„Selfportrait with black dog” by Gustave Courbet (1841) |
I tylko morze wciąż szumi tak samo...
Antonio Skármeta jest chilijskim pisarzem, reżyserem filmowym, wykładowcą i tłumaczem. Jego wzruszająca opowieść o prostym listonoszu, który stał się przyjacielem wielkiego poety, najpierw zaowocowała filmem o tym samym tytule, następnie sztuką teatralną, a dopiero na sam koniec, po niemal czternastu latach od opisanych wydarzeń, doczekała się formy powieści.
Jako młody dziennikarz został Skármeta wysłany do Isla Negra, by przeprowadzić z Pablem Nerudą wywiad na temat kobiet jego życia. Historię tę pisarz komentuje tak:
„[...] powieść, którą czytelnik trzyma w ręce nie jest tą, którą zamierzałem napisać w Isla Negra [...], lecz jedynie produktem ubocznym mego nieudanego dziennikarskiego zamachu na Nerudę. [...] smakowity reportaż o Nerudzie, który czytelnik z całą pewnością wolałby trzymać w rękach zamiast tej nieuchronnie nadciągającej powieści, która dopadnie go już na następnej stronie [...], okazał się niemożliwy do napisania ze względu na zasady moralne wieszcza, nie zaś dlatego, iżbym przejawiał za mało impertynencji. Z uprzejmością, na jaką nie zasługiwała nikczemność moich zamiarów, odrzekł, iż jego wielką miłością jest jego aktualna małżonka Matylda Urrutia i że perspektywa wracania do »bladej przeszłości« nie budzi ani jego entuzjazmu, ani zainteresowania”[1].
Odprawiony z kwitkiem Skármeta postanowił zatem pokręcić się wokół domu Nerudy i w ten sposób poznał bohaterów swej przyszłej powieści. I zgodnie z życzeniem jednej z bohaterek, by opisał historię Maria Jiméneza („nieważne ile czasu to panu zajmie, ani ile pan zmyśli”[2]), popełnił oba te wykroczenia.
Akcja powieści toczy się w Isla Negra w latach 1971-1973. Był to niezwykle burzliwy okres w dziejach zarówno Chile, jak i samego Pabla Nerudy: zdobył wtedy władzę w Chile Front Ludowy i na fotelu prezydenckim zasiadł Salvatore Allende, którego wkrótce zamordowano podczas zamachu stanu; w tym też okresie Neruda pełnił funkcję ambasadora we Francji, zdobył Nagrodę Nobla i... zakończył życie.
Jak już wspomniałam na wstępie, jest to historia przyjaźni Pabla Nerudy z prostym wiejskim listonoszem i historia miłosnych perypetii tego ostatniego, w które został wciągnięty wielki poeta. Ale, jak pisze tłumaczka Marta Jordan, powieść ta ma także bohatera »niematerialnego« – język. Z jednej strony jest to język tzw. prostego ludu – siermiężny, dosadny i pełen kolokwializmów – z drugiej strony zaś poezja Nerudy. Obok mądrości ludowych, którymi szczodrze raczy nas jedna z kobiecych postaci, typu: „Kto smaruje, ten jedzie!”[3] lub „Suchyś pan jak wielbłądzi bobek”[4], mamy także np. Sonet XXVII ze zbioru „Sto sonetów o miłości”.
Takie połączenie prostoty i wyszukania pozwoliło na zbudowanie wielu przezabawnych scen – wyobraźcie sobie tylko wielkiego poetę, człowieka z natury nieśmiałego i delikatnego, który został zmuszony do stanięcia w szranki z przyszłą teściową swojego młodego przyjaciela – babą nieprzebierającą w słowach i dosadnie wyrażającą swoje przekonania. Kto pozostał na placu boju?
Nie brak też w książce scen wzruszających i poruszających, jak ta o wielkim świętowaniu przed telewizorem, przez ludność Isla Negra, uroczystości, podczas której Neruda odbierał Nagrodę Nobla, czy też ta, w której prosi on z Paryża swego przyjaciela-listonosza o nagranie dla niego dźwięków fal morskich rozbijających się o brzeg wokół jego ukochanego domu.
W miarę upływu czasu, w miarę napływu czarnych chmur nad Chile i nad życie samego poety język powieści ulega przemianie. Traci swój żartobliwy nastrój, staje się suchy i rzeczowy. Precyzyjnie i bezwzględnie oddaje nastrój katastrofy.
Uważam, że ta niespełna stustronicowa powiastka jest nie tylko piękną, wzruszającą opowieścią o przyjaźni i miłości, ale także kawałkiem doskonałej literatury. Zachęcam wszystkich do sprawdzenia tego osobiście.
I jeszcze uwaga dodatkowa, dotycząca drugiej części tytułu owej powieści – słowa te pochodzą z fragmentu przemówienia Nerudy, które wygłosił podczas odbierania Nagrody Nobla, a które Skármeta umieścił w powieści:
„Dziś mija dokładnie sto lat od chwili, gdy pewien biedny i znakomity poeta, najbardziej odrażający ze wszystkich zrozpaczonych, napisał tę przepowiednię: À l’aurore, armés d’une ardente patience, nous entrerons aux splendides villes – O świcie, uzbrojeni w żarliwą cierpliwość, wkroczymy do wspaniałych miast”[5].
Nie wiem, czy są to słowa autentyczne – nie udało mi się na razie dotrzeć do źródła - ale wydaje mi się to bardzo prawdopodobne.
„Castle of Blonay„ by Gustave Courbet |
Akcja powieści toczy się w Isla Negra w latach 1971-1973. Był to niezwykle burzliwy okres w dziejach zarówno Chile, jak i samego Pabla Nerudy: zdobył wtedy władzę w Chile Front Ludowy i na fotelu prezydenckim zasiadł Salvatore Allende, którego wkrótce zamordowano podczas zamachu stanu; w tym też okresie Neruda pełnił funkcję ambasadora we Francji, zdobył Nagrodę Nobla i... zakończył życie.
Jak już wspomniałam na wstępie, jest to historia przyjaźni Pabla Nerudy z prostym wiejskim listonoszem i historia miłosnych perypetii tego ostatniego, w które został wciągnięty wielki poeta. Ale, jak pisze tłumaczka Marta Jordan, powieść ta ma także bohatera »niematerialnego« – język. Z jednej strony jest to język tzw. prostego ludu – siermiężny, dosadny i pełen kolokwializmów – z drugiej strony zaś poezja Nerudy. Obok mądrości ludowych, którymi szczodrze raczy nas jedna z kobiecych postaci, typu: „Kto smaruje, ten jedzie!”[3] lub „Suchyś pan jak wielbłądzi bobek”[4], mamy także np. Sonet XXVII ze zbioru „Sto sonetów o miłości”.
„The Song of the Lark” by Jules Breton (1884) |
Nie brak też w książce scen wzruszających i poruszających, jak ta o wielkim świętowaniu przed telewizorem, przez ludność Isla Negra, uroczystości, podczas której Neruda odbierał Nagrodę Nobla, czy też ta, w której prosi on z Paryża swego przyjaciela-listonosza o nagranie dla niego dźwięków fal morskich rozbijających się o brzeg wokół jego ukochanego domu.
W miarę upływu czasu, w miarę napływu czarnych chmur nad Chile i nad życie samego poety język powieści ulega przemianie. Traci swój żartobliwy nastrój, staje się suchy i rzeczowy. Precyzyjnie i bezwzględnie oddaje nastrój katastrofy.
Uważam, że ta niespełna stustronicowa powiastka jest nie tylko piękną, wzruszającą opowieścią o przyjaźni i miłości, ale także kawałkiem doskonałej literatury. Zachęcam wszystkich do sprawdzenia tego osobiście.
„The wave” by Gustave Courbet (1870) |
„Dziś mija dokładnie sto lat od chwili, gdy pewien biedny i znakomity poeta, najbardziej odrażający ze wszystkich zrozpaczonych, napisał tę przepowiednię: À l’aurore, armés d’une ardente patience, nous entrerons aux splendides villes – O świcie, uzbrojeni w żarliwą cierpliwość, wkroczymy do wspaniałych miast”[5].
Nie wiem, czy są to słowa autentyczne – nie udało mi się na razie dotrzeć do źródła - ale wydaje mi się to bardzo prawdopodobne.
Skármeta Esteban Antonio "Listonosz Nerudy" |
- - -
[1] Antonio Skármeta, „Listonosz Nerudy, czyli Żarliwa cierpliwość”, przeł. Marta Jordan, wyd. Wiedza i Życie, 1998, s. 14–15.
[2] Tamże, s. 16.
[3] Tamże, s. 73.
[4] Tamże, s. 79.
[5] Tamże, s. 89.
[1] Antonio Skármeta, „Listonosz Nerudy, czyli Żarliwa cierpliwość”, przeł. Marta Jordan, wyd. Wiedza i Życie, 1998, s. 14–15.
[2] Tamże, s. 16.
[3] Tamże, s. 73.
[4] Tamże, s. 79.
[5] Tamże, s. 89.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz