Credit Line: David |
Tysiąc lat samotności
„Była raz wieś, a we wsi było wiele drzew orzechowych – ale największe, najbardziej rozłożyste rosło na szczycie góry. Góra stała naga i szpetna, cała w cierniach. Nawet głazy, którymi była usiana, zdawały się szare i jednakowe, jak gdyby sfabrykował je ponury, nieżyczliwy światu kamieniarz”[1].
Tak rozpoczyna swoją opowieść o odchodzącym w niepamięć świecie ormiański pisarz Wardes Petrosjan. I chociaż Lernasar – wieś o tysiącletniej, pełnej świetności historii, o której pisze leży w Armenii, to los, który jej przypadł w udziale dzieli z nią mnóstwo innych, rozsianych po świecie wiosek i wioseczek. Nie darmo w swojej powieści pisarz przywołuje „Sto lat samotności” Garcii Marqueza. Gdyby nie pewne szczegóły odnoszące się do panującej władzy (okres ZSRR) i wielość napomknień o ormiańskich twórcach i bohaterach, mogłaby to być jakakolwiek górska wioseczka leżąca w dowolnym miejscu na świecie, której czas dobiegł końca, bo w poszukiwaniu lepszego życia opuścili ją ludzie.
„Ryba szuka głębi, a człowiek wygody. To przysłowie musiały wymyślić ryby…”[2] – mówi jedna z postaci i zdanie to nie bez kozery widnieje także jako swego rodzaju motto na jej początku.
Ludzie w swym pędzie ku nowoczesności często lekce sobie ważą historyczne zaszłości, wypierają się ich, niekiedy wstydzą, uznają za ostoję zacofania a tych, którzy nadal próbują walczyć o utrzymanie miejsc skazanych na zagładę przy życiu, za sentymentalnych aspołecznych dziwaków.
Muszla ostrygi. Credit Line: Heather |
Stare opowieści, sny, błąkające się między ruinami widma tych, którzy odeszli w zaświaty – wszystko to nadaje powieści bardzo liryczny charakter. Sam język, mam wrażenie, nawiązujący do tradycji starych opowieści ludowych, pełen poetyckich opisów i filozoficznych refleksji oraz niespieszne tempo narracji podkreślają melancholię przekazu.
W staraniach nauczyciela o zachowanie wsi jest jakieś fatalistyczne zrozumienie, że walka którą toczy jest skazana na niepowodzenie. Zdaje sobie z tego sprawę Petrosjan, który w końcowych wierszach pisze:
Zaś opowieść ta (…) jest tylko próbą uchylenia muszli i przywrócenia ludzkim sercom i umysłom perły – legendy. Łańcuch ten nie kończy się na nas. Od każdego z nas bowiem zależy, aby muszla nie zamknęła się znowu i aby tajemnica zawartej w niej perły przekazywana była z pokolenia na pokolenie, ze stulecia w stulecie”[3].
Credit Line: David |
„(…) po dziś dzień w Lernasarze, na samym wierzchołku Nagiej Góry stoi dziwne, samotne drzewo, które upalnym latem przypomina zieloną pochodnię. Zda się, że bezlitosny ogień, który strawił po drodze kwiaty i zioła, dotarł do szczytu góry i nagle znieruchomiał, zmieniwszy swą barwę.[…] Wysokość góry (…) wynosi tysiąc osiemset trzydzieści pięć metrów, lecz na samym dnie wąwozu spod ziemi wyzierają korzenie, obmywane przez rzeczny nurt. Podobno są to korzenie samotnego orzecha”[4].
Może to także nasze korzenie?
A opowieść jest po prostu ładna.
- - -
Jeszcze tylko jeden cytat, bo ta książka była jedną z wielu, które prowokują człowieka do szperania, oglądania i... słuchania. Lubię takie.
"Zurna jest instrumentem męskiego bólu. Mężczyzna płacze niewidocznymi łzami, zaciskając zęby, nie pozwalając rozpaczy się ujawnić. Zurna nie krzyczy, nie lamentuje. Jej łzy to źródło, kropla po kropli drążące ziemię. Muzyka melancholijna i widmowa zawisła nad niemą wsią niby obłok, który napęczniał, ściemniał rozrósł się w chmurę, lecz nie wydał z siebie deszczu"[5].
Hoy Nar Nar & Zurna Par: Armenian Zurna by Albert Vardanyan
Wardges Petrosjan „Samotny orzech” |
[1] Wardges Petrosjan, „Samotny orzech”, przeł. Danuta Wawiłow, „Współpraca”, 1986, s. 3.
[2] Tamże, s. 227.
[3] Tamże, s. 311.
[4] Tamże, s. 309.
[5] Tamże, s. 191-192.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz