Ścieżka pamięci. Sobibór. Autor: Jurek Durczak |
Bard ze świata Pomiędzy
„Musiałem unieść te wszystkie obrazy, by potem połączyć je z tymi dawnymi, żeby jedno przeświecało spod drugiego, aż nie będzie można rozróżnić”[1].
Zbieram słowa w zdania, zdania układam w akapity. Chociaż wszystko głęboko we mnie tkwi nie potrafię tego uformować w jednolitą całość. Same myślowe impresje. Uwięziony pomiędzy przeszłością i przyszłością bard. Słyszę jego pieśń, jego samego nie potrafię zobaczyć. Być może tkwi w innym punkcie, w innej teraźniejszości, która istnieje przecież tylko przez ułamek sekundy, by po tym czasie stać się przeszłością. I tylko w przeszłości się spotykamy, bo tę mamy wspólną. Wędrują po niej pierwotne plemiona, galopują tatarskie hordy, słychać w niej łomot niemieckich i sowieckich buciorów, błąkają się cienie tych, którzy odeszli.
„Wschód” to połączenie zapisu wspomnień osobistych, reportażu i eseju zarazem. Proza Stasiuka jest osobliwie zmysłowa, pełno w niej smaków i zapachów, które jak przysłowiowe magdalenki przenoszą autora, a z nim czytelnika, do świata, który przeminął. Ta niezwykle plastyczna opowieść jest jednak prawie monochromatyczna – jak stare czarno-białe kroniki filmowe. Szarość betonu, srebrzyste mgły, czerń asfaltu i tylko od czasu do czasu złociste plamy słońca wydobywają na powierzchnię ze wszechobecnej szarzyzny pastelowe kolory.
Autor zabiera nas w podróż, a ponieważ „przestrzeń jest przeszłością”[2], to przemierzając podrzędne krajowe szosy wzdłuż granicznego Bugu, wędrując przez Rosję, Kirgistan, Mongolię, Chiny, zabiera nas do świata, który przeminął, tropi ślady i strzępy przeszłości. Wyrusza w podróż na Wschód nie po to by zwiedzać, oglądać, poznawać. Szuka śladów historii, korzeni, które łączą jego i nas wszystkich z tą ziemią i ludźmi. Poszukuje piętna, które pozostawiły po sobie szpony wojen i komunizmu.
Autor zabiera nas w podróż, a ponieważ „przestrzeń jest przeszłością”[2], to przemierzając podrzędne krajowe szosy wzdłuż granicznego Bugu, wędrując przez Rosję, Kirgistan, Mongolię, Chiny, zabiera nas do świata, który przeminął, tropi ślady i strzępy przeszłości. Wyrusza w podróż na Wschód nie po to by zwiedzać, oglądać, poznawać. Szuka śladów historii, korzeni, które łączą jego i nas wszystkich z tą ziemią i ludźmi. Poszukuje piętna, które pozostawiły po sobie szpony wojen i komunizmu.
Majdanek by Daniel Gąsienica |
Pisarz obsesyjnie niemal wraca do przeszłości, tej, która naznaczyła życie jego dziadków, rodziców i jego samego; naszych dziadków, rodziców, nas samych. Znajduje je nie tylko pośród rozsypujących się murów, łuszczącej farby, odkrywa ją także w ludzkich nawykach i zachowaniach. Stara się połączyć przeszłość z teraźniejszością, szuka spoiwa, które pozwoli mu (nam?) zrozumieć i zaakceptować przynależność do miejsc i historii.
Zamglona teraźniejszość, spod której wyzierają uparcie obrazy przeszłości, których wolelibyśmy nie oglądać, a na jej powierzchni zaczynają rozlewać się jadowite w swej jaskrawości kolory plastikowych tandetnych zwiastunów materializmu i konsumpcjonizmu. Jakże gorzko autor rozprawia o niedalekiej a tak bolesnej przeszłości. Zwiedzając Lublin widzi Bełżec, widzi Sobibór, Treblinkę, widzi wszystkich skulonych ze strachu w swoich domach ludzi odwiedzanych nocami przez kolejnych „wyzwolicieli”. Pisze o prawdziwym obliczu wojny, każdej wojny. Pisze o ziemi nasączonej krwią, prochami, przesiąkniętej obawami i niespełnionymi marzeniami ofiar. I stawia zarzuty. Ważkie.
„Żadnej pamięci poza niejasnym wspomnieniem, że było coś innego. Że to ani już cudze, ani jeszcze własne. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie. Bo jak można wziąć coś, co zostało spalone i rozwiane. Zostają resztki, domy przesiąknięte śmiercią, rzeczy przesiąknięte tłustym dymem. Życie w tym ledwo się może tlić. Jak płomień bez tlenu”[3].
Zamglona teraźniejszość, spod której wyzierają uparcie obrazy przeszłości, których wolelibyśmy nie oglądać, a na jej powierzchni zaczynają rozlewać się jadowite w swej jaskrawości kolory plastikowych tandetnych zwiastunów materializmu i konsumpcjonizmu. Jakże gorzko autor rozprawia o niedalekiej a tak bolesnej przeszłości. Zwiedzając Lublin widzi Bełżec, widzi Sobibór, Treblinkę, widzi wszystkich skulonych ze strachu w swoich domach ludzi odwiedzanych nocami przez kolejnych „wyzwolicieli”. Pisze o prawdziwym obliczu wojny, każdej wojny. Pisze o ziemi nasączonej krwią, prochami, przesiąkniętej obawami i niespełnionymi marzeniami ofiar. I stawia zarzuty. Ważkie.
„Żadnej pamięci poza niejasnym wspomnieniem, że było coś innego. Że to ani już cudze, ani jeszcze własne. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie. Bo jak można wziąć coś, co zostało spalone i rozwiane. Zostają resztki, domy przesiąknięte śmiercią, rzeczy przesiąknięte tłustym dymem. Życie w tym ledwo się może tlić. Jak płomień bez tlenu”[3].
Memories by Fe Ilya |
Nie jestem pewna czy to słuszny osąd. Sam autor jest dowodem na to, że pamięć o tych wszystkich, którzy odeszli wciąż trwa. Jeśli przestrzeń jest przeszłością, to teraźniejszość jest pamięcią o niej. Nie można przeszłości wykreślić, wymazać, zacząć wszystkiego od nowa. Ona zawsze będzie wyzierać spod okrywy. O tym też Stasiuk pisze, pięknie pisze, poruszająco. On pisze, inni czytają. Pamięć powinna być wciąż odświeżana, ale rany tak długo niezagojone powinny ulec zasklepieniu. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi. Może jeszcze nie teraz, ale kiedyś, następne pokolenia będą potrafiły nieść w pamięci piętno, którym została naznaczona nasza przeszłość bez bólu.
- - -
[1] Andrzej Stasiuk, „Wschód”, Wydawnictwo Czarne, 2014, s. 116.
[2] Tamże, s.58.
[3] Tamże, s. 87-88.
[1] Andrzej Stasiuk, „Wschód”, Wydawnictwo Czarne, 2014, s. 116.
[2] Tamże, s.58.
[3] Tamże, s. 87-88.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz