środa, 9 kwietnia 2014

Jagielski Wojciech "Modlitwa o deszcz"

Seair21, Afghanistan,  Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Afghanistan. Credit Line: Seair21
 Tam, gdzie zatrzymał się czas

Afganistan to jedyny chyba kraj, który nigdy nie uległ obcej sile, nigdy nie dał sobie narzucić obcej myśli i obcej władzy. Nie zmogli go ani Wielcy Mogołowie, ani Anglicy, ani Rosjanie. Zawdzięczają to Afgańczycy zarówno swemu umiłowaniu wolności i swojej bitności, jak pokrywającym w dużej części ten kraj górom. To dzięki górom udało im się przetrwać wszelkie najazdy i próby podporządkowania. Jednocześnie te same góry stały się ich przekleństwem, bo zbyt skutecznie odgrodzili się od świata i sami od siebie - porozrzucane, jak zielone plamy na szarej pustyni, niewielkie, oddzielone od siebie doliny, w których mogło toczyć się życie sprawiły, że „[…] plemiona wojowniczych Pasztunów, rolnicze ludy Tadżyków, skośnoocy Hazarowie i smagłolicy Uzbecy i Turkmeni nigdy nie stopili się w jeden naród. Żyli przez wieki w swoich dolinach, nie wchodząc jedni drugim w drogę, nie zaprzątając sobie głowy problemami sąsiadów, nie odczuwając nawet potrzeby kontaktów”[1].

„Modlitwa o deszcz” Wojciecha Jagielskiego, dziennikarza-reportera, to swego rodzaju podsumowanie jego wiedzy i wspomnień o Afganistanie – to chwila zadumy nad krajem rozdzieranym od lat wojnami, które wtrąciły go do przepaści. 


Seair21, Afghanistan,  Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Afghanistan. Credit Line: Seair21
Odbywał pan Jagielski swoje podróże do tego kraju w latach najbardziej dla Afganistanu burzliwych – pod koniec XX i w pierwszych latach XXI wieku. Był to czas rewolucji mudżahedinów, która wydarła władzę komunistycznemu rządowi Nadżibullaha, wspieranemu przez Związek Radziecki; czas bratobójczej wojny między różnymi ugrupowaniami rewolucjonistów-tradycjonalistów; okres triumfalnego wkroczenia armii talibów i ich krwawych rządów aż do momentu ponownego odzyskania władzy przez mudżahedinów i postawienia przez Stany Zjednoczone na czele państwa marionetkowego prezydenta – Harmida Karzaja.

Ta książka nie jest jedynie zbiorem reportaży - suchą relacją z tamtych wydarzeń. To pełna głębokiego zrozumienia opowieść o Afganistanie i jego mieszkańcach. Relacjonując wydarzenia współczesne, autor pisze nie tylko o teraźniejszości, lecz sięga do historii, do korzeni formowania się państwa i zamieszkujących go ludów. I właśnie ludzie są przedmiotem dociekań pisarza, bo tylko to, jacy są i dlaczego, może pomóc zrozumieć wszystko, czego Afganistan doświadczył.


Helmandsare, Afghanistan,  Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Grobowiec „Lwa Pandższiru” by Helmandsare
Zresztą Jagielski, jak sam wspomina, zamierzał napisać książkę o buntownikach, której głównym bohaterem miał być przywódca jednego z ugrupowań mudżahedinów – Muhammad Massud. Massud nie dożył następnego ich spotkania. Zginął w zamachu bombowym – tuż przed terrorystycznym atakiem na WTC.

 Mimo że Massud zginął, książka ta w jakimś stopniu pozostała książką o nim - Massud bowiem był jak gdyby esencją Afgańczyka; jego życie i działania wyznaczyły w dziejach Afganistanu pewną epokę, która zakończyła się wraz z jego śmiercią. Ta książka, w moim odbiorze, jest swego rodzaju hołdem złożonym Massudowi i innym, nade wszystko miłującym wolność Afgańczykom. Piękne i zarazem tragiczne to uczucie, bo, jak pisze Jagielski:

„Wierzą w wolność wiarą czystą, dziewiczą i piękną. Wolność to jedyne co im jeszcze zostało. Musieli więc cenić ją jak najdroższy skarb. Bo jeśli wolność polegająca na tym, że nie mając nic, nie ma się także nic do stracenia, nie jest wartością, to może się okazać, że wszystkie wyrzeczenia, wszystkie cierpienia były nadaremne”[2]. 

Autor przytacza mnóstwo rozmów z ludźmi, tymi wielkimi, i tymi zwykłymi, „szarymi” obywatelami, których toczące się tam od lat walki skazały na utratę wszystkiego. I każda z odnotowanych rozmów jest jednako ważna: z Omarem – przywódcą talibów, który ogłosił się emirem Afganistanu, z fryzjerem, który podczas rządów tego ostatniego stracił niemal całkowicie źródło utrzymania, bo jego podstawą było…golenie...


ISAF, Afghanistan,  Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Credit Line: A young Afghan shepherd,Afghanistan
Pisarz nie sili się na oceny - ma w sobie wiele, tak cenionej przez Ryszarda Kapuścińskiego, pokory - lecz stara się przedstawić jak najprzystępniej to, co myślą i czują ludzie, o których pisze.

Mimo że książka opisuje krwawe i pełne okrucieństwa czasy, nie epatuje przemocą. Pięknym, obrazowym językiem Jagielski rzetelnie przedstawia rozgrywające się na jego oczach wydarzenia, opisuje ludzi – ich życie, potrzeby i marzenia. Nie brak w jego książce krótkich, lecz bardzo plastycznych opisów otaczającej tamtejszych ludzi natury – wszak ona ich ukształtowała – wprowadzających czytelnika w świat ich odczuć i sposobu rozumowania.

Afganistan to kraj, w którym czas się zatrzymał i wszystko wydaje się trwać w stanie nienaruszonym od wieków. Granica tego kraju, czy będzie to przełęcz Chajberska, czy też leniwe wody Amu-darii, „wyznacza […] nie tylko ramy przestrzenne, ale i czasowe. […] ważąc się na tę podróż, wkraczam w rzeczywistość odmienną i niepojętą, w której dotychczasowe kryteria logiczne i etyczne okazują się zupełnie nieprzydatne. Nie obce, sprzeczne czy wrogie, ale właśnie nieprzydatne. Ulatuje poczucie czasu, choć wydaje się, że czas wszędzie upływa jednakowo, znika wiara w żelazną konsekwencję wydarzeń, logiczną syntezę i geniusz istoty ludzkiej, który, jak sama mniema, pozwoli jej okiełznać naturę”[3] – pisze Wojciech Jagielski. 
Seair21, Afghanistan,  Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Afghanistan. Credit Line: Seair21
Również czytelnik sięgając po „Modlitwę o deszcz” wkracza w zupełnie inny wymiar – w świat ludzi, którzy modlą się jedynie o deszcz, bo według nich to on, i tylko on, zapewnia im to, co dla nich najważniejsze: życie i wolność.




Jagielski Wojciech, "Modlitwa o deszcz", Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Wojciech Jagielski
„Modlitwa o deszcz”
---
[1] Wojciech Jagielski, „Modlitwa o deszcz”, wyd. W.A.B., 2002, s. 64.
[2] Tamże, s. 113.
[3] Tamże, s. 7.  



 

16 komentarzy:

  1. To też będę miała na oku i zapoluję w swoim czasie. Nie nadążam za Twoimi rekomendacjami. :-)

    Na razie, pomijając doniesienia prasowe, Afganistan i jego mieszkańców znam tylko z irańskich filmów. Czy widziałaś "Kandahar" Mohsena Makhmalbafa? Doskonały film, aczkolwiek trochę enigmatyczny, co zresztą jest w kinie irańskim regułą. Mało brakowało, a przeszłabym obok "Kandaharu" obojętnie; dopiero gdy głębiej zastanowiłam się, co właściwie poeta miał na myśli, odkryłam, że to rewelacja.

    Inny film, ściślej mówiąc nie o Afganistanie, ale o Afgańskich imigrantach w Iranie, to "Deszcz" Majida Majidiego, ten sam, o którym niedawno wspominałam Ci w Biblionetce. "Deszcz" i "Modlitwa o deszcz" - popatrz, jakby do kompletu. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaraz będzie wolniej - blog świeży a ja mam trochę starych tekstów, które chcę dołączyć i stąd ten tłok. Jagielski dobry i wart rekomendacji we wszystkim, o czym pisze - właśnie widziałam, że ostatnio wydał książkę o Mandeli.

    O Afganistanie bardzo urokliwa jest jeszcze powieść Petry Procházkovej "Friszta" i niezły reportaż Åsne Seierstad "Księgarz z Kabulu". Ja, będę teraz poszukiwać czegoś bardziej współczesnego, ale trochę się boję, bo "nasi" tam siedzą...

    Miałam Ci wcześniej napisać, że "Deszcz" widziałam - jak się okazało po raz drugi, ale nie żałuję. Deszczu im tam akurat nie brakowało (w filmie) - lało i lało bez przerwy i taki poetycki ten ostatni kadr z zalewanym wodą śladem stopy ukochanej. Ładne. Teraz czekają na moje zmiłowanie "Dzieci niebios" tego samego reżysera - nie sprawdzam notki, może się okaże, że znowu po raz drugi obejrzę. Koło nosa przeleciał mi "Czas nosorożca" Bahmana Ghobadiego. Eeech...

    Aaaa, obejrzałam też (bez końcówki, bo płyta wysiadła) marokański film Yasmine Kassari "Uśpione dziecko" - zupełnie odmienne kino niż to na co dzień, warto zobaczyć.


    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, dołączam "Frisztę" i "Księgarza" do mojej biblioteki przyszłości. W sprawie "Uśpionego dziecka" już zrobiłam rekonesans i okazało się, że jest w biblio nieopodal. Obejrzę musowo. A ten but w "Deszczu" jest ukrytym tropem dla wtajemniczonych. W najbliższym czasie poszukam szczegółów i podrzucę Ci tutaj, przydadzą Ci się przy oglądaniu "Dzieci niebios", gdzie też buty grają ważną rolę. Wprawdzie oglądałam tylko fragmenty tego filmu w Internecie, ale trochę zdołałam zorientować się w treści. Gdzieś w sieci znalazłam też tekst o sufizmie w "Deszczu". Nie wnikałam w szczegóły, ale z tego, co przeczytałam pobieżnie, wynikało, że film jest naszpikowany symboliką sufich; dobrze przynajmniej trochę z tego wyłowić, jak ten but z błota. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to mnie zabiłaś tym sufizmem... Symbolika, alegoryczność tego filmu, jak najbardziej, ale dlaczego sufizm? Tak naprawdę to kiedy go oglądałam cały czas krążył mi po głowie tytuł książki "Ilona przychodzi z deszczem", ale bohaterka również z deszczem odeszła. I zamiast pantofelka pozostawiła w błocie odcisk kalosza. :) Czekam na te "suficzne" rewelacje! "Dzieci niebios" pewnie obejrzę w czasie świąt.

      Usuń
    2. Do sufizmu jeszcze nie doszłam, ale buty już mam:

      „Nigdy się na zmienność losu nie skarżyłem, ani oblicza na obrót sfery niebieskiéj nie marszczyłem, jedno raz, kiedym miał bose nogi, a na kupienie obuwia mnie nie stało. Do dżamidu w Kufie weszedłem mocno strapiony; tam widzę człowieka bez nogi. Dzięki złożyłem Panu Stwórcy i brak obuwia cierpliwie zniosłem”.

      Gulistan to jest ogród różany Sa’dego z Szyrazu, przeł. Wojciech Kazimirski, Paryż: nakładem Biblioteki Kórnickiej, 1876 s. 105.
      (www.polona.pl/item/643299/78/)

      Czyli brak butów - duże zmartwienie; brak nogi albo nóg - jeszcze większe. Pozbawić kogoś butów - przysporzyć mu zmartwień, oddać buty - naprawić krzywdę, itp. Brzmi trochę jak sennik egipski, ale to chyba właściwy trop, a przynajmniej jakaś wskazówka, i klucz do zrozumienia np. tego śladu buta w błocie.

      Aż nabrałam ochoty, żeby jednak obejrzeć w całości te „Dzieci niebios”. U mnie w biblio nie ma, ale poszukam jeszcze w innych źródłach.

      Usuń
    3. Mnie bardziej przypomina scenę z Kopciuszka - młody książę wkłada na stópkę wybranki... kalosz zamiast szklanego pantofelka. Znaczy: dobrze mieć buty i kogoś, kto je uratuje z błota. ;) A tak na poważnie... ten zanikający w ulewnym deszczu ślad stopy ukochanej i rozanielony uśmiech głównego bohatera przywodzą mi trochę tę cytowaną przez Ciebie przypowieść tj. lepiej czegoś doświadczyć, choćby przez chwilę, (mieć dwie nogi), niż nie przeżyć niczego (nie potrzebować butów). Hmmm, skomplikowanie mi wyszło, ale będziesz wiedziała o co mi chodzi. :) Aaaa, i ten deszcz, który jednocześnie przynosi i zabiera...

      Z tymi filmami w biblio jest ten kłopot, że nawet jak coś jest, to płyty są w stanie "nie do oglądania". A inne źródła obfitują w filmową papkę a tego, co człek by chciał zobaczyć, nie ma. Zdobywaj "Dzieci niebios" -- przeprowadzimy potem śledztwo. ;)

      Usuń
    4. "Dzieci niebios" obejrzyj koniecznie!!! Są niesamowite, przepiękne... mało oglądam, ale tak pięknego i przejmującego filmu dawno nie widziałam!

      Usuń
  4. Już obejrzałam! Widzę, że niepotrzebnie martwiłam się, czy spodoba się i Tobie. :-) Jest świetny, chociaż jeszcze zastanawia mnie parę rzeczy. Choćby tytuł. Dlaczego dzieci niebios? Albo te rybki. Sprawę rybek koniecznie muszę zbadać, bo ryby występują też w przepięknym "Śpiewie wróbli" tego samego reżysera, przy czym tam nie mam z nimi problemu, a tutaj tak.

    U mnie w biblio, odpukać, filmy raczej w dobrym stanie i dużo dobrych, ale Iran w ilościach śladowych niestety. "Dzieci niebios" w końcu "wypożyczyłam" na vod.pl, gdzie znalazłam je niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że i mnie ten tytuł zastanawia. I te rybki... One tam były zamiast bogatych mamuś z kamerami rozmasowujących stópki rozpieszczonych synalków... takie zadośćuczynienie. Mnie najbardziej w tym filmie chyba zdziwiło to, że nikt, ale to nikt, nie zwrócił uwagi na rozpacz małego zwycięzcy. Ciekawa jestem, co wymyślisz.

      I kolejny film... Ech, nie nadążam za Tobą. :) Ale teraz będę zgłębiać tajemnice Su Tonga, filmy to potem. :)

      Usuń
  5. Prawda, wszyscy szaleli z radości, tylko zwycięzca płakał i nikt na to nie zważał. Ten film naprawdę daje do myślenia. Ale nie widziałam jeszcze irańskiego filmu, z którym byłoby inaczej, a trochę ich obejrzałam, płynąc na zimowej fali fascynacji tym kinem. Co do rybek, mam już parę tropów i w najbliższym czasie sklecę z nich czytatkę; niech i Biblionetka coś z tego ma. :-)

    P.S. Su Tong - ratunku! Dla mnie. Dla Ciebie - odwagi! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś znowu namieszałam, bo mi zawisłaś do moderacji z komentarzem. :) Kleć czytatkę, czekam niecierpliwie! Filmów będę jeszcze szukać - Bahman Ghobadi mnie zainteresował.

      Ja tworzę recenzję do opowiadania Su Tonga - pewnie jutro będę gotowa do zawieszenia - obrazy już mam!!! :)

      Usuń
    2. Czytatka już jest do poczytania. :-)

      Usuń
  6. Zastanawiam się, czy to nie ja namieszałam, bo nie za bardzo orientuję się w Google+. ;-)

    Ghobadiego widziałam tylko "Półksiężyc". Wprawdzie nie rzucił mnie na kolana, ale na pewno warto obejrzeć, a jeszcze bardziej warto posłuchać, bo muzyka w tym filmie jest dla mnie rewelacyjna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę oglądać. Trochę namieszałam, bo emisja jest dzisiaj o 16.30 i następny wtorek o 17.00.

      A namieszałam na pewno ja - jako "świeży" blogger ciągle coś poprawiam, ustawiam; słowem, kombinuję jak koń pod górę. I czasem efekt jest odmienny od spodziewanego. :)

      Usuń
  7. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń