Credit Line: NASA |
Planety i satelity
Długo się ociągałam z poznaniem prozy ubiegłorocznej noblistki. Tytuł jednej z jej książek utożsamił się w mojej głowie z zupełnie inną pozycją, co do której miałam poważne wątpliwości czy przypadnie mi do gustu. Powszechne zachwyty twórczością Alice Munro, które widziałam, a jakże, także wśród osób, których wybory czytelnicze sobie cenię, przemykały mi przed oczyma prawie niezauważone – na irracjonalne opory nie ma rady. Dopiero czyjaś krótka notka, do której przylgnęło – zwabione tytułem „Księżyce Jowisza” – oko, sprawiła, że postanowiłam jednak po prozę Kanadyjki sięgnąć. Teraz już wiem, że słusznie obdarzono ją mianem „mistrzyni opowiadań” i że, i owszem, to literatura, która jak najbardziej mi się podoba.
W „Księżycach Jowisza” Alice Munro pisze o sprawach zwykłych, codziennych troskach i radościach ludzi, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniają – takich, z którymi możemy się utożsamiać i wspólnie z nimi zastanawiać nad problemami, które są także naszymi.
„Wszystkie opowiadania zamieszczone w tej książce powstały w istocie w taki sam sposób. Punktem wyjścia jednych, na przykład »Księżyców Jowisza« czy »Kamienia w polu«, było doświadczenie osobiste, innych, jak choćby »Gości« czy »Pani Cross i pani Kidd« - w znacznie większym stopniu obserwacja. Podczas pisania ta różnica się zaciera, a w każdym razie powinna się zacierać. Historie osobiste nieubłaganie oddalają się od tego, co zdarzyło się w rzeczywistości. A historie zaobserwowane tracą znamiona anegdoty, gdy wdzierają się do nich znajome sylwetki i głosy”[1].
Porzucony dom w Ontario. Credit Line: Freaktography |
Noblistka opowiada o związkach pomiędzy ludźmi – dziećmi i rodzicami, partnerami i przyjaciółmi. Narracja, często pierwszoosobowa sprawia, że czytelnik czuje się wciągnięty do opowieści – staje się uczestnikiem rozmów i wydarzeń. Niemniej jednak, bez względu na to czy daną historię opowiada jej główny bohater czy też wszechwiedzący narrator, pozostaje ona niedopowiedziana. Niby czytelnik otrzymuje szczegółowe informacje na temat sytuacji, myśli i odczuć bohaterów, jednak zgłębienie i ocena zależą od niego i jego wyobraźni. Nic nie jest jednoznaczne i dookreślone.
W kilku opowiadaniach Alice Munro pokazuje związki toksyczne, w których jeden z partnerów świadomie i z premedytacją – jak w „Algach” – lub zupełnie bezwiednie i niezamierzenie – jak w „Kolacji w Święto Pracy” – niszczą osobowość drugiej osoby, starają się ją poniżyć i zdobyć nad nią przewagę i władzę. Pisze o tym, jak druga strona, ta której bardziej zależy, coraz bardziej rezygnuje z samej siebie starając się utrzymać związek i „zasłużyć” na akceptację i pochwałę partnera. Ten motyw pewnego podporządkowania jednej osoby drugiej pojawia się częściej – wydaje się, że w związkach między ludźmi równowaga sił jest ideą, do której się dąży, ale która nie istnieje.
„Mężczyznę wraz z jego historią przyjmuje całą sobą. Uczy się jego języka, czy to w sensie przenośnym, czy dosłownym”[2] – mówi o swojej przyjaciółce narratorka jednego z opowiadań.
Jordan Bay Ontario. Credit Line: John Ryan |
I chociaż to nie norma, to jednak w jakimś stopniu ten schemat powiela wiele osób. Jak zauważa któraś z bohaterek, związki, których harmonia została zaburzona w stopniu zbyt dużym nie mają szans przetrwania.
„Istnieje granica nieszczęścia i zamętu, jakie można znieść dla miłości, tak jak istnieje granica bałaganu, jaki toleruje się w domu. Nie wiadomo z góry, gdzie ona przebiega, ale wie się, gdy się do niej dotrze”[3].
Granice nie do przejścia, różnorodne, dotyczą nie tylko miłości, pojawiają się w każdym układzie pomiędzy ludźmi. Taki rozdźwięk znajdziemy pomiędzy braćmi w opowiadaniu „Goście”, czy też między różniącymi się jak ogień i woda gałęziami rodziny narratorki w składającej się z dwóch części opowieści „Chaddeleyowie i Flemingowie”. I jak w relacjonującej kobiecie, tak w każdym z nas funkcjonują dwie przeciwstawne cząstki, które walczą ze sobą o dominację i nieprzekraczalne bariery, które nakazują nam utrzymywać się na konkretnej orbicie.
„Uważam, że w każdej historii powinien się znaleźć taki dziwny, jasny moment i w pewnym sensie opowiadanie jest właśnie o nim”[4] – pisze we wstępie do tego tomu opowiadań Alice Munro.
I taką jasną iskierkę w każdym niemal opowiadaniu Alice Munro możemy odnaleźć, czy to będzie okruch ciepła rozgrzewający zmarznięte serce w postaci podarunku od nieznajomego, czy też żartobliwy plan wyruszenia „donikąd” rzucony przez podróżujących wspólnie przyjaciół.
Alice Munro „Księżyce Jowisza” |
[1] Alice Munro, „Księżyce Jowisza”, przeł. Agnieszka Pokojska, Wydawnictwo Literackie, 2014, s.8.
[2] Tamże, s.191.
[3] Tamże, s. 210.
[4] Tamże, s.10.
Wiedziałam, że tak się skończy - jeszcze jedną książką w biblionetkowym schowku. (Może nie mam tam wielkich zasobów, ale traktuję je poważnie). Sięgnę po "Księżyce" choćby dla tych "Chaddeleyów i Flemingów".
OdpowiedzUsuńZdjęcie NASA (bo to chyba zdjęcie?) ekstra.
To dopiero moje pierwsze spotkanie z prozą Munro, ale liczę że parę ciekawych rzeczy u niej znajdę.
UsuńMój schowek nie ma dna - przyrasta w tempie znacznie przekraczającym ubywanie pozycji.
Zdjęcie - to ilustracja czterech księżyców Jowisza stworzona w oparciu o zdjęcia sondy Galileusz. Tak w każdym razie zrozumiałam.;)