce”, przeł. Izabela Szyszkowska-Andruszko, wyd. Zysk i S-ka, 2010, tekst z okładki.
** Tamże, s. 106.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz