Credit Line: Dorian Wallender |
Poza horyzontem zdarzeń
Czarny kwiat istnieje tylko w wyobraźni, tak samo jak miejsce, do którego bohaterowie mają nadzieję przybyć, jest utopią”[1].
Czarny kwiat istnieje tylko w wyobraźni, tak samo jak miejsce, do którego bohaterowie mają nadzieję przybyć, jest utopią”[1].
Południowokoreański pisarz Kim Young-ha jest już znany polskim czytelnikom, przede wszystkim z doskonałych opowiadań zawartych w zbiorze „Wampir i inne opowiadania”. Opowiadania te utrzymane są w konwencji pozwalającej odnaleźć się w nich czytelnikom z Zachodu, bez konieczności zgłębiania, tak odmiennej przecież, kultury koreańskiej. Problematyka tych utworów ma wydźwięk ogólnoludzki – autor skupia się na ludzkich bolączkach, niespełnionych i często nieuświadomionych pragnieniach, zagubieniu i zmniejszającym się we współczesnym świecie znaczeniu jednostki. Lekko ironiczne, fluktuujące pomiędzy fantazją i rzeczywistością, dotykają tego, co tkwi w każdym człowieku bez względu na jego pochodzenie i kulturowe naleciałości.
„Czarny kwiat” znacznie odbiega od tego schematu bowiem tym razem autor dostarcza czytelnikom sporej dawki egzotyki i to nie tylko tej o korzeniach sięgających Dalekiego Wschodu, lecz także wprost z Ameryki Łacińskiej. Przyczynkiem do napisania tej powieści stała się prawdziwa, aczkolwiek mało znana, historia pierwszej i ostatniej masowej emigracji członków społeczności koreańskiej do Meksyku.
„Czarny kwiat” znacznie odbiega od tego schematu bowiem tym razem autor dostarcza czytelnikom sporej dawki egzotyki i to nie tylko tej o korzeniach sięgających Dalekiego Wschodu, lecz także wprost z Ameryki Łacińskiej. Przyczynkiem do napisania tej powieści stała się prawdziwa, aczkolwiek mało znana, historia pierwszej i ostatniej masowej emigracji członków społeczności koreańskiej do Meksyku.
Credit Line: Josef Stuefer |
Chwilę przed tym, 4 kwietnia 1905 roku, z portu w Jemulpo wypłynął brytyjski statek Ilford uwożąc na swoim pokładzie 1033 koreańskich pasażerów, którzy marząc o lepszej przyszłości podpisali kontrakty ze Spółką Kolonizacji Kontynentalnej i ruszyli na ziemie Meksyku by tam się wzbogacić i powrócić do swej ojczyzny wioząc pieniądze na zakup własnej ziemi. Nikt spośród nich nie spodziewał się tego, co zgotował im los: ani tego, że ich upodlenie stanie się jeszcze większe, ani tego, że ramię w ramię z Meksykanami wezmą udział w krwawej rewolucji, ani tego że podejmą trud założenia drugiej ojczyzny w Nowym Świecie.
Byli wśród emigrantów ludzie ze wszystkich warstw społecznych: pozbawieni ziemi chłopi, rybacy, zwolnieni ze służby żołnierze, katoliccy księża i wioskowi szamani, zwykli oszuści i przedstawiciele arystokracji blisko spokrewnieni z rodem królewskim. Ci niesieni nadzieją na lepszą przyszłość ludzie trafili na kreolskie hacjendy na Jukatanie specjalizujące się w uprawie krzewów agawy w celu pozyskania cennego w owym czasie sizalu. Zamiast spełnienia marzeń czekało ich piekło, z którego nie można się było wyrwać – bez grosza przy duszy, bez znajomości języka, byli jeszcze bardziej bezbronni niż zatrudniani tam Majowie. I nie było komu ująć się za nimi, bo jeszcze zanim wylądowali na meksykańskim wybrzeżu ich kraj przestał istnieć – stali się wyrzutkami bez ojczyzny.
I chociaż nie każdy z nich chciał wracać, bo w ich ojczyźnie od dawna działo się źle:
„To żałosny kraj, co takiego zrobił dla nas, że mielibyśmy wrócić? Czy nie głodził nas, gdy byliśmy młodzi, wystawił na wojnę, kiedy dorastaliśmy i porzucił, kiedy życie stało się w końcu znośne? Chińskie dranie nad nami, cholerni Rosjanie na naszych plecach i przeklęci Japończycy pod nami, kopiący nas swoimi wojskowymi butami, a następnie każący nam płaszczyć się przed nimi. Koreańczycy traktujący swoich ludzi tak chłodno jak zimowy szron i kryjący się przed armią innego narodu niczym pies w lecie przed spiekotą. Ten kraj nie ma ani odwagi, ani kręgosłupa”[2] – jak z goryczą powiedział były żołnierz, to jednak utrata tej cząstki ziemi, do której przynależeli i brak szans na jakąkolwiek ochronę wytrącił wszystkich z równowagi i pogrzebał resztki nadziei.
Byli wśród emigrantów ludzie ze wszystkich warstw społecznych: pozbawieni ziemi chłopi, rybacy, zwolnieni ze służby żołnierze, katoliccy księża i wioskowi szamani, zwykli oszuści i przedstawiciele arystokracji blisko spokrewnieni z rodem królewskim. Ci niesieni nadzieją na lepszą przyszłość ludzie trafili na kreolskie hacjendy na Jukatanie specjalizujące się w uprawie krzewów agawy w celu pozyskania cennego w owym czasie sizalu. Zamiast spełnienia marzeń czekało ich piekło, z którego nie można się było wyrwać – bez grosza przy duszy, bez znajomości języka, byli jeszcze bardziej bezbronni niż zatrudniani tam Majowie. I nie było komu ująć się za nimi, bo jeszcze zanim wylądowali na meksykańskim wybrzeżu ich kraj przestał istnieć – stali się wyrzutkami bez ojczyzny.
I chociaż nie każdy z nich chciał wracać, bo w ich ojczyźnie od dawna działo się źle:
„To żałosny kraj, co takiego zrobił dla nas, że mielibyśmy wrócić? Czy nie głodził nas, gdy byliśmy młodzi, wystawił na wojnę, kiedy dorastaliśmy i porzucił, kiedy życie stało się w końcu znośne? Chińskie dranie nad nami, cholerni Rosjanie na naszych plecach i przeklęci Japończycy pod nami, kopiący nas swoimi wojskowymi butami, a następnie każący nam płaszczyć się przed nimi. Koreańczycy traktujący swoich ludzi tak chłodno jak zimowy szron i kryjący się przed armią innego narodu niczym pies w lecie przed spiekotą. Ten kraj nie ma ani odwagi, ani kręgosłupa”[2] – jak z goryczą powiedział były żołnierz, to jednak utrata tej cząstki ziemi, do której przynależeli i brak szans na jakąkolwiek ochronę wytrącił wszystkich z równowagi i pogrzebał resztki nadziei.
Credit Line: Angélica Portales |
Spośród bohaterów powieści można jako postać centralną wyróżnić Kima Ijeonga – sierotę wychowanego na ulicy – to wokół niego najczęściej kręci się koło zdarzeń, to jego śmiercią rozpoczyna się i kończy powieść. Jednak książka ma wiele ważnych postaci, bowiem autor starał się ukazać jak radzili sobie w trudnej sytuacji przedstawiciele poszczególnych grup. Mamy rodzinę arystokratów Yi składającą się z głowy rodu, jego żony i dwójki dzieci, w tym dorastającej córki. Wychowani w cieplarnianych warunkach według konfucjańskich zasad wymagających przestrzegania sztywnej hierarchii ważności i posłuszeństwa, jako pierwsi, bo już na statku, zmuszeni zostali do konfrontacji swoich oczekiwań z rzeczywistością. Najboleśniej odczuli to ojciec i matka rodzeństwa, bo dla nich niewyobrażalnym było już samo to, że musieli stykać się fizycznie z pospólstwem i przestali być traktowani z poszanowaniem, którego oczekiwali, nie tylko przez współpasażerów, ale i przez organizatorów wyjazdu. Oboje młodzi, każde na swój sposób przystosowali się do nowych warunków. Zahartowani w stawianiu czoła przeciwnościom żołnierze podchodzili realnie do powstałej sytuacji i próbowali zniwelować największe uciążliwości strajkując bądź negocjując z hacjenderami a przywykli do ciągłych poniżeń i harówki ponad siły we własnym kraju chłopi i rybacy poddali się z rezygnacją losowi. Społeczne męty i szumowiny, jak wszędzie, dawały sobie radę kosztem współtowarzyszy. Pojawiają się jeszcze inne znaczące postaci takie jak katolicki ksiądz, czy szaman, które nie chciał być szamanem i bardzo ciekawa postać tłumacza – o tym jeszcze za chwilę.
Dziewczyna Yeonsu jako jedyna uwypuklona żeńska bohaterka miała być zapewne przykładem tego jak kobiety wyrwane z nakazanego przez konfucjańskie zasady poddaństwa ojcom, braciom i mężom zyskują swoje własne „ja” i stają się zdolne do decydowania o swoim życiu. I co prawda ona pierwsza zrywa z konwenansem i wiąże się z mężczyzną z pospólstwa, ale tak naprawdę poza tym, że ładnie pachnie – w powieści mowa jest o zapachu „sarniej krwi” burzącym zmysły wszystkich mężczyzn, którzy znaleźli się w jej pobliżu – właściwie nie czyni niczego by te więzy zrzucić. Owszem daje sobie radę manipulując mężczyznami, ale od tego do wyzwolenia daleko. Zresztą jakże mogłoby być inaczej skoro traktowanie kobiet w Meksyku wcale nie odbiegało tak daleko od tego jak były postrzegane w Korei. To chyba najsłabiej zarysowana postać w powieści, choć przyznać muszę, że wprowadza do niej ogromny ładunek zmysłowości – ten erotyzm też jest jednym z wyznaczników pisarstwa Kim Young-ha.
Credit Line: Republic of Korea |
Bardzo interesującymi postaciami o staranniej zarysowanych sylwetkach są: katolicki ksiądz Paul Bak Gwangsu i tłumacz Gwon Yongjun. Chociaż nie są głównymi bohaterami, to jednak zajmują w powieści ważne miejsca, bowiem to o ich przeszłości w Korei i przyczynach, które skłoniły ich do wyjazdu dowiadujemy się najwięcej. Dla mnie to właśnie te retrospekcje były najbardziej żywymi i niosącymi największy ładunek emocjonalny wątkami. Opis życia ludzi i odprawianych w wyspiarskiej osadzie rybackiej rytuałów oraz historia rodziny kupców-tłumaczy zapiera dech. Żałowałam, że nie są dłuższe, bo aż prosiły się o rozbudowanie. Tym bardziej, że kładły cień na późniejsze wydarzenia, szczególnie te związane z rozbieżnościami pomiędzy religią chrześcijańską a wierzeniami i rytuałami koreańskich emigrantów. I tu pojawia się kolejny rys charakterystyczny dla pisarstwa Koreańczyka – elementy fantastyczności – coś na pograniczu jawy i snu, co wprowadza atmosferę tajemniczości a nawet grozy.
Powieść napisana jest bardzo oszczędnym, ale niezwykle precyzyjnym językiem. Całość ma budowę kolistą – akcja rozpoczyna się i kończy w tym samym miejscu i czasie, przy czym liczne retrospekcje gładko przeplatają się z wydarzeniami aktualnymi. Dodatkowy epilog uzupełnia wiedzę czytelnika o tym jak potoczyły się dalsze losy kilku czołowych postaci już po zamknięciu akcji właściwej.
A mnie po odłożeniu książki ogarnął żal, że autor rygorystycznie trzymał się zasady oszczędności słowa, nie dał się ponieść i nie rozwinął przynajmniej kilku wątków, w które chętnie bym się zanurzyła znacznie głębiej.
Kim Young-ha„Czarny kwiat” |
- - -
[1] Kim Young-ha, „Czarny kwiat”, przeł. Marzena Stefańska-Adams, Kwiaty Orientu, 2015, s. 318.
[2] Tamże, s. 80-81.
[1] Kim Young-ha, „Czarny kwiat”, przeł. Marzena Stefańska-Adams, Kwiaty Orientu, 2015, s. 318.
[2] Tamże, s. 80-81.
Widzę, że w literackich podróżach podążamy coraz dalej na wschód. Ja dotarłam dopiero do Mekki. Przy okazji informuję, że nominowałam tego bloga do blogowej zabawy Liebster Award.
OdpowiedzUsuńFaktycznie zaniosło mnie ku wschodnim krajom - Korea, teraz Chiny, z przystankiem w Algierii. Czekam z niecierpliwością na wieści z Mekki.
UsuńBardzo dziękuję za nominację... mam nadzieję, że JAKOŚ sobie poradzę - strzelaj pytaniami a ja pomyślę o kolejnych blogach. ;-))