środa, 1 sierpnia 2018

James Marlon "Księga nocnych kobiet"

Mumbett by Susan Anne Livingston Ridley Sedgwick (1788–1867)
Credit Line: Wikimedia Commons
Między zemstą a wolnością
 
"Jak czarnuch umie czytać, to umie planować, choćby to była minuta do przodu. Coś jeszcze ci powiem o czytaniu. Widzisz to? Za każdym razem jak to otwierasz, jesteś wolna. Wolność jest tutaj i nikt nie będzie wiedział, żeś wolna, tylko ty".*

Jamajka, cząstka Karaibów, których historia – jak mawiał Gabriel García Márquez – jest wypełniona magią.  Można tę wypowiedź potraktować jako przenośnię czy też wyjaśnienie własnego sposobu widzenia świata przez kolumbijskiego pisarza, ale ona tam naprawdę jest. Nie jako cudowna rzeczywistość wabiąca oczy Europejczyków bujną przyrodą. To mroczna magia przywieziona na wyspę, która stała się dla nich piekłem, przez czarnoskórych niewolników. Jej cień przetrwał w religiach synkretycznych, których twórcy połączyli chrześcijańską wiarę z rytuałami afrykańskich przodków. Chyba najbardziej znany jest ruch Rastafari ale to nie jedyna grupa wyznaniowa na Jamajce czerpiąca z wierzeń plemiennych. Podczas mojej ostatniej literackiej wizyty na tej wyspie Kei Miller „Ostatnia Kobieta-Wyrocznia” miałam okazję spotkać przedstawicielkę grupy wyznaniowej Jamaican Revival. Jej historia to czasy współczesne, lecz niestety przyznać trzeba, że choć zmieniło się tak wiele, to pewne schematy funkcjonują nadal.


Jamajski pisarz zabiera nas w przeszłość – przełom XVIII i XIX wieku, gdy na Jamajce, dzięki niewolnej sile roboczej, doskonale prosperowały plantacje trzciny cukrowej. To niewyobrażalne a jednak prawdziwe,  że garstka białych potrafiła ujarzmić  wielotysięczną rzeszę czarnoskórych. Pozbawieni korzeni, traktowani gorzej niż zwierzęta, bici i poniżani, wielokrotnie zrywali się do powstań i ucieczek, które jednak kończyły się krwawymi pogromami. Bezkarność zyskali tylko tzw. Maroni, niewolnicy, którzy skryli się w niedostępnych Górach Błękitnych i  wszelkie próby wyłapania ich spełzły na niczym. James Marlon opowiada o innym powstaniu, znacznie późniejszym, którego przywódczyniami miały być czarne kobiety. Zachęcone przykładem uwieńczonej sukcesem rewolucji haitańskiej, która doprowadziła najpierw do zniesienia niewolnictwa a potem do proklamowania niepodległości Haiti, postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. 

Dzieci niewolników. Credit Line: Wikimedia
Główna bohaterka Lilit, która dała się poznać jako krnąbrna i nieposkromiona, wydawała się być dla garstki planujących rewoltę kobiet doskonałym sprzymierzeńcem. W największej tajemnicy kobiety spotykały się nocami w ukrytej jaskini by opracowywać strategię powstania. Ich przywódczyni nie tylko posiadła umiejętność czytania, ale też władała magicznymi mocami, które wykorzystywała do ochrony siebie i wspólniczek. Walka wymaga jednak sięgania do wszystkich możliwych środków i dwie ścierające się siły, dobra myal i budząca postrach wśród niewolników ciemna obeah mieszają się ze sobą i w końcu nie wiadomo, która z nich jest przyczyną kolejnych zdarzeń. Podobne trudności można mieć również z jednoznaczną oceną przewijających się na kartach powieści postaci. O ironio, nic nie jest albo białe albo czarne. W niewolnikach, których stronę odruchowo bierze czytelnik również drzemią siły i skryte, wcale nie idealistyczne, motywy. Nie dziwi nic, bo opisy procesu upadlania, fizycznych i psychicznych tortur, które wobec nich stosowano jeżą włos na głowie. Żądza odwetu, która przysłaniała wszystko inne jest zrozumiała. Równie zrozumiały jest brak solidarności i wykorzystywanie przywilejów przez tych, którym udało się nieco wyżej stanąć w hierarchii – to znamy z bliższych nam czasów. Ot, natura człowieka. Nieco mniej jasno, przynajmniej dla mnie, jawi się historia Maronów, którzy byli wolni i zamiast wspierać uciekinierów z plantacji podejmowali się ich chwytania i oddawania białym właścicielom. 

W książce, poza fikcyjną opowieścią, pojawia się mnóstwo informacji na temat historii Jamajki i powstań niewolników. Dzieje losów poszczególnych osób wplecione w treść opisywanych wydarzeń w jaskrawy sposób ukazują całe bestialstwo Europejczyków.  W którymś momencie autor zauważa jak wielkiej zmianie ulegali biali, szczególnie biali mężczyźni, po przybyciu na Jamajkę. Upał, oderwanie od narzucającego im konkretne normy zachowań otoczenia, postawienie na postumencie, bezkarne władanie życiem i śmiercią innych sprawiło, że ulegali całkowitemu zezwierzęceniu. Przyznam, że uśmiechnęłam się nieco, bo kiedy w „Jądrze ciemności” Conrad postawił podobną diagnozę nigeryjski pisarz Chinua Achebe odsądził go od czci i wiary, bo uznał, że spostponował w ten sposób Afrykę. Był to jeden z argumentów, zgodnie z którymi uznał Conrada za rasistę a jego dzieło za dyskryminujące Afrykę i jej mieszkańców. Ciekawe co by powiedział o czarnym koledze z Jamajki…

Ścinacze trawy na Jamajce. Credit Line: Wikimedia
Marlon zastosował ciekawy zabieg narracyjny, bowiem snucie opowieści powierzył potomkini jednej z niewolnic, kobiecie niewykształconej, ledwie władającej angielskim. To przydaje całości autentyzmu a zarazem wzmacnia przekaz emocjonalny. Język jest tu nadzwyczaj prosty, często wulgarny – naśladujący mowę, którą operowali niewolnicy. Czerpiąca z zasłyszanych ustnych przekazów, nieposiadająca żadnej wiedzy narratorka, buduje swoją opowieść w oparciu o słowa innych. W jej relacji nie ma podziału na fakty prawdziwe i fantastyczne; narratorka nie analizuje i nie komentuje opisywanych wydarzeń i osób. Przytacza zasłyszane wypowiedzi zarówno czarnych niewolników jak i białych plantatorów – dzięki temu otrzymujemy dość obszerną historię niewolniczych powstań w tamtych rejonach wymieszaną z czarnoksięskimi praktykami.

Autorowi udało się uniknąć wrażenia, że epatuje scenami przemocy – one po prostu wpisują się w naturę omawianych wydarzeń. Nie jest to jednak książka dla osób wrażliwych – sceny gwałtów i kaźni są niezwykle drastyczne a specyficzna narracja czyni je jeszcze bardziej wyrazistymi. Niemniej jest to pozycja warta polecenia. Warto znać ciemne strony historii ludzkości i zdawać sobie sprawę z tego jak łatwo, w sprzyjających warunkach, pozbywamy się cywilizacyjnej otoczki, z której jesteśmy tak dumni.


- - -
* James Marlon, „Księga nocnych kobiet”, przeł. Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie, 2017, s. 170.


2 komentarze:

  1. Coś w sam raz dla mnie, jak widzę. ;-) Ale dylemat między zemstą a wolnością ciekawy. Bardzo ciekawy.

    Jamajka kojarzy mi się głównie z Zadie Smith. "Białe zęby" czytałam z przyjemnością, choć nie wiem, jak byłoby teraz.

    Nocne kobiety, nocne ptaki... Zajrzyj do skrzynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam. ;-)) Wiem, że ta Jamajka nie dla Ciebie - za wiele krwawych scen. Za to dzisiejszy wpis może przypaść Ci do gustu. ;-))

      Usuń