Farah Pahlavi with her family. Żródło: Wikimedia |
Architekci miraży
Przeczytałam tę autobiografię nieustannie krzywiąc się z niesmaku i zażenowania. Już pierwszych kilka zdań upewniło mnie, że powinnam odrzucić tę książkę, bo nie ma najmniejszej nadziei na odnalezienie w niej interesujących mnie wiadomości. (O wartościach artystycznych tego dzieła nie wspominam, bo ich nie oczekiwałam). A jednak jakaś wewnętrzna przekora i powtórnie, w przerwach, podczytywany „Szachinszach” Ryszarda Kapuścińskiego sprawiły, że dobrnęłam do ostatniej strony. Ufff... Było naprawdę ciężko!
Niektórzy nie powinni sięgać po pióro, by utrwalać wspomnienia. Nawet, a może szczególnie, w przypadku, gdy są osobami publicznymi. Może wtedy byłaby jakaś szansa na podtrzymanie ich (złudnie) pozytywnego obrazu?
Mogę wybaczyć infantylizm, nadmierną egzaltację i nadmiar lukru byłej gejszy – taką słodką i naiwną miała być! Mogę wybaczyć tym bardziej, że wyniosłam z jej autobiografii wcale niemałą wiedzę o gejszach i japońskim społeczeństwie. Ale autobiografia żony ostatniego szacha Iranu jest jedynie żenująca.
Farah Diba-Pahlavi była ostatnią żoną szacha Iranu Muhammada Rezy Pahlaviego i jedyną ukoronowaną władczynią tego kraju. Swoją autobiografię napisała już po ucieczce z kraju, po śmierci swojego małżonka. Obejmuje ona okres jej dzieciństwa, wspólnych z szachem rządów i losów byłych władców Iranu podczas ich tułaczki po świecie, po ucieczce z kraju. W skrócie można ją ująć tak: byłam piękna, cudowna, wszyscy mnie i szacha kochali, sama więc nie wiem, jak to się stało, że nagle wszyscy się od nas odwrócili i potępili. Zły, niesprawiedliwy świat!
Jak tu przyjąć krytykę, kiedy od pieluszek jest się doskonałością? Jak tu przyjąć krytykę, kiedy żyje się w świecie dobrobytu, w atmosferze własnych złudzeń i samozachwytów, podczas gdy na ulicach ludzie umierają z głodu i od kul, a w więzieniach na skutek tortur Savaku?!
Farah Pahlavi Źródło: Wikimedia |
„Już po roku stanęłam na czele szkolnej drużyny koszykówki. Nie tylko ze względu na moje osiągnięcia sportowe, ale również dlatego, że miałam zgodny charakter. Byłam naturalna i pełna prostoty, nie lubiłam zbędnych ceregieli, nie zwracałam uwagi na plotki, dlatego też większość dziewczynek przyjaźniła się ze mną”[1].
I właściwie powinnam zakończyć w tym miejscu opisywanie zawartości (czytanie powinnam przerwać dużo wcześniej), bo dalej jest to samo, uzupełnione jedynie o wielokrotnie powtarzane informacje o tym, że oboje z szachem całe swoje życie poświęcili ukochanemu Iranowi. I niby nie ma niczego złego w próbach ukazania siebie w nieco korzystniejszym świetle, pod warunkiem, że się nie przesadza i nie przeczy się samemu sobie.
Farah Pahlavi pisze:
"[...] a rozkład dnia był tak wypełniony, że miewałam kłopoty z wygospodarowaniem godziny na obiad z mężem. Zdarzało się, że w ogóle w ciągu dnia nie miałam czasu na posiłek. W końcu to, co dotyczyło Iranu, dotyczyło także mnie! [...] Oczywiście szach i ministrowie pracowali z ogromnym zaangażowaniem [...]"[2].
Jednocześnie informuje o ciągłych podróżach po świecie, a wspominając o nagłym pogorszeniu się stanu zdrowia zapracowanego szacha w ciągu „krótkiego urlopu”, przywołuje na potwierdzenie swoich słów fragmenty listów jego francuskiego lekarza:
"[...] wiedząc, że jego pan wybiera się w długą i daleką podróż, wykazał się chwalebną troską o zaopatrzenie go w leki. Kupił zatem spory zapas quinercylu, z którego pacjent czerpał ponad dwa miesiące, co oznaczało, że w tym okresie leczenie zostało przerwane"[3].
Szach bawił w Austrii na nartach.
Była szachini pisze, że narodziny następcy tronu zdominowały życie jej i szacha; pisze z rozrzewnieniem o tym, że oboje z mężem spędzali całe dnie z dzieckiem, czuwając nad jego rozwojem. A jednocześnie zaaferowana wspomina o tym, że w pewnym momencie zamartwiali się, że ich cudowny potomek ma wadę wymowy – nie potrafi wymówić twardego perskiego "r". Co za ulga! Okazało się, że dziedzic jest jednak doskonały! Mały Reza po prostu mówił tak, jak jego francuska niańka. Nie ulega wątpliwości, że to z powodu nadmiaru czasu spędzonego z rodzicami mówiącymi po persku...
"Nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do materialnej wartości rzeczy. Chciałam, by cała reszta wyposażenia pałacu – obrazy, przedmioty osobistego użytku, dywany – pozostała na miejscu. Celowo zostawiłam nawet moje irańskie suknie, jak zostawia się za sobą cząstkę własnej duszy. [...] Dziś jestem dumna, że nasze osobiste dobra pozostały w kraju"[4].
I właściwie powinnam zakończyć w tym miejscu opisywanie zawartości (czytanie powinnam przerwać dużo wcześniej), bo dalej jest to samo, uzupełnione jedynie o wielokrotnie powtarzane informacje o tym, że oboje z szachem całe swoje życie poświęcili ukochanemu Iranowi. I niby nie ma niczego złego w próbach ukazania siebie w nieco korzystniejszym świetle, pod warunkiem, że się nie przesadza i nie przeczy się samemu sobie.
Farah Pahlavi pisze:
"[...] a rozkład dnia był tak wypełniony, że miewałam kłopoty z wygospodarowaniem godziny na obiad z mężem. Zdarzało się, że w ogóle w ciągu dnia nie miałam czasu na posiłek. W końcu to, co dotyczyło Iranu, dotyczyło także mnie! [...] Oczywiście szach i ministrowie pracowali z ogromnym zaangażowaniem [...]"[2].
Jednocześnie informuje o ciągłych podróżach po świecie, a wspominając o nagłym pogorszeniu się stanu zdrowia zapracowanego szacha w ciągu „krótkiego urlopu”, przywołuje na potwierdzenie swoich słów fragmenty listów jego francuskiego lekarza:
"[...] wiedząc, że jego pan wybiera się w długą i daleką podróż, wykazał się chwalebną troską o zaopatrzenie go w leki. Kupił zatem spory zapas quinercylu, z którego pacjent czerpał ponad dwa miesiące, co oznaczało, że w tym okresie leczenie zostało przerwane"[3].
Szach bawił w Austrii na nartach.
Była szachini pisze, że narodziny następcy tronu zdominowały życie jej i szacha; pisze z rozrzewnieniem o tym, że oboje z mężem spędzali całe dnie z dzieckiem, czuwając nad jego rozwojem. A jednocześnie zaaferowana wspomina o tym, że w pewnym momencie zamartwiali się, że ich cudowny potomek ma wadę wymowy – nie potrafi wymówić twardego perskiego "r". Co za ulga! Okazało się, że dziedzic jest jednak doskonały! Mały Reza po prostu mówił tak, jak jego francuska niańka. Nie ulega wątpliwości, że to z powodu nadmiaru czasu spędzonego z rodzicami mówiącymi po persku...
"Nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do materialnej wartości rzeczy. Chciałam, by cała reszta wyposażenia pałacu – obrazy, przedmioty osobistego użytku, dywany – pozostała na miejscu. Celowo zostawiłam nawet moje irańskie suknie, jak zostawia się za sobą cząstkę własnej duszy. [...] Dziś jestem dumna, że nasze osobiste dobra pozostały w kraju"[4].
Szach Reza Pahlavi Źródło: Wikimedia |
"Postanowiono, że dyskretnie wrócę do Paryża, by tam skompletować garderobę odpowiednią do mojej przyszłej roli. [...] U Diora przedstawiono mi kolekcję stworzoną przez Yvesa’a Saint-Laurenta. On też zaprojektował dla mnie suknię zaręczynową i ślubną"[5].
Bez wątpienia można poświęcić kilka sukni, szczególnie takich, których poza krajem nosić się nie będzie, jeśli ma się ogromny majątek umieszczony w bezpiecznym miejscu - ogrom pieniędzy, które wpływały do kasy szacha podczas boomu naftowego, poza tymi, które zostały rozdane jego poplecznikom i bezmyślnie roztrwonione, został zainwestowany w akcje amerykańskich i europejskich przedsiębiorstw. Bez względu na ilość problemów, z jakimi spotkali się ci uciekinierzy po opuszczeniu kraju, w którym wybuchła rewolucja islamska, brak środków do życia na pewno nie był jednym z nich.
Przykłady można mnożyć niemal bez końca.
Jestem w swojej ocenie złośliwa, to prawda. Wyśmiewam i wykpiwam kogoś, kto w swojej własnej ocenie był niesłusznie i niesprawiedliwie potraktowany; kogoś, kto próbuje bronić w oczach opinii publicznej swojego i męża pozytywnego obrazu. Ja to naprawdę rozumiem. Moje zrozumienie jednak nie ma wpływu na negatywne odczucia związane z odbiorem ckliwo-pompatycznych obrazów przedstawionych przez autorkę.
Bez wątpienia można poświęcić kilka sukni, szczególnie takich, których poza krajem nosić się nie będzie, jeśli ma się ogromny majątek umieszczony w bezpiecznym miejscu - ogrom pieniędzy, które wpływały do kasy szacha podczas boomu naftowego, poza tymi, które zostały rozdane jego poplecznikom i bezmyślnie roztrwonione, został zainwestowany w akcje amerykańskich i europejskich przedsiębiorstw. Bez względu na ilość problemów, z jakimi spotkali się ci uciekinierzy po opuszczeniu kraju, w którym wybuchła rewolucja islamska, brak środków do życia na pewno nie był jednym z nich.
Przykłady można mnożyć niemal bez końca.
Jestem w swojej ocenie złośliwa, to prawda. Wyśmiewam i wykpiwam kogoś, kto w swojej własnej ocenie był niesłusznie i niesprawiedliwie potraktowany; kogoś, kto próbuje bronić w oczach opinii publicznej swojego i męża pozytywnego obrazu. Ja to naprawdę rozumiem. Moje zrozumienie jednak nie ma wpływu na negatywne odczucia związane z odbiorem ckliwo-pompatycznych obrazów przedstawionych przez autorkę.
---
[1] Farah Diba-Pahlavi, „Wspomnienia: Z miłości do mojego króla”, przeł. Marta Cichocka, Beata Czarnomska, Wydawnictwo Literackie, 2004, s. 37.
[2] Tamże, s. 109.
[3] Tamże, s. 198.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 68-72.
[1] Farah Diba-Pahlavi, „Wspomnienia: Z miłości do mojego króla”, przeł. Marta Cichocka, Beata Czarnomska, Wydawnictwo Literackie, 2004, s. 37.
[2] Tamże, s. 109.
[3] Tamże, s. 198.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 68-72.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz