Credit Line: Steve Evans i David Veksler (mix totalny) |
Pani Niosąca Synów
Według chińskich wierzeń żaby należą do kobiecej domeny yin. Podobnie jak kolor zielony są symbolem płodności, szczęścia i… nieśmiertelności. Niektórzy uważają, że żyją w nich duchy zmarłych dzieci. Tytuł powieści Mo Yana jest homograficzną zabawą znakami, bowiem ideogram „wa” może oznaczać zarówno żaby, jak i dzieci. Stanowi również fragment zapisu imienia bogini Nüwa, która stworzyła człowieka lepiąc go z gliny i wypalając w piecu, i do której zwracają się Chińczycy z prośbą o obdarowanie potomstwem, ofiarowując w tej intencji gliniane figurki dzieci.
„[…] tytuł brzmi »Żaby«. Ale oczywiście mogę go też zmienić na »Dzieci«, a mogę też zmienić na »Bogini Nüwa«. Nüwa stworzyła ludzi, a żaba symbolizuje liczne potomstwo. Żaba jest totemem Dongbeixiangu, tutejsza ceramika i noworoczne obrazki to konkretne przykłady naszego kultu żaby”[1].
„[…] tytuł brzmi »Żaby«. Ale oczywiście mogę go też zmienić na »Dzieci«, a mogę też zmienić na »Bogini Nüwa«. Nüwa stworzyła ludzi, a żaba symbolizuje liczne potomstwo. Żaba jest totemem Dongbeixiangu, tutejsza ceramika i noworoczne obrazki to konkretne przykłady naszego kultu żaby”[1].
Akcja powieści rozgrywa się w maleńkiej wiosce Dongbeixiang leżącej (oczywiście!) w powiecie Gaomi i obejmuje okres od rewolucji do czasów współczesnych. Główną bohaterką jest Wan Serce, położna, która – jak sama twierdzi – odebrała dziesięć tysięcy porodów. Jej historię – w czterech kolejnych listach do przyjaciela z Japonii - opowiada jej siostrzeniec, nazywany Kijanką. Zakończenie powieści stanowi napisana przez narratora sztuka pt. „Żaby”.
Credit Line: Steve Evans 1 i 2 (mix) |
Mo Yan podejmuje bolesny temat początków sprzecznej z zapatrywaniami i potrzebami chińskiego społeczeństwa polityki „jednego dziecka”. Oto niemal z dnia na dzień Chińczykom, dla których od pokoleń liczne potomstwo było symbolem szczęścia i powodzenia rodziny, zakazano płodzenia dzieci, a ludzie dbający o bezpieczne sprowadzenie na ten świat nowych członków społeczności – jak położna Wan Serce, ciotka narratora – stali się strażnikami kontroli urodzeń. Odtąd ich zadaniem nie miało być uświadamianie społeczeństwa, ale aktywne przeciwdziałanie nadmiernej liczbie urodzeń różnymi sposobami, od sterylizacji kobiet bez ich zgody do przymusowych aborcji. A ponieważ zabiegi usuwania ciąży stosowano bez względu na wiek płodu, w wielu przypadkach umierało nie tylko dziecko, lecz i matka. Kobiety, które zachodziły w ponadplanową ciążę i próbując ocalić swoje poczęte dzieci, ukrywały się przed władzami – były prześladowane i ścigane jak zwierzęta. Z drugiej jednak strony (zawsze jest jakaś druga strona) w społeczeństwie, gdzie panował kult męskiego potomka – kobiety, którym się nie poszczęściło i miały córki, rodziły raz za razem, płacąc za te wielokrotne ciąże nie tylko zdrowiem, lecz niejednokrotnie także życiem.
Nikt chyba nie jest w stanie powiedzieć, ile aborcji wykonano; na pewno mnóstwo – płynęła rzeka krwi. W efekcie połączenia polityki jednego dziecka z dążnością do posiadania potomka płci męskiej powstały rejony, które zamieszkują niemal wyłącznie mężczyźni i wykształcił się nowy, wielce intratny zawód handlarza żywym towarem – sprzedawcy żon. W okresie znacznego rozluźnienia polityki partii oraz uwolnienia prywatnej inicjatywy ponownie wszystko stanęło na głowie.
