|
Mała Księżniczka i Lis
Każdy chyba miał okazję spotkać osobę-która-wie-lepiej. Jeśli nie, to miał szczęście, bo takich osób nie jest znowu tak mało. One zawsze wiedzą co należy wiedzieć, co robić; potrafią ocenić, co jest wartościowe a co jest zwykłym śmieciem. Ba! One nawet, lepiej niż my sami, wiedzą co myślimy i czujemy. Bezskutecznie próbowalibyśmy je przekonać, że się mylą i jest inaczej. Co więcej, takie osoby zazwyczaj skupiają wokół siebie grono chętnych potakiwaczy, którzy niemal z ust spijają każde słowo i razem stanowią mur nie do przebicia. Jeśli na taki mur trafi osoba dorosła ma wybór i może po prostu opuścić wszechwiedzące towarzystwo. A jeśli to dziecko? I jeśli ten nieprzenikliwy mur to jego własna rodzina? Nie ma drogi ucieczki…
Każdy chyba miał okazję spotkać osobę-która-wie-lepiej. Jeśli nie, to miał szczęście, bo takich osób nie jest znowu tak mało. One zawsze wiedzą co należy wiedzieć, co robić; potrafią ocenić, co jest wartościowe a co jest zwykłym śmieciem. Ba! One nawet, lepiej niż my sami, wiedzą co myślimy i czujemy. Bezskutecznie próbowalibyśmy je przekonać, że się mylą i jest inaczej. Co więcej, takie osoby zazwyczaj skupiają wokół siebie grono chętnych potakiwaczy, którzy niemal z ust spijają każde słowo i razem stanowią mur nie do przebicia. Jeśli na taki mur trafi osoba dorosła ma wybór i może po prostu opuścić wszechwiedzące towarzystwo. A jeśli to dziecko? I jeśli ten nieprzenikliwy mur to jego własna rodzina? Nie ma drogi ucieczki…
Bohaterka powieści Magdaleny Tulli – dziecko nadpobudliwe, i być może, ale tylko być może, trudne, przeżywa swoje dzieciństwo wśród niewyrozumiałych i nieczułych na odmienne potrzeby bliskich. Ich rygorystyczne zasady i brak zrozumienia stanowią mur, o który rozbija się żywiołowość i wrażliwość dziewczynki. Ciągle osądzana, ciągle wyśmiewana nie potrafi zrozumieć, co jest – myśli, w niej – takiego, co sprawia, że jest w ten sposób traktowana. I rodzi się w niej bunt, narasta krzyk, który jednak nie znajduje żadnego odzewu. Wręcz przeciwnie, jest coraz bardziej spychana na margines, wyrzucana poza krąg ciepła, którego tak bardzo potrzebuje. I w końcu przestaje walczyć, rezygnuje ze swojej żywiołowości, uczy się panować nad swoimi uczuciami i emocjami tak, by ich nie uzewnętrzniać, bo dochodzi do wniosku, że […] równie nieprzyjemne w dotyku mogą być moje uczucia. Dawała mi do zrozumienia (matka – przyp. Mój) , że będę musiała schować je jak najgłębiej, może na przykład połknąć i urządzić im jakąś skrytkę na samym dnie żołądka, bo na zewnątrz na pewno nie będzie na nie miejsca”[1]. Chowa się we własnym wnętrzu, traci naturalną radość życia, rodzi się w niej strach przed okazywaniem emocji, które skazują ją na całkowitą izolację wśród bliskich. Wygasły wulkan.
Wydaje mi się, że bez względu na dalsze wydarzenia, miała szczęście spotykając Rudego – swego męża. Stał się dla niej podporą, nie tarczą, ale podporą właśnie. Samo jego istnienie zmieniało układ sił.
„Myśli obcego mogą swobodnie poszybować w nieprzewidzialnych kierunkach, jago wnioski mogą stanąć w sprzeczności z tym, co pragnęliśmy mu unaocznić. Nie dysponowaliśmy żadnymi sankcjami, żeby przywołać obcego do porządku”[2].
„Myśli obcego mogą swobodnie poszybować w nieprzewidzialnych kierunkach, jago wnioski mogą stanąć w sprzeczności z tym, co pragnęliśmy mu unaocznić. Nie dysponowaliśmy żadnymi sankcjami, żeby przywołać obcego do porządku”[2].
CreditLine: Rosa Dik 009 (przycięcie i redukcja koloru) |
Był alternatywą, dowodem na to, że można inaczej, że „normalność” jest pojęciem względnym. Sprawił, że młoda kobieta uwierzyła, że warto walczyć o prawo do własnych odczuć i reakcji.
Najsmutniejsze z tego wszystkiego jest to, że zapory emocjonalne, na które natyka się dziecko powstały jako bariery ochronne ludzi okaleczonych przez wojnę; miały ich osłaniać, pomóc uporać się z traumatycznymi przejściami. Wydawało się, że wypierając przeszłość, zatrzaskując za nią kamienne wrota, nadając pozór normalności swojemu życiu sprawią, że straci ona racje istnienia, ale…
„Wysiłki mojej matki, żeby trzymać gardę wysoko, na nic się nie zdały. Śmiertelnej rany można się wyprzeć, lecz wtedy będzie nosił ją ktoś inny. Przechodzi na potomstwo przez powietrze. Przez milczenie. Tajemnicę, której nie znałam, miałam wypisaną na czole – lecz nie dość czytelnie, by wzbudzić współczucie.
Matka nie wierzyła w takie rzeczy. To, co przemilczane, w jej przekonaniu traciło atrybut istnienia. Nie istniejąc, nie mogło się na mnie przenieść”[3]. A jednak... zostawiło ślad, nieusuwalną bliznę.
Najsmutniejsze z tego wszystkiego jest to, że zapory emocjonalne, na które natyka się dziecko powstały jako bariery ochronne ludzi okaleczonych przez wojnę; miały ich osłaniać, pomóc uporać się z traumatycznymi przejściami. Wydawało się, że wypierając przeszłość, zatrzaskując za nią kamienne wrota, nadając pozór normalności swojemu życiu sprawią, że straci ona racje istnienia, ale…
„Wysiłki mojej matki, żeby trzymać gardę wysoko, na nic się nie zdały. Śmiertelnej rany można się wyprzeć, lecz wtedy będzie nosił ją ktoś inny. Przechodzi na potomstwo przez powietrze. Przez milczenie. Tajemnicę, której nie znałam, miałam wypisaną na czole – lecz nie dość czytelnie, by wzbudzić współczucie.
Matka nie wierzyła w takie rzeczy. To, co przemilczane, w jej przekonaniu traciło atrybut istnienia. Nie istniejąc, nie mogło się na mnie przenieść”[3]. A jednak... zostawiło ślad, nieusuwalną bliznę.
Przykuły moją uwagę rozważania o wybaczeniu, które ważne jest przede wszystkim dla pokrzywdzonego – to jego przygniata ciężar żalu czy też nienawiści. Wydaje mi się, że ma rację bohaterka mówiąc, że: „Żebyśmy mogli przebaczyć, kiedy nikt nie przeprasza […] ktoś w nas musi umrzeć. […]. Ofiara”[4]. Dopiero kiedy stajemy pewnie na własnych nogach możemy zrzucić z siebie ciężar smutku i poczucia krzywdy; wtedy możliwe jest wybaczenie.
To moje pierwsze spotkanie z prozą Magdaleny Tulli. Czytając te oszczędne, wyważone zdania, w których nie ma żadnego zbędnego słowa, nasuwało mi się skojarzenie z telegramem. Esencja myśli, wyciągniętych gdzieś z głębi, niemal na siłę, przefiltrowana, zamknięta w minimalnej ilości słów a każde STOP, każda pusta przestrzeń, to pole ogromnego ładunku emocji.
Szum? Po prostu życie. Zagmatwane, zgiełkliwe, wciąż popychające nas do przodu, zmuszające do biegu nawet wtedy, kiedy należałoby przystanąć, czasem nie dające czasu na refleksje. Stałe zakłócenia w eterze.
Mała Księżniczka? Dziewczynka zagubiona w niezrozumiałym, często zupełnie niepojętym dla dziecięcego umysłu świecie dorosłych.
A Lis? Wierny przyjaciel pomagający przebrnąć przez wszystkie przeszkody, które stawia życie. Na własne lisie sposoby. Ale lisa musicie odnaleźć sami.
Magdalena Tulli "Szum" |
- - -
[1] Magdalena Tulli, „Szum”, Znak, 2014, s. s.116
[2] Tamże, s. 129.
[3] Tamże, s. 170.
[4] Tamże, s. 175
[1] Magdalena Tulli, „Szum”, Znak, 2014, s. s.116
[2] Tamże, s. 129.
[3] Tamże, s. 170.
[4] Tamże, s. 175
Ja znam panią Tulli z "Włoskich szpilek" i miło wspominam to spotkanie, choć jego tematyka była raczej bolesna. W tamtej książce też pojawia się motyw nieszczęśliwego dzieciństwa; wydaje mi się, że rozpoznaję tę zagubioną dziewczynkę.
OdpowiedzUsuńTe powieści są chyba "ubrane" w cykl i "Szum" to druga część, więc postać dziewczynki jest ta sama. Przegapiłam prozę Tulli i muszę nadrobić; tytuły "Kontroler snów" albo "Sny i kamienie" brzmią niezwykle pociągająco. :)
UsuńOj, ja przy "Snach i kamieniach" skapitulowałam. ;-)
UsuńOooo, dlaczego? W Biblionetce jest tylko notka wydawcy mówiąca o klimacie podobnym do tego u Bruno Schultza... wygląda zachęcająco...
UsuńNie mogłam tego rozgryźć, ale też nie starałam się zbyt usilnie. Może Tobie uda się ta sztuka. :-)
UsuńOj, to nie brzmi już tak dobrze jak tytuł... :))))))))))
Usuń