|
Chiny z okien Instytutu
Li Yiyun jest pisarką chińskiego pochodzenia na stałe mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Pisze w języku angielskim, jednak akcja jej powieści i opowiadań często rozgrywa się w Chinach. „Tysiąc lat dobrych modlitw” to debiutancki zbiór opowiadań. W Polsce ukazała się, także wydana przez Czarne, jej powieść „Włóczędzy”, która, moim zdaniem, również zasługuje na uwagę czytelników.
Dwa pierwsze opowiadania, dwa środkowe i ostatnie (tytułowe) chyba można pominąć, bo niczym szczególnym się nie wyróżniają, chociaż i w nich, mimo odczuwalnej znajomości tematu i psychologicznej wiarygodności postaci, coś wydaje się zgrzytać. Dopiero jednak podczas lektury „Nieśmiertelności” zrozumiałam, dlaczego odnoszę wrażenie, że świat przedstawiony przez Yiyun Li w pewnym stopniu stanowi wytwór wyobraźni, a nie odbicie rzeczywistości.
Narrator tego opowiadania, co ciekawe, jest zbiorowy – społeczność małego miasteczka o dość specyficznej przeszłości opowiada historię jednego z jego mieszkańców: „Jego historia, tak jak historia nas wszystkich, zaczęła się na długo przedtem, nim się urodził”[1]. Może uleciało mi z pamięci, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć takiego sposobu prowadzenia narracji w innej książce. I ma to swój urok, nakłada na współczesną historię patynę czasu. Zabieg ten sprawił także, że opowiadana z niezmierną powagą historia nabiera w oczach odbiorcy humorystycznych akcentów, a zakończenie sprawia wrażenie makabrycznego żartu. Raziło mnie w treści słowo „dyktator” używane przez tego masowego narratora w odniesieniu do Mao. Nie wyobrażam sobie, by zwykli ludzie z małego miasteczka wyrażali się w taki sposób o ukochanym ojcu narodu. Nawet obecnie.
Czytając „Śmierć to niezły żart, jeśli się go dobrze opowie” znalazłam w końcu odpowiedź na swoje wątpliwości co do realizmu przedstawionych historii. Bohaterką opowiadania, najlepszego skądinąd w tym zbiorze, jest dziewczynka wychowująca się w zamkniętym i odizolowanym od pozostałej części społeczeństwa Instytucie z niewielką grupką dzieci, których rodzice pracują nad tajnymi projektami nuklearnymi. Tylko podczas wakacji spędzanych u swojej niani ma kontakt z życiem będącym udziałem zwykłych ludzi. Pewne rzeczy udaje się jej zaobserwować, pewnych rzeczy się dowiaduje i bierze w nich udział, ale i tak cały czas pozostaje w jakimś sensie poza nawiasem. Jest inna. I chyba tak też ma się sprawa z autorką: wie, rozumie, ale wydarzenia, które przedstawia, widzi zupełnie inaczej niż reszta Chińczyków - bo z okien zamkniętego Instytutu.
Kolejny przykuwający uwagę tekst to „Księżniczka z Nebraski”. Yang – chłopiec wyrzucony ze szkoły operowej, gdzie był przygotowywany do odgrywania ról kobiecych (nan dan) – staje się obiektem miłości starszego mężczyzny i młodej dziewczyny. Zawsze w tle, wielki nieobecny, a jednak ta historia jest jego historią, jego zagubieniem, jego niepewnością i chwiejnością. W każdym razie niemal do ostatniego momentu, bo nie znamy zakończenia – możemy je tylko przeczuwać. I dlatego zacytowane zdanie niczego nie zdradza, po prostu wydało mi się bardzo ładnie napisane:
„Widocznie macierzyństwo niesie ze sobą więcej smutku niż cokolwiek innego, a jednak ileż w nim nadziei: jest zakochaniem, które gdy raz się zacznie, trwa bez końca”[2].
„Miłość na targowisku” to historia miłości, zdrady i wierności. Można by pomyśleć – ot, taka sobie banalna historyjka, tyle tylko, że rozgrywająca się w egzotycznym kraju, w zupełnie innej kulturze. Zakończenie ten banał likwiduje, wymazuje go z kart książki. Poza tym opowieść wydała mi się niesamowicie zmysłowa, mimo że – wbrew pozorom – nie dotyczy spotkania dwojga kochanków. A może jednak…
„Mięśnie mężczyzny rozluźniają się pod pieszczotliwym dotykiem palca Sansan, która po latach spotkała nareszcie kogoś, kto naprawdę rozumie wagę obietnic. Tacy ludzie w oczach świata mogą wprawdzie być obłąkani, ale nie są w swoim obłędzie całkiem odosobnieni i prędzej czy później nawzajem się odnajdują. To właśnie obiecuje nam życie, na tym polega jego wielkość”[3].
W „Ulęgałkach” narratorami są mieszkańcy wioski – kilka osób rozmawiających o swojej obecnej sytuacji i wcześniej zaszłych wydarzeniach. Poszarpane, fragmentaryczne, ale przez to tym bardziej przejmujące opowiadanie.
Wszystkie zawarte w zbiorze utwory cechuje niesamowity fatalizm, a ich bohaterów – bezsilność. To zwykli, przeciętni ludzie uwikłani w bezsensowne sytuacje, często niemający możliwości lub woli dokonania wyboru. Jak liście porwane silnym prądem rzeki.
- - -
[1] Li Yiyun, „Tysiąc lat dobrych modlitw”, przeł. Zbigniew Kłobukowski, Wydawnictwo Czarne, 2011, s.49.
[2] Tamże, s.98.
[3] Tamże, s.117
Li Yiyun jest pisarką chińskiego pochodzenia na stałe mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Pisze w języku angielskim, jednak akcja jej powieści i opowiadań często rozgrywa się w Chinach. „Tysiąc lat dobrych modlitw” to debiutancki zbiór opowiadań. W Polsce ukazała się, także wydana przez Czarne, jej powieść „Włóczędzy”, która, moim zdaniem, również zasługuje na uwagę czytelników.
Dwa pierwsze opowiadania, dwa środkowe i ostatnie (tytułowe) chyba można pominąć, bo niczym szczególnym się nie wyróżniają, chociaż i w nich, mimo odczuwalnej znajomości tematu i psychologicznej wiarygodności postaci, coś wydaje się zgrzytać. Dopiero jednak podczas lektury „Nieśmiertelności” zrozumiałam, dlaczego odnoszę wrażenie, że świat przedstawiony przez Yiyun Li w pewnym stopniu stanowi wytwór wyobraźni, a nie odbicie rzeczywistości.
Narrator tego opowiadania, co ciekawe, jest zbiorowy – społeczność małego miasteczka o dość specyficznej przeszłości opowiada historię jednego z jego mieszkańców: „Jego historia, tak jak historia nas wszystkich, zaczęła się na długo przedtem, nim się urodził”[1]. Może uleciało mi z pamięci, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć takiego sposobu prowadzenia narracji w innej książce. I ma to swój urok, nakłada na współczesną historię patynę czasu. Zabieg ten sprawił także, że opowiadana z niezmierną powagą historia nabiera w oczach odbiorcy humorystycznych akcentów, a zakończenie sprawia wrażenie makabrycznego żartu. Raziło mnie w treści słowo „dyktator” używane przez tego masowego narratora w odniesieniu do Mao. Nie wyobrażam sobie, by zwykli ludzie z małego miasteczka wyrażali się w taki sposób o ukochanym ojcu narodu. Nawet obecnie.
|
Kolejny przykuwający uwagę tekst to „Księżniczka z Nebraski”. Yang – chłopiec wyrzucony ze szkoły operowej, gdzie był przygotowywany do odgrywania ról kobiecych (nan dan) – staje się obiektem miłości starszego mężczyzny i młodej dziewczyny. Zawsze w tle, wielki nieobecny, a jednak ta historia jest jego historią, jego zagubieniem, jego niepewnością i chwiejnością. W każdym razie niemal do ostatniego momentu, bo nie znamy zakończenia – możemy je tylko przeczuwać. I dlatego zacytowane zdanie niczego nie zdradza, po prostu wydało mi się bardzo ładnie napisane:
„Widocznie macierzyństwo niesie ze sobą więcej smutku niż cokolwiek innego, a jednak ileż w nim nadziei: jest zakochaniem, które gdy raz się zacznie, trwa bez końca”[2].
|
„Mięśnie mężczyzny rozluźniają się pod pieszczotliwym dotykiem palca Sansan, która po latach spotkała nareszcie kogoś, kto naprawdę rozumie wagę obietnic. Tacy ludzie w oczach świata mogą wprawdzie być obłąkani, ale nie są w swoim obłędzie całkiem odosobnieni i prędzej czy później nawzajem się odnajdują. To właśnie obiecuje nam życie, na tym polega jego wielkość”[3].
W „Ulęgałkach” narratorami są mieszkańcy wioski – kilka osób rozmawiających o swojej obecnej sytuacji i wcześniej zaszłych wydarzeniach. Poszarpane, fragmentaryczne, ale przez to tym bardziej przejmujące opowiadanie.
Wszystkie zawarte w zbiorze utwory cechuje niesamowity fatalizm, a ich bohaterów – bezsilność. To zwykli, przeciętni ludzie uwikłani w bezsensowne sytuacje, często niemający możliwości lub woli dokonania wyboru. Jak liście porwane silnym prądem rzeki.
Li Yiyun
„Tysiąc lat
dobrych modlitw”
|
[1] Li Yiyun, „Tysiąc lat dobrych modlitw”, przeł. Zbigniew Kłobukowski, Wydawnictwo Czarne, 2011, s.49.
[2] Tamże, s.98.
[3] Tamże, s.117
.
Trochę się waham - przeczytać czy nie przeczytać? Z jednej strony nie przepadam za zbiorami opowiadań, z drugiej akcja dzieje się w Chinach, więc to coś dla mnie :) Nie mówię tak, nie mówię nie - jeżeli trafię w bibliotece to chyba wypożyczę :)
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam za opowiadaniami ale jak zobaczę odrobinę żółtego to nie mogę się oprzeć. Może najpierw spróbuj "Włóczęgów" jeśli nie czytałaś? To powieść z krwi i kości. :)
UsuńNie czytałam i chyba właśnie tak zrobię, że zacznę od powieści ;) Dzięki za podpowiedź :)
Usuń