poniedziałek, 9 marca 2015

Andrzej Stasiuk "Opowieści galicyjskie"

Andrzej Stasiuk, Opowieści galicyjskie, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Była cerkiew greckokatolicka w Czarnej
Ballada o starym i nowym

Czytelnicze ścieżki bywają niekiedy wielce kręte, zwodnicze i… zaskakujące. Do Stasiuka doprowadził mnie poświęcony temu pisarzowi wiersz Jurija Andruchowycza, pod jakże znaczącym tytułem, „More Than a Cult”, a szczególnie dwa wersy, które – sama nie wiem dlaczego – utkwiły mi w głowie:

W centrum jego Europy mieszkają Cyganie.
W ten sposób jest konsekwentnie aspołeczny[1].

I tak, w poszukiwaniu Romów sięgnęłam po Stasiuka, najpierw po „Opowieści galicyjskie”. Cygana znalazłam, co prawda, tylko jednego – Zalatywój go zwali, łatał podziurawione kalosze, jeździł bez prawa jazdy pojazdem własnej produkcji po bezdrożach, ale i tak, podobnie jak Rudy Sierżant uważam, że był jednym z najporządniejszych i najsympatyczniejszych ludzi w przedstawionym świecie.

W swojej książce Stasiuk zabiera czytelnika do Galicji lat dziewięćdziesiątych. Niewielka miejscowość w Beskidzie Niskim, gdzie podstawą bytu większości mieszkańców była praca w zlikwidowanym po przemianach polityczno-gospodarczych Państwowym Gospodarstwie Rolnym. Ponownie coś uległo rozkładowi, zniknęło, pozostawiając po sobie puste miejsce, nie dając nic w zamian. Tylko ludzie, których jedynym majątkiem były dzieci – siedmioro, dwanaścioro – pozostali, wiodąc nadal podobne, lecz jeszcze bardziej puste życie, byt, którego przestrzeń zamykała się między drzwiami knajpy i chałupy.

Andrzej Stasiuk, Opowieści galicyjskie, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Grąziowa - budynki gospodarstwa URM
„Opowieści galicyjskie” rozpoczynają króciutkie, wydawałoby się zupełnie niepowiązane ze sobą historie życia mieszkających tam ludzi; łączy ich tylko miejsce i „Nieforemna, gnuśna rzeczywistość, w której ciążenie materii na równi dotyka przedmiotów i ciał”[2]. Każdy z nich radzi sobie jak może w nowej rzeczywistości. Większość pozostaje w stanie stagnacji, przyzwyczajona do tego, że zawsze za nich decydowano a im pozostało jedynie podporządkować się systemowi. Tylko nieliczni odnajdują się niespodziewanie doskonale w nowych okolicznościach uruchamiając niewykorzystane pokłady obrotności.
 
Te migawki z życia poszczególnych mieszkańców niespodziewanie zaczynają się splatać w jedną całość – być może dla każdego czytelnika indywidualnie w innym miejscu – dla mnie od rozdziału „Miejsce”, w którym Andrzej Stasiuk pisze o starej cerkwi łemkowskiej, którą  postanowiono rozebrać i przenieść do skansenu.

„Lecz miejsca nie można przenieść. Miejsce nie ma wymiarów. Jest punktem i nieuchwytną przestrzenią”[3].

I to miejsce oraz duch jednego z mieszkańców pozostaje centralnym punktem, symbolem, wokół którego w tym ospałym i monotonnym świecie rozgrywają się prawdziwie dramatyczne historie. Tam stare, czarne i zmurszałe miesza się z krzykliwymi barwami nowoczesnej tandety;  przeszłość miesza się z teraźniejszością – jak we wspomnieniach bohaterów.

 „Być może czas jest czymś podobnym do powietrza i odbicia rzeczy trwają w nim tak samo, jak dalekie obrazy miast i krajobrazów przenosi fatamorgana”[4].

Narrator obserwuje zachodzące zmiany oczyma człowieka z zewnątrz, postrzega wydarzenia i ludzi z dystansem, ale i z ogromnym współ-czuciem. Snuje opowieść o świecie, który krocząc ku przyszłości jednocześnie trwa głęboko zanurzony w swej przeszłości, co determinuje ścieżki jego podróży. Trudno się oprzeć czarowi pięknego poetyckiego języka tej smutnej, chwilami bardzo okrutnej, chociaż w ostatecznym rozrachunku chyba jednak optymistycznej opowieści.

Andrzej Stasiuk, Opowieści galicyjskie, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Andrzej Stasiuk
Opowieści galicyjskie
- - -
[1] Jurij Andruchowycz, „More Than a Cult” , w: tegoż, „Piosenki dla martwego koguta”, przeł. Bohdan Zadura, wyd. Biuro Literackie, 2005, s. 29.
[2] Andrzej Stasiuk, „Opowieści galicyjskie”, Wyd. Znak, 1995, s. 10.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 90-91.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz