wtorek, 20 listopada 2018

Fiona Mitchell „Pokój służącej”

Merlion by Huang Chen-Wei
 Taki wspaniały świat?!

„Większość apartamentów w Singapurze jest wyposażona w schron bombowy, taki jak ten, który miałam w mieszkaniu. Sypia w nim wiele pomocy domowych, żadna jednak na to nie narzekała”[1].

Singapur – miasto-państwo położone na Półwyspie Malajskim; jedno z najmniejszych a zarazem najgęściej zaludnionych  państw świata. Miasto Lwa – jego nazwa to zlepek dwóch sanskryckich słów simha (lew) i pura (miasto) – jest wspaniale rozwiniętym, nowoczesnym i bogatym miastem a Singapurczycy żyją na wyjątkowo wysokim poziomie. Rodowici Singapurczycy. Znacznie gorzej powodzi się napływowej sile roboczej. 


Fiona Mitchell, brytyjska pisarka i dziennikarka, autorka książki „Pokój służącej” przez kilka lat mieszkała w Singapurze, gdzie już w pierwszych dniach, podczas oglądania mieszkania do wynajęcia zwróciły jej uwagę słowa agentki biura nieruchomości, która wskazując niewielkie, zamknięte pomieszczanie – schron bombowy – oznajmiła, że tam właśnie będzie spała służąca. Wyrażone przez dziennikarkę wątpliwości wobec braku okna w owym pomieszczeniu rozwiała stwierdzeniem: „One takich rzeczy nie potrzebują”[2].

Jako bystra i wrażliwa na ludzką krzywdę obserwatorka postanowiła przyjrzeć się bliżej życiu i pracy przybywających do Singapuru kobiet, w większości Filipinek. Niewątpliwie duży wpływ na jej powieść miała książka Kathryn Stockett pt. „Służące”. Trudno jednak przeoczyć podobieństwa pomiędzy sytuacją czarnych służących na rasistowskim południu Stanów Zjednoczonych a położeniem współczesnych pomocy domowych w Singapurze. Zresztą, sama autorka naprowadza nas na ten ślad – jej bohaterki, bogate panie z towarzystwa, którym brak czasu i cierpliwości by zajmować się dziećmi i domem spotykają się w ramach klubu książki i dyskutują na temat „Musimy porozmawiać o Kevinie” oraz „Służących” właśnie. Jakże ironiczny wydźwięk mają słowa jednej z nich, która stwierdza:

 „To nie to samo. […] Głębokie Południe, lata sześćdziesiąte, to była zupełnie inna sytuacja”[3],

w chwilę po tym gdy mieliśmy okazję odczytać fragment swoistego podręcznika dla zatrudniających służące:

„Ponieważ służąca może nastręczać problemów związanych z bezpieczeństwem należy trzymać jej paszport pod kluczem”[4]

Tych podobieństw jest znacznie więcej. Pani Mitchell przeprowadziła mnóstwo rozmów z kobietami zatrudnionymi jako pomoce domowe. Nie wszystkie chciały się zwierzać, ale tego, co opowiedziały te bardziej otwarte jest aż nadto. Tam gdzie rządzi pieniądz, wciąż istnieją właściciele i niewolnicy. Nie zmieniło się nic. Odzierane z wszelkiej godności kobiety są sprzedawane jak na targu; kontrolowane, podglądane a w razie najmniejszego błędu albo czyjegoś kaprysu bez pardonu wydalane z kraju, do którego przybyły w nadziei na lepszy los.

Powieść zawiera też wątki autobiograficzne, którymi autorka obdzieliła dwie z występujących postaci – każda z innej strony barykady. W moim odczuciu przypisanie pewnych czynów jednej z pomocy domowych nadwątliło jej wiarygodność. Dążenie ku nieśmiertelnemu „Happy Endowi”  też nie wyszło powieści na dobre. Niewątpliwie nie jest to rzecz tej klasy, co „Służące” Kathryn Stockett, ale bohaterki potrafią chwycić za serce. Poza tym, dla samych wartości poznawczych warto przeczytać. Osobiście żałuję, że autorka nie zdecydowała się na surowy reportaż.


Fiona Mitchell „Pokój służącej”
- - -
[1] Fiona Mitchell, „Pokój służącej”, przeł. Katarzyna Makaruk, Wydawnictwo Literackie, 2018, s. 382.
[2] Tamże, s. 381.
[3] Tamże, s. 108.
[4] Tamże, s. 34.


4 komentarze:

  1. Schron bombowy. Ładne rzeczy.

    Niedawno w starym numerze Polityki natrafiłam na minifelieton Olgi Tokarczuk "Niedziela służących" (z cyklu "Pliki podróżne") o służących, Filipinkach, wylegających w niedzielę na coś w rodzaju wielkiego miejskiego pikniku.

    "Są pogodne i hałaśliwe, ich śmiech niesie się w górę oszklonych biur i eleganckich galerii handlowych, w których nie sprzedaje się rzeczy tańszych niż ich roczna pensja.
    Nieliczni przechodnie przemykają dziś pod ścianami. Najchętniej chcieliby zejść tym kobietom z drogi - taka to siła".

    Nazwa kraju nie jest wymieniona, ale myślę, że z powodzeniem mógłby to być Singapur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę musiała sięgnąć po ten felieton. To naprawdę wydaje się być Singapur, bo tych Filipinek jest tam sporo. Dziękuję za trop. ;-)

      Usuń
  2. Jakby co, to jest w "Momencie niedźwiedzia" Tokarczuk.

    OdpowiedzUsuń