Jalo, nocny łowca |
Spowiedź kalmara
Kalmary to stworzenia o niezwykłych kształtach żyjące w morskich głębinach. Dziesięcioro giętkich ramion wyrasta jakby wprost z głowy, dlatego ludzie nazwali tę gromadę zwierząt głowonogami. Są drapieżnikami, sprawnymi myśliwymi posiadającymi zdolności maskujące, które umożliwiają im błyskawiczny atak na niczego niespodziewającą się ofiarę. W sytuacji zagrożenia wystrzeliwują ze swego ciała ciemną substancję tworzącą wokół nich nieprzezroczystą zasłonę, która dezorientuje napastnika i skrywa przed jego oczyma ofiarę. Z drugiej jednak strony atramentowa chmura jest wyraźnym świadectwem obecności głowonoga.
„[…]to niewielkie morskie zwierzę było wynalazcą pisania, gdyż odkryło, że wypływającym z siebie atramentem może pisać swoją obronę przed śmiercią i sprzeciw wobec niej, że może zwodzić wroga, strzykając mu w twarz czarną mazią i kryć się przed jego wzrokiem w ciemnym gąszczu wymalowywanym w morskiej toni [1]” – pisze o nim bohater powieści Iljasa Churiego, Daniel Hobel Abjad, zwany Jalo i zasiadając nad pustymi kartkami z piórem pełnym atramentu porównuje siebie do głowonoga. To, co napisze może być zarówno jego obroną przed śmiercią, jak i wyrokiem, który sam na siebie wyda.
Bejrut, rok 1992, Liban wciąż leczy rany po krwawej wojnie domowej. Jalo trafia do aresztu oskarżony przez ukochaną kobietę o gwałt i prześladowania. Sytuacja wydaje się tym dziwniejsza, że Jalo wszystkiemu zaprzecza i przedstawia sytuację w zupełnie odmienny sposób – słyszymy jego myśli przekazywane przez wszystkowiedzącego narratora, bo Jalo przed sądem nie jest w stanie wypowiedzieć słowa. W niespokojnym kraju, wciąż nękanym przez zbrojne ugrupowania, do oskarżenia dochodzi także przynależność do grupy terrorystycznej i udział w zamachach bombowych. Ma pecha, bowiem traktowany jest nie jak pospolity przestępca, lecz trafia do ośrodka przesłuchań więźniów politycznych, gdzie podstawą uzyskania zeznań są tortury. W przerwach między nimi więzień zasiada w celi nad plikiem pustych kartek mając za zadanie spisanie swojej historii życia.
Bejrut, rok 1992, Liban wciąż leczy rany po krwawej wojnie domowej. Jalo trafia do aresztu oskarżony przez ukochaną kobietę o gwałt i prześladowania. Sytuacja wydaje się tym dziwniejsza, że Jalo wszystkiemu zaprzecza i przedstawia sytuację w zupełnie odmienny sposób – słyszymy jego myśli przekazywane przez wszystkowiedzącego narratora, bo Jalo przed sądem nie jest w stanie wypowiedzieć słowa. W niespokojnym kraju, wciąż nękanym przez zbrojne ugrupowania, do oskarżenia dochodzi także przynależność do grupy terrorystycznej i udział w zamachach bombowych. Ma pecha, bowiem traktowany jest nie jak pospolity przestępca, lecz trafia do ośrodka przesłuchań więźniów politycznych, gdzie podstawą uzyskania zeznań są tortury. W przerwach między nimi więzień zasiada w celi nad plikiem pustych kartek mając za zadanie spisanie swojej historii życia.
Cud w blasku księżyca |
Jalo stara się spełnić owo żądanie, tym usilniej, im bardziej przerażające stają się kolejne tortury, ale „Osamotniony i odosobniony w celi, Jalo, nie umie poukładać sobie pamięci. Nie umie, bo wszystko nawiedza go naraz, obrazy mieszają mu się w głowie, zdarzenia nachodzą na siebie w czasie”[2].
Pisze zatem, drze, pisze raz jeszcze a opowiadana przez niego historia jak wir zatacza kręgi dostarczając wciąż nowych szczegółów na temat bohatera jednocześnie zagarniając po drodze coraz to inną przestrzeń i czas. Jalo sięga poza okres swojego istnienia, do dzieciństwa dziadka, do historii rodziny jednego ze swoich kolegów a wszystko są to wspomnienia dotyczące mordów i rzezi; zdarzeń, które odcisnęły swe piętno na potomkach ocalałych uczestników. Sam bohater także ma za sobą krwawą przeszłość – jako bojownik libańskiej wojny domowej, podczas której, świadomie i nieświadomie, usypiał swoją wrażliwość by przetrwać.
„Jalo był tylko chłopakiem próbującym wyczytać z bieli papieru swoją historię, której nie potrafił opowiedzieć, swój język, którego nie potrafił zapisać, i swoją pamięć, której nie potrafił skłonić do mówienia”[3].
Jego zapiski prezentują coraz to inne warianty rzeczywistości; Jalo gubi się w przeszłości, nie umie jej wyjaśnić; reakcje i zachowania innych są dla niego niezrozumiałe, bo wszystkie wydarzenia ogląda poprzez pryzmat własnych potrzeb i odczuć. Wciąż na nowo stwarzana opowieść nie jest jedynie próbą wybielenia własnych postępków – Jalo naprawdę próbuje zgłębić własną historię i zobaczyć ją oczyma innych, ale nie potrafi; wciąż reinterpretuje fakty, zawsze jest jednak jakieś: przecież… Bez względu na to, jak bardzo bohater próbuje usprawiedliwić swoje zachowanie, prawda samoistnie wypływa na wierzch i zdradza go wbrew samemu sobie.
Pisze zatem, drze, pisze raz jeszcze a opowiadana przez niego historia jak wir zatacza kręgi dostarczając wciąż nowych szczegółów na temat bohatera jednocześnie zagarniając po drodze coraz to inną przestrzeń i czas. Jalo sięga poza okres swojego istnienia, do dzieciństwa dziadka, do historii rodziny jednego ze swoich kolegów a wszystko są to wspomnienia dotyczące mordów i rzezi; zdarzeń, które odcisnęły swe piętno na potomkach ocalałych uczestników. Sam bohater także ma za sobą krwawą przeszłość – jako bojownik libańskiej wojny domowej, podczas której, świadomie i nieświadomie, usypiał swoją wrażliwość by przetrwać.
„Jalo był tylko chłopakiem próbującym wyczytać z bieli papieru swoją historię, której nie potrafił opowiedzieć, swój język, którego nie potrafił zapisać, i swoją pamięć, której nie potrafił skłonić do mówienia”[3].
Jego zapiski prezentują coraz to inne warianty rzeczywistości; Jalo gubi się w przeszłości, nie umie jej wyjaśnić; reakcje i zachowania innych są dla niego niezrozumiałe, bo wszystkie wydarzenia ogląda poprzez pryzmat własnych potrzeb i odczuć. Wciąż na nowo stwarzana opowieść nie jest jedynie próbą wybielenia własnych postępków – Jalo naprawdę próbuje zgłębić własną historię i zobaczyć ją oczyma innych, ale nie potrafi; wciąż reinterpretuje fakty, zawsze jest jednak jakieś: przecież… Bez względu na to, jak bardzo bohater próbuje usprawiedliwić swoje zachowanie, prawda samoistnie wypływa na wierzch i zdradza go wbrew samemu sobie.
Spowiedź kalmara |
„Siedząc samotnie w celi, Jalo musi strzyknąć atramentem na papier. Jak kalmar nie ma broni innej niż atrament, którym może zwieść tych, co na niego polują i wymknąć się śmierci. […] Jalo pomyślał, że ugotują go w atramencie, którym pisze, że czarny atrament spływający na papier zabije go. Pomyślał, że nie potrafi zwieść poławiacza, który czeka na te kartki, żeby go w nie zawinąć, zabić i zjeść. Jalo pisał jak atramentnik idący na śmierć”[4].
Pod wpływem tortur, pragnąc uniknąć dalszych męczarni, bohater samooskarża się i zmyśla wydarzenia, które go pogrążają. Pragnie przyznać się do wszystkich zarzucanych mu czynów, prawdziwych czy też nie, byle tylko ustrzec się bólu. Traumatyczne przeżycia i strach przed kolejnymi cierpieniami, niemożność wyobrażenia sobie przyszłości sprawiają, że mężczyzna czuje się coraz bardziej rozwarstwiony, niezdolny do zinternalizowania zdarzeń zewnętrznych i własnych myśli. W końcu następuje całkowita dezintegracja ego i Jalo, ten którego poznajemy na początku powieści, odkrywa, że „[…]człowiek może istnieć tylko wtedy, gdy znajdzie się na samym dnie. Tam, na dole, nikt już nie jest niczyim narzędziem. Tam człowiek staje się barankiem zarżniętym za ludzkość, a jego duch unosi się nad światem, bo jest już wolny”[5] i odchodzi w niebyt.
Powieść ma budowę szkatułkową – zawiera w sobie wiele historii, z których każda zostaje dopowiedziana do końca, nawet jeśli główny motyw pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Niemałą rolę odgrywa w niej poezja, przede wszystkim Nizara Kabbaniego, która w tle, ukazuje pragnienia emocjonalnie niedojrzałego bohatera szukającego w lirycznych strofach wzorca swojego życia uczuciowego. Ciekawie poprowadzona jest narracja, która podkreśla rozpad osobowości głównego bohatera. Początkowo rozpisana na dwa głosy – wszechwiedzącego narratora i bohatera spisującego swoje wspomnienia w pierwszej osobie, rozdziela się i pojawia się kolejny trzecioosobowy narrator – Daniel, będący inną tożsamością głównego bohatera, której głos pojawia się jeszcze wyrywkowo, ale w końcu zanika, podobnie jak pierwotna osobowość.
Należy również podkreślić perfekcję tłumaczenia prozy nie tylko nieprostej literacko, ale i historycznie. Czytelnik otrzymuje rzecz napisaną piękną polszczyzną i także, dzięki przypisom tłumacza, nie gubi się w gąszczu zawartych odniesień do powikłanej i obcej historii. Szkoda, że „Nota tłumacza” nie znalazła się przed tekstem powieści, bowiem znajomość wyjaśnień odnośnie zabiegu wypełniającego luki w polskim nazewnictwie nie naraziłaby mnie na zaskoczenie, kiedy we współczesnej historii natknęłam się na Asyryjczyków.
To opowieść o ludziach, którzy w otaczającym ich brutalnym świecie nie potrafią odnaleźć swego miejsca; miotają się na wszystkie strony lub starają się płynąć z prądem, tak by nie pogrążyć się w toni. Traumatyczne przeżycia z przeszłości rzutują nie tylko życie osób, których dotyczą, lecz są przekazywane jak posag kolejnemu pokoleniu; wszystko się nawarstwia i kumuluje aż do nieuniknionego wybuchu. Każdy ma coś do ukrycia, coś do wymazania, co pozornie mu się udaje, ale ukrycie nie jest tożsame z nieistnieniem. I każdy w końcu płaci swoją cenę.
Pod wpływem tortur, pragnąc uniknąć dalszych męczarni, bohater samooskarża się i zmyśla wydarzenia, które go pogrążają. Pragnie przyznać się do wszystkich zarzucanych mu czynów, prawdziwych czy też nie, byle tylko ustrzec się bólu. Traumatyczne przeżycia i strach przed kolejnymi cierpieniami, niemożność wyobrażenia sobie przyszłości sprawiają, że mężczyzna czuje się coraz bardziej rozwarstwiony, niezdolny do zinternalizowania zdarzeń zewnętrznych i własnych myśli. W końcu następuje całkowita dezintegracja ego i Jalo, ten którego poznajemy na początku powieści, odkrywa, że „[…]człowiek może istnieć tylko wtedy, gdy znajdzie się na samym dnie. Tam, na dole, nikt już nie jest niczyim narzędziem. Tam człowiek staje się barankiem zarżniętym za ludzkość, a jego duch unosi się nad światem, bo jest już wolny”[5] i odchodzi w niebyt.
Powieść ma budowę szkatułkową – zawiera w sobie wiele historii, z których każda zostaje dopowiedziana do końca, nawet jeśli główny motyw pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Niemałą rolę odgrywa w niej poezja, przede wszystkim Nizara Kabbaniego, która w tle, ukazuje pragnienia emocjonalnie niedojrzałego bohatera szukającego w lirycznych strofach wzorca swojego życia uczuciowego. Ciekawie poprowadzona jest narracja, która podkreśla rozpad osobowości głównego bohatera. Początkowo rozpisana na dwa głosy – wszechwiedzącego narratora i bohatera spisującego swoje wspomnienia w pierwszej osobie, rozdziela się i pojawia się kolejny trzecioosobowy narrator – Daniel, będący inną tożsamością głównego bohatera, której głos pojawia się jeszcze wyrywkowo, ale w końcu zanika, podobnie jak pierwotna osobowość.
Należy również podkreślić perfekcję tłumaczenia prozy nie tylko nieprostej literacko, ale i historycznie. Czytelnik otrzymuje rzecz napisaną piękną polszczyzną i także, dzięki przypisom tłumacza, nie gubi się w gąszczu zawartych odniesień do powikłanej i obcej historii. Szkoda, że „Nota tłumacza” nie znalazła się przed tekstem powieści, bowiem znajomość wyjaśnień odnośnie zabiegu wypełniającego luki w polskim nazewnictwie nie naraziłaby mnie na zaskoczenie, kiedy we współczesnej historii natknęłam się na Asyryjczyków.
To opowieść o ludziach, którzy w otaczającym ich brutalnym świecie nie potrafią odnaleźć swego miejsca; miotają się na wszystkie strony lub starają się płynąć z prądem, tak by nie pogrążyć się w toni. Traumatyczne przeżycia z przeszłości rzutują nie tylko życie osób, których dotyczą, lecz są przekazywane jak posag kolejnemu pokoleniu; wszystko się nawarstwia i kumuluje aż do nieuniknionego wybuchu. Każdy ma coś do ukrycia, coś do wymazania, co pozornie mu się udaje, ale ukrycie nie jest tożsame z nieistnieniem. I każdy w końcu płaci swoją cenę.
Iljas Churi "Jalo" |
- - -
[1] Iljas Churi, „Jalo”, przeł. Marcin Michalski, Karakter, 2014, s. 112.
[2] Tamże, s. 166
[3] Tamże, s. 180
[4] Tamże, s. 112
[5] Tamże, s. 336
[1] Iljas Churi, „Jalo”, przeł. Marcin Michalski, Karakter, 2014, s. 112.
[2] Tamże, s. 166
[3] Tamże, s. 180
[4] Tamże, s. 112
[5] Tamże, s. 336
I tym sposobem mój biblionetkowy schowek wzbogacił się o kolejną pozycję. To wygląda naprawdę ciekawie, choć domyślam się, że lektura "Jalo" raczej nie działa jak środek przeciwdepresyjny. A z przemocą jak? Ten gwałt w etykietach jest niepokojący.
OdpowiedzUsuńTo kawał świetnej literatury. Gwałt, chociaż o niego chodzi i przewija się przez całą powieść nie jest straszny; przerażające są wspomnienia z wojny i tortury. Co prawda opisane są w sposób surrealistyczny, dawkami, ale przez to stają się bardziej palące. Przyznam, że nie mam jakiś wielkich złudzeń, do tego co człowiek człowiekowi może - czytuję o reżimach i więzieniach, ale... Mają one jednak w powieści swoje zadanie do spełnienia. Pamiętam, że kiedyś poraziło Cię "To oślepiające, nieobecne światło" Tahar Ben Jellouna i dałaś radę, a "Jalo" (powieść, nie bohater) grzechu warty. ;)
UsuńA wiesz, że od razu pomyślałam o tym świetle Ben Jellouna, czytając Twoją recenzję? Temat wygląda na bardzo podobny. Niewesoły, a przecież... Sięgnę po "Jalo" na pewno. :-)
UsuńNa pewno warto, nawet jeśli jest strasznie. :)
UsuńMiła Carmaniolo, znowu wynurzam się z niebytu po długiej przerwie. Powoli, bardzo powoli dojrzewam do "Jalo" i chyba już dojrzałam ostatecznie, acz jeszcze waham się trochę. Trwało to tak długo, że tymczasem zamknięto jedyną filię Biblioteki Raczyńskich, w której ta książka była dostępna, więc pozostaje mi nabyć ją drogą kupna, co jest decyzją bardziej brzemienną w skutki. ;-) Zdradź mi zatem, proszę: czy mogę liczyć przynajmniej na w miarę szczęśliwe zakończenie?
OdpowiedzUsuńAkhm... szczęśliwe? Ale dla kogo - zapytam przewrotnie? ;-)
UsuńSzczęśliwe zakończenia nie są chyba domeną autorów z tamtych rejonów, niestety. Ale poza okrutnymi scenami jest w tej książce również parę pięknych i chwytających za serce fragmentów. No i jest to literatura z naprawdę wysokiej półki. Spokojnie można go postawić obok Jellouna. Sama się zastanawiam dlaczego Churi u mnie nie stoi...
Mnie też trochę niepokoi nieobecność Churiego wśród Twoich przebojów. ;-) Po nieukończonej lekturze "Dziecka piasku" Ben Jelloun stracił trochę w moich oczach, więc tym bardziej szukam nowego objawienia. A zakończenie, dla kogo szczęśliwe? Może dla czytelnika i jego wiary w człowieka mimo wszystko? W wygraną w klasycznej walce ze złem? W możliwość naprawienia tego, co zostało zepsute, wyleczenia choroby? Czytam właśnie Szczeklika, rzecz o medycynie, i pewnie stąd to skojarzenie, ale uzdrowienie to wielka metafora (metafora wielkiej sprawy).
UsuńMasz wymagania! ;-) Happy end jest, i owszem, dla dalszego bohatera, który niejako mimochodem zyskał wolność i spokój. Więcej zdradzać nie będę, bo nie będzie ciekawe odkrywanie prawdy. Ktoś, gdzieś napisał, że niekoniecznie trzeba uczynić coś złego; wystarczy nie zrobić czegoś dobrego by zwyciężyło zło. Niezwykle ponura perspektywa, ale chyba prawdziwa. Co nie znaczy, że należy skulić uszy i się poddać. Wręcz przeciwnie. Howgh! ;-)
UsuńPS. Mnie dziwi, że go nie mam na półce, bo wydawało mi się, że mam swojego. ;-) A przeboje mam od 2015 a "Jalo" wcześniejszy - pewnie by był. ;-)
Czyli zamawiam! :-)
OdpowiedzUsuńTo teraz się będę bała... ;-)
UsuńTak, w razie czego będzie wszystko na Ciebie. ;-)
UsuńOj, Carmaniolo...
OdpowiedzUsuńAuuuu... Za mocne?!
UsuńWysiadłam w jednej trzeciej i teraz rozpaczliwie poszukuję antidotum. Ale mam pewien pomysł i nie zawaham się go urzeczywistnić, jeśli chciałabyś mieć swojego "Jalo" i od czasu do czasu fundować sobie horror przed snem. ;-)
UsuńHmmm, to chyba w dalszym ciągu lubisz Jalo i żal Ci, że tak cierpi... Ale trudno... opowieść rzeczywiście jest pełna okrucieństw a to nie każdemu pasuje. Wymyśl jakieś antidotum na horror i się pomieniamy, bo ja tego drania chętnie przygarnę. ;-)
UsuńKochana, ja już leczę się Mrożkiem, a w biblio mam upatrzoną Emily Dickinson, więc z wymianą możemy poczekać, aż nadarzy się okazja, która przecież kiedyś nadarzy się na pewno, czy to z Twojej, czy z mojej inicjatywy, do której niniejszym zastrzegam sobie prawo. ;-) Tymczasem wyprawiam Jalo do Wrocławia. Żal mi go szczerze, a u mnie tylko cierpiałby jeszcze bardziej. ;-) Nie zmieniłaś adresu?
UsuńAdresu nie zmieniłam i w takim razie czekam na tego popaprańca - już się cieszę i dziękuję! :-) Bardziej mi jednak żal jego ofiar, chociaż to okoliczności zmieniły go w potwora. Ze swojej strony zacznę wypatrywać czegoś znacznie mniej okrutnego dla Ciebie. ;-)
UsuńMelduję, że obłąkany spaślaczek do mnie dotarł i już mu znalazłam miejsce obok obok Jellouna, Ondjakiego i Mabanckou - już oni go naprostują. Mam nadzieję... ;-)
UsuńJa też mam taką nadzieję! Przez obcowanie z Ben Jellounem na pewno zyska; oby ten drugi nie ucierpiał na tym. ;-) A Ondjaki mnie ciekawi, choć zdjęcia nastawiają raczej sceptycznie. U Ciebie recenzji nie widzę, w Biblionetce Adaś wyraża się pochlebnie. Myślisz, że "Babcia 19" warta świeczki?
OdpowiedzUsuńJak Jelloun nie da rady to Mabanckou weźmie go w obroty. A "Babcia 19 i sowiecki sekret" warte świeczek dwóch - Adaś ma rację. Tylko nie kupuj!!! Właśnie wymyśliłam coś miłego i łagodnego, co ukoi Twoją przerażoną duszę i jeśli chcesz, to wyślę go w podróż razem z przytulanką. ;-)
UsuńChcę bardzo! Tym bardziej że w biblio dostępne tylko na miejscu. ;-) Ale też nie chcę pozbawiać Cię trwale tej miłej i łagodnej rzeczy, więc może mogłabyś mi ją pożyczyć?
OdpowiedzUsuńBabcię pożyczę, pewnie. Pojedzie jako dodatek do TEGO CZEGOŚ MIŁEGO ;-)))))
UsuńO rany, myślałam, że to Babcia jest tym czymś. ;-) Wobec tego dziękuję w dwójnasób! W mailu znajdziesz adres, pod którym szybciej odbiorę przesyłkę.
UsuńHura! Mam! Dziękuję! I nie mieszkając, zabieram się do czytania. ;-) Zacznę od słodkości, bo moja przerażona dusza bardzo potrzebuje słodyczy. A po przeczytaniu pierwszego rozdziału nabrałam pewności, że to nie jest bynajmniej przesłodzony tort weselny z kremem! Więc na pewno będzie dobrze. Opiekunką zajmę się w drugiej kolejności, o ile nie chcesz mieć jej natychmiast z powrotem. :-)
OdpowiedzUsuńCieszę, że Tobie kocie słodycze przypadły do gustu. Opiekunka może poczekać cierpliwie na swoją kolej - przeczytana i nic jej na gwałtu rety do domu nie ciągnie. ;-)
UsuńBabcia jest już w drodze powrotnej. Tym razem okoliczności sprzyjały szybkiej lekturze. Kocicę to nawet machnęłam w jeden dzień, co jest u mnie rzeczą zgoła niebywałą. Fakt, miejscami było słodko, ale i tak miło. Czasami biorę ją z półki, żeby jeszcze trochę poprzytulać, i nawet moja kocica rzeczywista zaakceptowała ją bez oporów. ;-)
UsuńCieszę się, że polubiłaś. ;-) Na babcię sobie czekam spokojnie, niech jej podróż służy. :)
UsuńBabcia wsiadła w odrzutowiec i wczoraj dumnie wkroczyła w moje progi. A na dodatek przywiozła ze sobą dwie urocze gejsze władające polskim językiem. Dziękuję! ;-))
UsuńTa babcia, no! A do mnie przyjechała ze znającym polski zawodnikiem sumo, który wbrew groźnej postawie okazał się bardzo miły. ;-)
Usuń