"The Execution of Tupac Amaru II" Źródło: Museo Historico Regional del Cusco |
Zakątek zmarłych[1]
W XVII wieku w Peru indiański arystokrata José
Gabriel Condorcanqui y Noguera, przyjął imię ostatniego inkaskiego
władcy Tupaca Amaru i rozpoczął walkę z hiszpańskim najeźdźcą. Powstanie
zakończyło się klęską a jego przywódcę poddano okrutnym torturom, po
czym skazano na śmierć przez rozerwanie końmi. Istnieje opowieść o tym,
że egzekucja się nie udała, bo konie nie dały rady inkaskiemu przywódcy,
więc Hiszpanie poćwiartowali zwłoki i pochowali każdą część osobno w
nieznanych miejscach. Jeden z mitów głosi, że pochowane w różnych
częściach imperium inkaskiego części ciała Tupaca Amaru wciąż rosną i
kiedyś się połączą, a wtedy cykl się dopełni, powróci wielki Inka i
indiańskie imperium powstanie z ruin.
Bohaterstwo i męczeńska śmierć wielkiego bojownika o wolność są wciąż żywe w pamięci narodu – m.in. jego imię przyjęła peruwiańska organizacja „Ruch Rewolucyjny im. Tupaca Amaru”, a legendę oraz krwawe rytuały, które przeniknęły z indiańskiej kultury do chrześcijańskiego obrządku, wykorzystał Santiago Roncagliolo w powieści „Czerwony kwiecień”.
Jest rok 2000 i w
Ayacucho, kolebce ruchu terrorystycznego działającego pod nazwą
„Świetlistego Szlaku”, z którym krwawo rozprawiły się siły rządowe,
trwają przygotowania do kolejnych wyborów prezydenckich a jednocześnie odbywają się huczne uroczystości liturgiczne z okazji świąt Wielkanocy.
"Tapada limeña" by Pancho Fierro ok. 1840 Źródło: Wikimedia |
Główny bohater, Chacaltana – pomocnik prokuratora, mężczyzna w średnim wieku, zupełnie pozbawiony ambicji (jak mawiała jego była żona) – na własne życzenie przybywa z Limy do owianego złą sławą prowincjonalnego miasteczka. Tam się urodził, tam czuje się przynależny; przestał rozumieć reguły wielkiego świata stolicy i wydaje mu się, że w małomiasteczkowej atmosferze łatwiej się odnajdzie. W swoim mieszkaniu tworzy mauzoleum ku czci zmarłej matki, żyje w wyimaginowanym świecie wspomnień. Jest przesadnie skrupulatnym służbistą – wszystko usiłuje zamknąć w sztywnych granicach obowiązujących przepisów.
Pewnie mógłby przeżyć w błogim zapomnieniu do końca swych dni, gdyby nie makabryczne morderstwo, którego wyjaśnienie mu powierzono. Jest dumny z przydzielonego mu zadania i stara się rozwikłać jego tajemnicę. Ku jego zdziwieniu, nikt z jego przełożonych nie jest zainteresowany wynikami śledztwa. Zbliżają się wybory i najważniejszą sprawą staje się ukrycie niewygodnych faktów przed dziennikarzami i zagranicznymi obserwatorami.
„Lima wszystko wie, panie prokuratorze. Oni wiedzą wszystko i są wszędzie. Jeśli z jakiegoś powodu będzie im to przydatne, wkroczą do Yawarmayo i zrobią masakrę. Akcję pokażą w telewizji. Opiszą w prasie”[2] – informuje naiwnego prokuratora komendant posterunku policji w Yawarmayo.
Pewnie mógłby przeżyć w błogim zapomnieniu do końca swych dni, gdyby nie makabryczne morderstwo, którego wyjaśnienie mu powierzono. Jest dumny z przydzielonego mu zadania i stara się rozwikłać jego tajemnicę. Ku jego zdziwieniu, nikt z jego przełożonych nie jest zainteresowany wynikami śledztwa. Zbliżają się wybory i najważniejszą sprawą staje się ukrycie niewygodnych faktów przed dziennikarzami i zagranicznymi obserwatorami.
„Lima wszystko wie, panie prokuratorze. Oni wiedzą wszystko i są wszędzie. Jeśli z jakiegoś powodu będzie im to przydatne, wkroczą do Yawarmayo i zrobią masakrę. Akcję pokażą w telewizji. Opiszą w prasie”[2] – informuje naiwnego prokuratora komendant posterunku policji w Yawarmayo.
Oficjalnie „Świetlisty Szlak” przestał istnieć, wokół panuje spokój i radosne oczekiwanie. Prezydent Albert Fujimori – ten, z którym przegrał wybory w latach dziewięćdziesiątych Vargas Llosa – dawno rozprawił się ze wszystkimi terrorystami, a przy okazji walki z tymi ugrupowaniami pozbył się opozycjonistów i prezydenturę zamienił na dyktaturę. Obecne wybory są tylko czczym obrządkiem, bo wiadomo, że ich zwycięzca to Fujimori. A tu nagle jakieś niewygodne zamieszki, mnożące się zabójstwa, których ofiary poddawane są okrutnym torturom, odkrywanie kolejnych zbiorowych mogił ofiar zarówno terrorystów, jak i sił rządowych… I nikt nie chce o niczym wiedzieć.
„Wydaje mi się, że
ja nawet nie wiem, co się dzieje w tym mieście i w tym kraju. Ostatnio
wydaje mi się, że zupełnie niczego nie rozumiem. I to niezrozumienie
budzi we mnie strach”[3] – mówi Chacaltana.
„La Hoyada – Ayacucho” by Hugo AndréRimarachín Vega
|
I jego budząca
uśmiech politowania postawa służbisty przestaje być zabawna i żałosna. W
zwariowanych czasach, ten człowiek, podobnie jak wielu innych, usiłuje
żyć normalnie; w sztywnych przepisach szuka jakiegoś porządku, który
pozwoli mu przetrwać. Chociaż, jak każdy chyba mieszkaniec Peru,
wielokrotnie ocierał się o przemoc i zbrodnie pragnie wierzyć, że ten
okres jego kraj ma już za sobą, nawet jeśli wciąż żyją i funkcjonują w
społeczeństwie ludzie odpowiedzialni za koszmary przeszłości.
„Czasami do Chacaltany docierało nagle, że przecież prowadzi śledztwo pod rozkazami zabójcy. Zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe, żeby mieć przełożonego bez krwi na rękach”[4].
Pod wpływem kolejnych wydarzeń główny bohater ulega przemianie – dopiero teraz ten dojrzały mężczyzna traci swą niewinność i rozwiewają się jego iluzje, co do otaczającego go świata. A jest jeszcze przecież coś, co ukrył głęboko na dnie swej pamięci, co wyparł… I nie wiadomo co gorsze… teraźniejszość czy huragan wspomnień.
To trzymająca w napięciu powieść. Na pewno znajdzie uznanie wśród wielbicieli współczesnej prozy iberoamerykańskiej, nie przyniesie też rozczarowania fanom thrillerów. Doskonały przekład Tomasza Pindela jest gwarancją literackiej uczty.
„Czasami do Chacaltany docierało nagle, że przecież prowadzi śledztwo pod rozkazami zabójcy. Zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe, żeby mieć przełożonego bez krwi na rękach”[4].
Pod wpływem kolejnych wydarzeń główny bohater ulega przemianie – dopiero teraz ten dojrzały mężczyzna traci swą niewinność i rozwiewają się jego iluzje, co do otaczającego go świata. A jest jeszcze przecież coś, co ukrył głęboko na dnie swej pamięci, co wyparł… I nie wiadomo co gorsze… teraźniejszość czy huragan wspomnień.
To trzymająca w napięciu powieść. Na pewno znajdzie uznanie wśród wielbicieli współczesnej prozy iberoamerykańskiej, nie przyniesie też rozczarowania fanom thrillerów. Doskonały przekład Tomasza Pindela jest gwarancją literackiej uczty.
Santiago Roncagliolo„Czerwony Kwiecień” |
- - -
[1] Nazwa miasteczka, „Ayacucho”, znaczy „zakątek zmarłych” w keczua.
[2] Santiago Roncagliolo, „Czerwony Kwiecień”, przeł. Tomasz Pindel, Znak, 2008, s. 154
[3] Tamże, s. 131-132.
[4] Tamże, s. 172.
[1] Nazwa miasteczka, „Ayacucho”, znaczy „zakątek zmarłych” w keczua.
[2] Santiago Roncagliolo, „Czerwony Kwiecień”, przeł. Tomasz Pindel, Znak, 2008, s. 154
[3] Tamże, s. 131-132.
[4] Tamże, s. 172.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz