Credit Line: Catherine Buggins |
Gniazdo jak klatka
Bohaterem jednej z telewizyjnych koreańskich bajek jest chłopiec-gwiazda, który narodził się by walczyć ze złem. W dniu swoich narodzin otrzymał magiczny miecz i dar nieśmiertelności. Postać z tej bajki stała się ulubionym bohaterem dziesięcioletniego U-ila a jego największym marzeniem było posiąść umiejętność latania. Nieopierzony pisklak marzący o podniebnych lotach. O ile jednak w przypadku ptaka jest to marzenie do spełnienia, o tyle w przypadku małego chłopca może on opuszczać gniazdo tkwiące na wierzchołku drzewa jedynie we snach.
U-il i jego starsza o dwa lata siostra U-mi są bohaterami powieści koreańskiej pisarki Oh Jeonghui, której akcja rozgrywa się w 1995 roku w małej miejscowości pod Seulem. Historię rodzeństwa Park poznajemy z ust dziewczynki.
Dzieci porzucone przez matkę są przez ojca podrzucane pod opiekę kolejnym członkom rodziny, gdzie nie spotykają się z przychylnym przyjęciem, nawet jeśli warunki materialne ich opiekunów nie są złe. Powrót ojca i zamieszkanie z nim i jego nową żoną trwa krótko, po czym znowu zostają skazane wyłącznie na samych siebie.
Właściwie od pierwszych zdań czytelnik zdaje sobie sprawę z zaburzonych stosunków dzieci z rodziną, co rzutuje na ich kontakty z otaczającym światem. Dopiero jednak w miarę rozwoju relacji i z fragmentarycznych wspomnień zdajemy sobie sprawę z tego w jakim żyją koszmarze. W żaden sposób nie ratuje sytuacji przydzielenie dziewczynce opiekunki społecznej, która wielokrotnie powtarza, że jest jej przyjaciółką i jakby zastępczą mamą, bo de facto zbywa po prostu swoje obowiązki jak najmniejszym wysiłkiem. Nie alarmują jej monotonne i nic niemówiące wpisy w dzienniku dziecka; nie zdaje sobie większego trudu by poznać prawdziwą sytuację rodzeństwa.
Właściwie od pierwszych zdań czytelnik zdaje sobie sprawę z zaburzonych stosunków dzieci z rodziną, co rzutuje na ich kontakty z otaczającym światem. Dopiero jednak w miarę rozwoju relacji i z fragmentarycznych wspomnień zdajemy sobie sprawę z tego w jakim żyją koszmarze. W żaden sposób nie ratuje sytuacji przydzielenie dziewczynce opiekunki społecznej, która wielokrotnie powtarza, że jest jej przyjaciółką i jakby zastępczą mamą, bo de facto zbywa po prostu swoje obowiązki jak najmniejszym wysiłkiem. Nie alarmują jej monotonne i nic niemówiące wpisy w dzienniku dziecka; nie zdaje sobie większego trudu by poznać prawdziwą sytuację rodzeństwa.
Credit Line: Audrey |
Starsza U-mi kocha swojego brata, który jest najbliższą jej istotą i opiekuje się nim w miarę swoich sił. To jednak zadanie przekraczające możliwości dwunastolatki. Na dodatek jedyne dostępne jej wzorce zachowań to poczynania ludzi, którzy są albo niechętni i srodzy, albo obojętni wobec rodzeństwa. Oprócz tulenia spotykają więc chłopca bolesne razy i wyzwiska. Chwilami zaś, możliwość karcenia brata staje się okazją do wyładowania własnych frustracji i niechęci. Marzeniem dziewczynki jest stanie się jak najszybciej osobą dorosłą – dorosłość jest dla niej lekiem na wszystkie nieszczęścia, które ich dotykają i rozwiązaniem wszystkich problemów. W miarę upływu czasu dzieci coraz bardziej zamykają się każde we własnym świecie, do którego przestają dopuszczać nawet siebie nawzajem. Chłopiec śni o lataniu, a dziewczynka broni się przed traumatycznymi doświadczeniami wprowadzając się w stan podobny do letargu – „Nie otwieram oczu i nadal śnię. Wiem, jak śnić tak długo jak tylko się da…”*.
Obrona przed trudnościami przekraczającymi ich siły przyjmuje odmienne formy – dziewczynka staje się coraz bardziej agresywna i krzykliwa, a chłopiec całkowicie skrywa się w milczeniu i świecie fantazji. Jest jak uwięziony w klatce ptak pozostawiony na pastwę ciemności, których się lęka, ale od których nie ma możliwości uciec. W przeciwieństwie jednak do słyszalnego głosu ptaka, jego kwilenie głuszą ściany. Oboje są jak pisklęta porzucone w gnieździe, którego bez cudzej pomocy i troski nie potrafią, nie mogą opuścić.
Sąsiedzi, otoczenie dzieci, to zbieranina różnych ludzi, często równie ubogich i nieszczęśliwych jak one. Własne poważne problemy stępiają ich współczucie i nawet jeśli okazują dzieciom cień sympatii, to poza zdawkowymi pytaniami nie starają się bliżej zainteresować ich losem.
Obrona przed trudnościami przekraczającymi ich siły przyjmuje odmienne formy – dziewczynka staje się coraz bardziej agresywna i krzykliwa, a chłopiec całkowicie skrywa się w milczeniu i świecie fantazji. Jest jak uwięziony w klatce ptak pozostawiony na pastwę ciemności, których się lęka, ale od których nie ma możliwości uciec. W przeciwieństwie jednak do słyszalnego głosu ptaka, jego kwilenie głuszą ściany. Oboje są jak pisklęta porzucone w gnieździe, którego bez cudzej pomocy i troski nie potrafią, nie mogą opuścić.
Sąsiedzi, otoczenie dzieci, to zbieranina różnych ludzi, często równie ubogich i nieszczęśliwych jak one. Własne poważne problemy stępiają ich współczucie i nawet jeśli okazują dzieciom cień sympatii, to poza zdawkowymi pytaniami nie starają się bliżej zainteresować ich losem.
Credit Line: Catherine Buggins |
Język jest prosty, taki jak ludzie w tej powieści i ograniczone umiejętności przekazu dziecka. Zdania krótkie, słowa niewyszukane, potoczne. Wszystko to przydaje zapisanej historii autentyczności i wzmacnia jej wymowę. Nie znam języka koreańskiego, nie znam oryginału, więc trudno mi ocenić czy niektóre zastosowane konstrukcje zdaniowe są efektem zabiegów literackich, czy też po prostu niezbyt dokładną korektą. Kilkakrotnie powtarzają się w powieści zdania dialogowe, w których czasownik i określenie osoby wypowiadającej daną kwestię wyrzucone zostają do kolejnego akapitu:
„»Nie moglibyśmy mieć osobnych liczników w każdym pokoju?«
Pan Lee zapytał Gospodynię Babcię”**.
W języku polskim takie zdanie tworzy jedną całość – jest połączone za pomocą myślnika a imię osoby mówiącej powinno stać po czasowniku. Przyznam, że kiedy pierwszy raz natrafiłam na tego typu konstrukcję początkowo trudno było mi się zorientować o co chodzi. Później przyzwyczaiłam się do niecodziennych struktur, tym bardziej, że nie ma ich wiele. Niemniej jednak wzbudziły moje zdziwienie i utkwiły w pamięci.
Historia porzuconych na pastwę losu dzieci opowiedziana słowami dwunastoletniej U-mi, która nie wszystko rozumie i nadaje wydarzeniom i zasłyszanym słowom znaczenie zgodne z jej ówczesną – znikomą – wiedzą o świecie wywarła na mnie przejmujące wrażenie. Dla dorosłego czytelnika, który w zniekształceniach i niedopowiedzeniach odnajduje właściwy sens, relacja dziecka staje się wstrząsająca.
„»Nie moglibyśmy mieć osobnych liczników w każdym pokoju?«
Pan Lee zapytał Gospodynię Babcię”**.
W języku polskim takie zdanie tworzy jedną całość – jest połączone za pomocą myślnika a imię osoby mówiącej powinno stać po czasowniku. Przyznam, że kiedy pierwszy raz natrafiłam na tego typu konstrukcję początkowo trudno było mi się zorientować o co chodzi. Później przyzwyczaiłam się do niecodziennych struktur, tym bardziej, że nie ma ich wiele. Niemniej jednak wzbudziły moje zdziwienie i utkwiły w pamięci.
Historia porzuconych na pastwę losu dzieci opowiedziana słowami dwunastoletniej U-mi, która nie wszystko rozumie i nadaje wydarzeniom i zasłyszanym słowom znaczenie zgodne z jej ówczesną – znikomą – wiedzą o świecie wywarła na mnie przejmujące wrażenie. Dla dorosłego czytelnika, który w zniekształceniach i niedopowiedzeniach odnajduje właściwy sens, relacja dziecka staje się wstrząsająca.
Oh Jeonghui "Ptak" |
- - -
* Oh Jeonghui, „Ptak”, przeł. Marzena Stefańska, Kwiaty Orientu, 2010, s. 114.
** Tamże, s. 37
* Oh Jeonghui, „Ptak”, przeł. Marzena Stefańska, Kwiaty Orientu, 2010, s. 114.
** Tamże, s. 37
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz