„Geisha z Gion” (fragment)
|
Z wizytą w krainie wierzb i kwiatów
Na Dalekim Wschodzie, na Wyspach Japońskich, są szczególne miejsca, zwane karyūkai, w których rządzą wyłącznie doznania estetyczne. Są to zamknięte społeczności, w których żyją i pracują starannie szkolone artystki, znane jako gejsze.
Karyūkai znaczy „świat wierzb i kwiatów”, bo każda gejsza jest jak kwiat, piękna w niepowtarzalny sposób, i niczym wierzba – wdzięczna, giętka i silna”*.
Tak rozpoczyna swoją opowieść Mineko Iwasaki – najsłynniejsza japońska gejsza ubiegłego stulecia. Ładnie rozpoczyna. Myśl o sięgnięciu po książkę napisaną przez, niezadowoloną z interpretacji jej opowieści przedstawionej w „Wyznaniach gejszy” przez Goldena, Japonkę, przerażała mnie nieco (po ostatniej wpadce ze wspomnieniami chińskiej artystki). Nie było tak źle. Język na mnie nie napadł.
„W Gion Kobu [dzielnica w Kioto, gdzie znajdują się "domy gejsz" – przyp. mój] żadna z nas nie mówi o sobie gejsza, czyli „artysta”, lecz raczej geiko – „człowiek sztuki”. Odmianą geiko, na całym świecie znaną jako symbol Kioto, jest młoda tancerka, zwana maiko, czyli „kobieta tańca”**.
„W japońskim są dwa słowa oznaczające taniec. Jedno z nich to mai, a drugie – odori.
„W japońskim są dwa słowa oznaczające taniec. Jedno z nich to mai, a drugie – odori.
Mai jest określeniem ceremonialnego tańca, wywodzącego się z obrzędów, od niepamiętnych czasów wykonywanego przez kapłanki shintō na cześć bogów. Można go tańczyć tylko za specjalnym zezwoleniem, po długich i żmudnych przygotowaniach. Odori jest przeciwieństwem mai – to afirmacja ludzkiego życia, radosna w chwilach prawdziwego szczęścia i smutna w momentach przygnębienia. To zarazem taniec ludowy, tańczony na festynach przez wszystkich, bez względu na płeć, wiek i ogólną kondycję fizyczną.
Mai ma tylko trzy odmiany: mikomai, czyli taniec kapłanek shintō, bugaku, taniec dworski, i nō mai, taniec sceniczny, związany z tradycją teatru nō. Tańce z Kioto należą do grupy mai, nie odori. Szkoła Inoue czerpie wzorce z nō mai i jest doń bardzo podobna”***.
Każda gejsza przechodzi w swojej karierze kilka etapów. Pierwszy z nich to osiągnięcie statusu maiko, który otrzymuje po zdaniu egzaminu z tańca. To jest jej pierwsza inicjacja, podkreślona zmianą stroju i prawem do uprawiania zawodu, początkowo jako obserwator - minarai.
Mai ma tylko trzy odmiany: mikomai, czyli taniec kapłanek shintō, bugaku, taniec dworski, i nō mai, taniec sceniczny, związany z tradycją teatru nō. Tańce z Kioto należą do grupy mai, nie odori. Szkoła Inoue czerpie wzorce z nō mai i jest doń bardzo podobna”***.
Każda gejsza przechodzi w swojej karierze kilka etapów. Pierwszy z nich to osiągnięcie statusu maiko, który otrzymuje po zdaniu egzaminu z tańca. To jest jej pierwsza inicjacja, podkreślona zmianą stroju i prawem do uprawiania zawodu, początkowo jako obserwator - minarai.
|
Kolejnym krokiem jest uzyskanie statusu geiko, który wiąże się z osiągnięciem odpowiedniej biegłości w zawodzie i dojrzałością kandydatki (wiek ok. 20 lat). Każdy kolejny etap zbliżający maiko do chwili osiągnięcia pozycji geiko jest podkreślany zmianą fryzury.
Sama inicjacja nosi nazwę erikae, czyli „wywinięcie kołnierza”. Wiąże się to z symboliką noszonego przez gejsze kołnierza – początkowo z dużą ilością czerwieni, która symbolizuje dzieciństwo, w miarę upływu czasu i zdobywania doświadczenia czerwień zastępowana jest przez inne kolory, a w momencie inicjacji geiko zakłada kołnierz biały. Otrzymuje prawo określania się jako „człowiek sztuki”.
I tu chyba powstało największe nieporozumienie pomiędzy Iwasaki Mineko a Goldenem, który połączył dwa odmienne zwyczaje, dotyczące zupełnie innych grup, w jedno. A mianowicie inicjację zwaną mizuage, charakterystyczną dla kurtyzan, przypisał zwyczajom geiko.
Credit Line: Kajima Seibei |
„W Shimabarze kobiety zwane jako oiran i tayu (kurtyzany, ekskluzywne prostytutki) całkiem legalnie uprawiały swoją profesję, choć były kształcone w tradycyjnych dziedzinach sztuki. Młode oiran też miały swoje mizuage, lecz w ich przypadku chodziło raczej o uroczystą deflorację, dokonywaną przez klienta, który słono płacił za ten przywilej. (Zbieżność nazw stała się przyczyną wielu nieporozumień co do znaczenia roli gejszy)”*****.
Odnoszę wrażenie, że trudno określić mianem „prawdziwej i niezafałszowanej” i tę opowieść o życiu gejszy. Niemniej jednak ze względu na wielość informacji dotyczących życia w Japonii, zwyczajów, kultury, szczegółów dotyczących strojów (zwiewny ubiór gejszy waży nawet do 20 kg!) czy fryzur - warto po tę książkę sięgnąć. Czy wyjaśni wszystkie wątpliwości co do tego, kim naprawdę była japońska gejsza? Być może...
Odnoszę wrażenie, że trudno określić mianem „prawdziwej i niezafałszowanej” i tę opowieść o życiu gejszy. Niemniej jednak ze względu na wielość informacji dotyczących życia w Japonii, zwyczajów, kultury, szczegółów dotyczących strojów (zwiewny ubiór gejszy waży nawet do 20 kg!) czy fryzur - warto po tę książkę sięgnąć. Czy wyjaśni wszystkie wątpliwości co do tego, kim naprawdę była japońska gejsza? Być może...
Mineko Iwasaki „Gejsza z Gion” |
* Mineko Iwasaki, „Gejsza z Gion”, przeł. z ang. Witold Nowakowski, Albatros, 2003, s. 5.
** Tamże, s. 6.
*** Tamże, s. 112.
**** Tamże, s. 144.
***** Tamże, s. 274.
Tą książką idealnie trafiłaś w mój gust - rzecz o Japonii, a na dodatek historia "z pierwszej ręki". Przeczytam z pewnością! :)
OdpowiedzUsuńDla pewnych szczegółów na pewno warto ale nie należy się nastawiać na wielką literaturę. :)
UsuńMyślę, że każda książka jest warta przeczytania :) Nawet, jeżeli nie jest ona wybitnym dziełem literackim, to i tak czegoś się z niej dowiem. A gdyby nie ta recenzja, to z pewnością książka, by mi umknęła ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie bardzo się z tym zgadzam - z tym, że każda książka warta jest przeczytania - życie jest za krótkie by czytać gnioty. Ale takie autobiografie nie-pisarzy mają inne wartości dla których po nie sięgamy - to prawda. :)
UsuńCzytanie książek, które są gniotami mogą nam pomóc uchwycić te perełki warte przeczytania ;) Nie mówię, że należy czytać wszystko co tylko wpadnie nam w ręce, ale każda książka nas kształtuje i rozwija ;) Po przeczytaniu kiepskiej książki mogę powiedzieć, że ten autor lub gatunek nie jest już wart mojej uwagi. Dlatego też, przeczytałam "Noc zombi" by przekonać się, że takie książki nie są dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJa już przeprowadziłam wcześniej rozpoznanie i wiem (zazwyczaj) czego szukam. Jeśli tematycznie mi odpowiada to... na dwoje babka wróżyła, ale raczej rezygnuję z wątpliwej przyjemności - przegryzanie się przez gniota za dużo nerwów kosztuje. :))
UsuńZ tą symboliką kolorów to ciekawe. Mogłoby się wydawać, że biały to kolor dzieciństwa (niewinności), a czerwony symbolizuje pasję, więc jest raczej odpowiedni dla kobiety. A tu proszę, na odwrót.
OdpowiedzUsuńCoś z tą czerwienią i bielą było w "Krainie śniegu" Kawabaty, muszę zerknąć tam przy okazji.
Trochę trudno mi fascynować się stylem gejsz, tak samo jak nie mogę jakoś przekonać się do osiemnastowiecznych piękności z podwójnym podbródkiem. Kwestia przyzwyczajeń estetycznych. W jakiejś ilustrowanej książce widziałam kiedyś zdjęcia Iwasaki Mineko, która naprawdę ma dużo uroku; pomyślałam wtedy, że szkoda taką urodę psuć białym pudrem i osobliwym pociągnięciem szminki. ;-)
Przyznam, że zabiegi upiększające stosowane przez gejsze do mnie też nie przemawiają. Po przeczytaniu książki Lisy Dalby "Gejsza" doszłam do wniosku, że taka warstwa tapety doskonale pomaga ukryć odczucia w stosunku do klienta. A czytałaś jej "Opowieść Murasaki"? :)
UsuńNie czytałam nic Lisy Dalby, a warto?
UsuńZastanawiam się, czy w świecie gejsz też w pewnym zakresie nie zmienia się moda. Bo te na wybranych przez Ciebie zdjęciach podobają mi się. Ale na przykład maiko na zdjęciu z okładki "Japonii utraconej" Kerra bardziej zdziwiła mnie niż zachwyciła makijażem ust: szminką była pociągnięta tylko dolna warga, co gwarantowało permanentny uśmiech. ;-)
Oj, warto Lisę Dalby, warto. Zarówno jej beletryzowana biografia damy Murasaki jak i opis jej przygód jako gejszy w Japonii - wie o czym pisze i na dodatek pięknie pisze. :)
UsuńZ tymi zdjęciami gejsz to różnie... najpiękniej wyglądają z daleka. :) Ale znalazłam parę takich, które przyciągają oko nienawykłego Europejczyka i zmuszają do powiedzenia: piękna! Postaram się odnaleźć i podesłać pocztą - publicznie zamieścić nie mogę. :)
Poczytam więc Lisę Dalby (w swoim czasie). Widzę, że jest w biblio.
UsuńDzięki za zdjęcia! Odpowiedziałam na "hangoucie"; mam nadzieję, że odpowiedź trafi do adresata, bo nie mam doświadczenia z tym ustrojstwem. ;-)
Ja też nie używam hangoutów i szukałam maila, kiedy zobaczyłam, że fotki mogę przesłać tędy. Prawda, jaka ta czarno-biała fotka cudna? Jak mi się kiedyś trafi jeszcze to zdjęcie, w którym się zakochałam to też podeślę.
UsuńA Lisa Dalby to wspaniałe uzupełnienie do Ivana Morrisa i jego "Świata Księcia Promienistego".