poniedziałek, 22 czerwca 2015

Alain Mabanckou "Zwierzenia jeżozwierza"

Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Autor: something.from.nancy
Jesień jeżozwierza

Jestem wielbicielką prozy Alaina Mabanckou od pierwszej pozycji, która ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Ta miłość do powieści kongijskiego autora trwa nieprzerwanie i jak do tej pory nic nie zdołało jej ostudzić. Kiedy zatem ujrzałam w zapowiedziach wydawniczych „Zwierzenia jeżozwierza” w mym oku pojawił się błysk a w sercu żądza. Przeczucie mnie nie myliło – pisarz po raz kolejny, nie zostawiając czasu na jakikolwiek opór,  wciągnął mnie w nurt swoich szalonych fantazji.

Oto na afrykańskim pustkowiu, nad którym samotnie króluje ogromny baobab i  gdzie słychać jedynie szelest wiatru przemykającego wśród jego liści i szum przepływającej niedaleko rwącej rzeki,  siedzi skulony i wyraźnie zdenerwowany jeżozwierz. Jeśli się bardziej wsłuchać, okaże się, że to dzikie stworzenie przemawia zrozumiałym dla nas językiem i z przejęciem o czymś rozprawia, a stare drzewo wydaje się jego wywodom przysłuchiwać.


Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Baobab by Steve Evans
„(…) »usiądź u stóp baobabu, a po pewnym czasie ujrzysz, jak cały Wszechświat przesuwa się przed tobą«, mówił nam czasem nasz stary zarządca, twierdził, że kiedyś baobaby umiały mówić, odpowiadały ludziom, karały ich smagając swoimi gałęziami (…)”[1]. 

Co prawda nasz bohater nie jest człowiekiem a czasy, gdy baobaby odpowiadały i wyznaczały pokutę  dawno minęły, niemniej jednak stworzenie w owym specyficznym konfesjonale wyznaje swoje grzechy. Jeżozwierz nie jest bowiem zwykłym przedstawicielem gatunku, ale sobowtórem człowieka imieniem Kibandi. Co więcej, nie jest takim sobie zwykłym sobowtórem, którego zadaniem jest ochrona urodzonej w tym samym co ono dniu, istoty ludzkiej. Jest sobowtórem
s z k o d l i w y m, groźnym i niepożądanym.

„(…) przekazanie komuś takiego sobowtóra jest bardziej skomplikowane, znacznie trudniejsze, odbywa się w dziesiątym roku życia dziecka, przy czym trzeba je zmusić do przełknięcia inicjacyjnej mikstury, zwanej »mayamvumbi«, odtąd protegowany będzie ją pił regularnie, by osiągnąć stan upojenia, pozwalający mu się rozdwoić, uwolnić drugie ja, żarłocznego klona (…)”[2]. 

W wyniku tego rytuału narodziła się swego rodzaju trójca, która wkrótce stała się utrapieniem całej okolicy siejąc strach i śmierć. Człowiek, klon i zwierzęcy sobowtór są ze sobą związane na dobre i złe; nawet śmierć nie może ich rozłączyć, bo umierają tego samego dnia. Zazwyczaj. W tym przypadku stała się rzecz przedziwna, bo jeżozwierzowi odroczono karę – tak jak Jezus biblijnej nierządnicy nakazał odejść i nie grzeszyć więcej –   także jemu podarowano czas na wyrażenie skruchy i poprawę.  Przeżył śmierć swego mistrza a znalazłszy niemego i bezstronnego słuchacza poczuł potrzebę powierzenia mu swej tajemnicy.

Nie bez kozery wspominam o trójcy i spowiedzi,  bo w opowieści jeżozwierza wiele jest odwołań do Biblii i chrześcijańskiego boga.  Co więcej, człowiek, jego klon i jeżozwierz, to nie jedyne i może nie najdziwniejsze trio, które pojawia  się w powieści.

Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Jeżozwierz by Charlie Lieu
„Zwierzenia jeżozwierza” to metaliterackie i metakulturowe gry i zabawy. Mieszają się magia i rzeczywistość, świat zwierzęcy i ludzki, przeplatają się kultury, religie, zwyczaje i rytuały. U Mabanckou wszystko się burzy i kipi, pojawia się tuż obok swego przeciwieństwa, ale  –  jak zwierzęta przychodzące w określonych porach do wodopoju: „(…) ten zwierzęcy świat nie mieszał się ze sobą, czas był w naturalny czas podzielony (…)”[3] – jest to istnienie na zasadzie koegzystencji, a nie scalenia. Przy czym nie ma tam miejsca na świętości i wyróżnienia, bo wszystko można sparodiować i wykpić, zarówno naukę:

„(…) na jeżozwierza, bez trudu wytłumaczyłbym tym matołom, że etnolodzy to ludzie, którzy opowiadają o obyczajach innych istot ludzkich, których na tle swojej własnej kultury uznają za dziwaków (…)”[4],

jak europejskie religie oraz wierzenia i zwyczaje mieszkańców Afryki:

„(…) jeśli Kibandi nie czytał już tych historii, jeżeli wolał książki ezoteryczne, to dlatego, że księga Boga obrażała jego własne wierzenia, krytykowała jego praktyki, oddalała go od nauki przodków, toteż nie wierzył w Boga, gdyż ten zawsze odkłada spełnienie modlitw na jutro, a mój mistrz potrzebował konkretnych i natychmiastowych rezultatów (…)”[5]. 

W „Zwierzeniach jeżozwierza” roi się od  nawiązań do znanych utworów literackich oraz afrykańskich przysłów i powiedzonek. Znajdziemy tu wzmianki o dziełach Garcii Marqueza, Quirogi, Sepuveldy, Poego, Faulknera, Cervantesa, La Fontaina czy Hemingwaya. Autor bawi się z czytelnikiem w literackie zagadki wplatając tytuły i fragmenty znanych dzieł w swoją powieść, przy czym czyni to z przymrużeniem oka i przekornym uśmiechem, bo w interpretacji jeżozwierza-narratora nabierają one satyrycznego wydźwięku. Ot, taka parodia mitu o Narcyzie...

Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Hibiskus by Mikkesh
Pewien przystojny i próżny młodzieniec imieniem Amadeusz, który nad wyraz lubił przyglądać się swojemu odbiciu w wodzie, pewnego dnia stracił nagle równowagę i wpadł do rzeki, ale ponieważ umiał pływać więc się uratował (sic!):

„(…) by uczcić ten dzień, kiedy z bliska otarł się o śmierć, zerwał czerwony hibiskus, wrzucił kwiat do rzeki, patrzył jak płynie z nurtem, znika w gąszczu paproci i nenufarów, to dlatego mieszkańcy wioski nie nazywają już tego kwiatu »czerwonym hibiskusem«, mówią na niego »kwiat Amadeusza«(…)”[6].

Narracja toczy się wartko, jeżozwierz wyrzuca z siebie wspomnienia jak kolce, czyniąc jedynie krótkie przerwy  – przecinki – dla nabrania powietrza. Nawet rozdziały – tak powieść dzieli się na rozdziały mimo braku innych znaków przestankowych niż przecinek – wydają się być zaledwie dłuższą pauzą, akurat na głębszy wdech. Opowieść jest chaotyczna, pełna dygresji i różnego rodzaju wtrętów, ale ta paplanina narratora działa jak narkotyk – bierze czytelnika w posiadanie i nie pozwala mu się ocknąć aż do końcowej kropki. Niektórzy porównują sposób pisania Mabanckou do strumienia świadomości, inni szukają jego korzeni w afrykańskich tradycjach opowieści ustnych. I zapewne wszyscy mają rację. W moim mniemaniu tych  źródeł należałoby szukać także w twórczości Faulknera, Vargasa Llosy i Garcii Marqueza.

Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Jeżozwierz (w odwrocie ;)) by Mark Dumont
Od samego niemal początku nie mogłam oprzeć się porównaniom „Zwierzeń jeżozwierza” do „Jesieni patriarchy” Garcii Marqueza. Zarówno forma – w powieści kolumbijskiego pisarza pojawiają się kilkustronicowe zdania, w których króluje przecinek; podobne tempo i  nastrój – wyznania w rytmie szalonej karnawałowej zabawy; potoczny, pozornie niestaranny język. Nawet pojawiający się co jakiś czas wykrzyknik: „na jeżozwierza” przypomina bardziej wulgarne wtręty „o, kurwa” w „Jesieni patriarchy”. Tytułowy jeżozwierz, podobnie jak marquezowski dyktator i ich biblijny pierwowzór – Matuzalem, dożywają wieku niespotykanego wśród pobratymców. Także patriarcha miał swego sobowtóra, który na jego zlecenie popełnił wiele zbrodni, chociaż to nie jemu dane było dotrwać do jesieni życia.

Warto zerknąć w odmęty tej rwącej rzeki, jaką są „Zwierzenia jeżozwierza” – potrafi błyskawicznie wciągnąć w wir, wywrócić na nice, by w chwilę potem postawić oszołomionego pływaka-czytelnika na brzegu. Być może ten brzeg nigdy już nie będzie dla niego taki sam jak przedtem, bo proza Mabanckou nie tylko bawi, lecz także uczy innego patrzenia na otaczający nas świat i ludzi.

A mnie nadal dręczy mnie pytanie: który z bohaterów literackich bał się w dzieciństwie jaszczurek?!

Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Alain Mabanckou„Zwierzenia jeżozwierza”
 - - -
[1] Alain Mabanckou, „Zwierzenia jeżozwierza”, przeł. Jacek Giszczak, Karakter, 2015, s. 127.
[2] Tamże, s. 12-13
[3] Tamże, s. 15
[4] Tamże, s. 121.
[5] Tamże, s. 18.
[6] Tamże, s. 131-132.















2 komentarze:

  1. Świetna recenzja! Słyszałam o tej książce już nie raz, wiele osób mnie do niej zachęcało, ale jakoś nie było mi po drodze. Ale dorwę ją, na pewno, zwłaszcza te porównania do Garcii Marqueza mnie kuszą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i polecam jak najbardziej. Mabanckou uprawia metaliterackie gry a czytelnik ma megazabawę odnajdując pozostawione przez niego tropy. ;)

      Usuń