|
Opowieść z Kraju Długiej Białej Chmury
Tym razem powieściowa ścieżka wywiodła mnie hen, daleko, aż na antypody. Gdzieś wyczytałam, że gdyby wbić w globus długą szpilkę i poprowadzić ją z Warszawy przez środek ku przeciwległej ściance, to jej drugi koniec pojawiłby się właśnie gdzieś u wybrzeży Nowej Zelandii – kraju bujnej roślinności, dziwnych zwierząt, ludożerców, egzotycznych wierzeń i mitów.
„Dawno temu, kiedy Ojciec Niebo i Matka Ziemia zostali rozłączeni, boskie dzieci obojga rodziców podzieliły między siebie królestwa Ziemi. Królestwo oceanu przypadło Panu Tangaroa; w hierarchii zajmował on drugie miejsce, ustępując tylko Panu Tane, ojcu człowieka i bogu lasów, i w ten sposób została ustanowiona ścisła więź między ludźmi i mieszkańcami oceanu, między ziemią i morzem. [...]
Kiedy jednak świat się zestarzał, a ludzie zapomnieli o swym boskim pochodzeniu i stopniowo utracili zdolność rozmawiania z wielorybami, została zerwana więź między nimi. Odtąd znajomość mowy wielorybów była dana nielicznym ludziom. Jednym z nich był nasz przodek, Paikea"[1].
To Kahuti Terenga, dawno, dawno temu, przywołał pieśnią swego fletu przyjaciela-wieloryba i wyruszyli wspólnie z Hawaiki – legendarnej krainy Maorysów, ku nowemu światu – Krajowi Długiej Białej Chmury, niosąc mu błogosławieństwo różnorodności i płodności. Potem Kahuti Terenga pozostał z ludzką rodziną na nowej ziemi, przyjmując „lądowe” imię: Paikea, a wieloryb odpłynął wraz ze swoim stadem, tęskniąc nieustannie za swoim panem.
Gottfried Lindauer (1839–1926) |
Rozdział pomiędzy Maorysami a wielorybami postępował wraz z upływem czasu, aż dwa ludy rozdzieliła nieprzekraczalna linia wyrysowana przez ludzką chciwość i zachłanność: ludzie naruszyli granice przyjaźni i zaczęli polować na wieloryby.
Akcja powieści rozgrywa się w czasach współczesnych, lub prawie współczesnych, kiedy to oba ludy: lądowy i morski, ludzie i wieloryby, zostają zmuszone do walki o własne przetrwanie. Przez wiele lat wynaradawiani Maorysi starają się przywrócić i utrzymać pełnię tożsamości etnicznej, a wieloryby... te, walczą po prostu o fizyczne przetrwanie. Legenda maoryska głosi, że oba ludy mogą przetrwać wyłącznie zjednoczone, inaczej czeka je zagłada.
Rodzi się dziecko, które dziedziczy po wielkim przodku Kahuti Terendze nie tylko imię, lecz także, dawno już zapomnianą, zdolność porozumiewania się ze zwierzętami. Niestety, dziecko to jest dziewczynką, istotą według jej dziadka absolutnie nienadającą się do przejęcia w przyszłości pieczy nad plemieniem. I to dziecko również walczy. Od momentu swoich narodzin walczy o miłość swego dziadka, z którym czuje się silnie związane, a przez którego jest, wciąż i wciąż, bezwzględnie odrzucane.
Akcja powieści rozgrywa się w czasach współczesnych, lub prawie współczesnych, kiedy to oba ludy: lądowy i morski, ludzie i wieloryby, zostają zmuszone do walki o własne przetrwanie. Przez wiele lat wynaradawiani Maorysi starają się przywrócić i utrzymać pełnię tożsamości etnicznej, a wieloryby... te, walczą po prostu o fizyczne przetrwanie. Legenda maoryska głosi, że oba ludy mogą przetrwać wyłącznie zjednoczone, inaczej czeka je zagłada.
Rodzi się dziecko, które dziedziczy po wielkim przodku Kahuti Terendze nie tylko imię, lecz także, dawno już zapomnianą, zdolność porozumiewania się ze zwierzętami. Niestety, dziecko to jest dziewczynką, istotą według jej dziadka absolutnie nienadającą się do przejęcia w przyszłości pieczy nad plemieniem. I to dziecko również walczy. Od momentu swoich narodzin walczy o miłość swego dziadka, z którym czuje się silnie związane, a przez którego jest, wciąż i wciąż, bezwzględnie odrzucane.
White Terraces, New Zealand by Charles Blomfield (1848–1926) |
Narratorem powieści jest wujek dziewczynki. To on, w prostych słowach, opisuje epizody z życia rodziny i własnego. W jego relacji nie brak scenek wywołujących uśmiech czytelnika i takich, które mogą go wzruszyć do łez.
Druga warstwa powieści – wyróżniona w druku kursywą – to przeplatające się sceny zaczerpnięte z maoryskich mitów i opowieści o losach ludu morskiego – wielorybów.
W tych miejscach narrator staje się wręcz bardem, a opowieść nasyca się poetycznością; wypełnia metaforycznymi znaczeniami. W tych miejscach zostaje przerwana linia czasu, zaciera się granica pomiędzy przeszłością i przyszłością, pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Łącznikiem pomiędzy obu warstwami jest fraza maoryskiego rytualnego zawołania: „Hui e, haumi e, taiki e” znaczącego: „połącz wszystko, zwiąż wszystko, niech się stanie”[2]. Melodyjne i dźwięczne, nawet na papierze, słowa zaczerpnięte z języka maoryskiego pojawiają się zresztą w tekście dość często - podkreślają egzotykę powieści i jej baśniowy nastrój.
Druga warstwa powieści – wyróżniona w druku kursywą – to przeplatające się sceny zaczerpnięte z maoryskich mitów i opowieści o losach ludu morskiego – wielorybów.
W tych miejscach narrator staje się wręcz bardem, a opowieść nasyca się poetycznością; wypełnia metaforycznymi znaczeniami. W tych miejscach zostaje przerwana linia czasu, zaciera się granica pomiędzy przeszłością i przyszłością, pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Łącznikiem pomiędzy obu warstwami jest fraza maoryskiego rytualnego zawołania: „Hui e, haumi e, taiki e” znaczącego: „połącz wszystko, zwiąż wszystko, niech się stanie”[2]. Melodyjne i dźwięczne, nawet na papierze, słowa zaczerpnięte z języka maoryskiego pojawiają się zresztą w tekście dość często - podkreślają egzotykę powieści i jej baśniowy nastrój.
Te Reinga', Falls of the Wairoa (1867) James Crowe Richmond |
„Jeździec na wielorybie” to niewielka objętościowo książeczka - chwilami zabawna, chwilami wzruszająca. Nic zatem dziwnego, że rodaczka pisarza - Niki Karo - postanowiła przenieść ją na ekrany kin. Filmu nie widziałam, ale do książki namawiam zarówno tych, którzy lubią baśniowe klimaty, jak i tych, których interesują obyczaje i wierzenia innych ludów. To lekka i naprawdę urocza lektura.
„Haumi e, hui e, taiki e.
Niech się stanie”.
„Haumi e, hui e, taiki e.
Niech się stanie”.
Witi Ihimarea „Jeździec na wielorybie” |
---
[1] Witi Ihimarea, „Jeździec na wielorybie”, przeł. Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo „Replika”, 2006, s. 42.
[2] Tamże, s. 133.
[1] Witi Ihimarea, „Jeździec na wielorybie”, przeł. Janusz Ruszkowski, Wydawnictwo „Replika”, 2006, s. 42.
[2] Tamże, s. 133.
Znowu coś, co mnie strasznie zainteresowało! Uwielbiam wieloryby i wszelkiego rodzaju podania ludowe - mam nadzieję, że książka szybko wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńTo maleńka pełna poezji książeczka. Ci, którzy widzieli film zrealizowany na jej podstawie też go sobie chwalą. Mnie się do tej pory nie udało go zdobyć. :/
Usuń