„W takim miejscu jak Dongbeixiang, które właśnie przechodzi swój czas rozwoju, rzeczy obce i swojskie mieszają się ze sobą: dobro miesza się ze złem, trudno rozdzielić piękno i brzydotę, słuszność i niesłuszność, prawdę i fałsz. Goniący za modą nuworysze, kiedy robią majątki, gotowi są sobie kupić nawet tygrysa, a kiedy zbankrutują, własną żonę mogliby sprzedać za długi”[2].
„W takim miejscu jak Dongbeixiang, które właśnie przechodzi swój czas rozwoju, rzeczy obce i swojskie mieszają się ze sobą: dobro miesza się ze złem, trudno rozdzielić piękno i brzydotę, słuszność i niesłuszność, prawdę i fałsz. Goniący za modą nuworysze, kiedy robią majątki, gotowi są sobie kupić nawet tygrysa, a kiedy zbankrutują, własną żonę mogliby sprzedać za długi”[2].
Z jednej skrajności w drugą: teraz z kolei pary, które nie mogą/nie chcą mieć własnych dzieci radzą sobie wynajmując surogatkę. Co prawda matki zastępcze to nie wynalazek ostatnich lat, bo znane są od czasów biblijnych, jednak skala, jaką obecnie osiąga to zjawisko, stając się popłatnym interesem dla całej rzeszy ludzi o niezbyt czystych rękach – farma żab/farma dzieci – oraz jego moralna kontrowersyjność i wyzysk kobiet każą się nad nim głęboko zastanowić.
Credit Line: Steve Evans i Shaun Newman (mix) |
Mo Yan roztrząsa kwestię odpowiedzialności ludzi, którzy aktywnie brali udział w zabijaniu płodów, chociaż ich powołaniem była ochrona życia. Narrator z jednej strony próbuje usprawiedliwić swoją ciotkę: „[…] przecież nie można jej było winić za te aborcje. Jeśli nie ona, zrobiłby to kto inny. A poza tym ludzie, którzy płodzili wbrew prawu, też ponosili odpowiedzialność. I wreszcie, gdyby nikt tego nie robił, trudno powiedzieć, jak dziś wyglądałyby Chiny”[3]. Te słowa natychmiast przywodzą na myśl wszystkich zbrodniarzy wojennych, którzy „tylko” wykonywali rozkazy.
Kijankę również dręczą wątpliwości, bo swój ostatni list do przyjaciela kończy pytaniami: „Każde dziecko jest jedyne, nikt go nie może zastąpić. Czy krew na rękach nigdy nie daje się zmyć? Czy dusza w okowach winy nigdy nie znajdzie wyzwolenia?”[4].
Credit Line: Steve Evans i Shaun Newman |
A ciotka w jego sztuce mówi: „Człowiek, który popełnił zbrodnię, nie ma prawa umrzeć. Musi się męczyć, dręczyć, musi się rzucać jak ryba na patelni, musi się dusić jak wywar w garnku. Tylko w ten sposób może zapłacić za swoje winy i dopiero kiedy zapłaci do końca, może sobie pozwolić na luksus śmierci”[5].
Narracja płynie jak rzeka, ale jakoś mniej w niej wirów głębokich i mielizn, które nieoswojonego ze sposobem pisania Mo Yana odbiorcę przyprawiają o zawroty głowy. To, co fantastyczne i absurdalne pozostaje tu w świecie snów i przywidzeń; ale ponieważ „są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło”[6] – czytelnik i tak wielokrotnie przeciera oczy, bo czasami w otaczającą nas rzeczywistość trudno uwierzyć, a interpretacja zdarzeń przeważnie zależy przecież od własnego interesu…
Narracja płynie jak rzeka, ale jakoś mniej w niej wirów głębokich i mielizn, które nieoswojonego ze sposobem pisania Mo Yana odbiorcę przyprawiają o zawroty głowy. To, co fantastyczne i absurdalne pozostaje tu w świecie snów i przywidzeń; ale ponieważ „są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło”[6] – czytelnik i tak wielokrotnie przeciera oczy, bo czasami w otaczającą nas rzeczywistość trudno uwierzyć, a interpretacja zdarzeń przeważnie zależy przecież od własnego interesu…
Mo Yan "Żaby" |
[1] Mo Yan, „Żaby”, przeł. Małgorzata Religa, wyd. W.A.B., 2014, s.474.
[2] Tamże, s. 384.
[3] Tamże, s. 409.
[4] Tamże, s. 420.
[5] Tamże, s. 540.
[6] William Shakespeare, „Henryk IV”, przeł. Stanisław Barańczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz