Credit Line: Sharon Drummond |
Śnić własne marzenia: wietnamska kołysanka
Sięgnęłam po powieść, dostałam… no właśnie, co? Okruchy potłuczonych luster. Fragmentaryczne wspomnienia chaotycznie rozrzucone w czasie i splecione z bardzo osobistymi przemyśleniami na temat życia, wojny, pokoju, bliskości, macierzyństwa…
„Opowiadam […] strzępy z mojej przeszłości tak, jakby to były jakieś historyjki, humoreski czy zabawne bajki z dalekich krajów, o egzotycznych krajobrazach, dziwacznych odgłosach, postaciach godnych parodii [1]”.
Credit Line: Nina`H |
Na ile są to prawdziwe zdarzenia z życia autorki – Kanadyjki wietnamskiego pochodzenia? Nie mam pojęcia. Odnoszę jednak wrażenie, że bliżej tej powieści do autentycznych wspomnień niż literackiej fikcji. Prosty język. Tak prosty, że zwiódł mnie początkowo, bo pomyślałam, że to zapis wydarzeń z życia przeciętnej uciekinierki z ogarniętego wojenną zawieruchą Wietnamu. Takiej, która niedawno opanowała język i dlatego posługuje się najprostszymi formami. Jednak te pozornie nieporadne zdania są niezwykle sugestywne, a momentami wręcz poetyckie.
Czasowy i lokalizacyjny chaos: Wietnam sprzed wojny, w okresie wojny, w czasach pokoju, współczesny; ucieczka na statku; obóz uchodźców w Malezji; Kanada. Do tego migawki z życia innych ludzi oraz osobiste przemyślenia. Wszystko to tworzy może nie spójny i jednolity, ale bardzo wyrazisty obraz świata bohaterki.
„Jesteśmy naszą pamięcią,/ jesteśmy tym chimerycznym muzeum niestałych form,/ tym stosem potłuczonych luster”[2] - napisał wielki J.L.B. i autorce udało się właśnie to pokazać w swojej opowieści. Ze strzępów wspomnień i przemyśleń zbudowała obraz swojego życia i siebie samej.
Czasowy i lokalizacyjny chaos: Wietnam sprzed wojny, w okresie wojny, w czasach pokoju, współczesny; ucieczka na statku; obóz uchodźców w Malezji; Kanada. Do tego migawki z życia innych ludzi oraz osobiste przemyślenia. Wszystko to tworzy może nie spójny i jednolity, ale bardzo wyrazisty obraz świata bohaterki.
„Jesteśmy naszą pamięcią,/ jesteśmy tym chimerycznym muzeum niestałych form,/ tym stosem potłuczonych luster”[2] - napisał wielki J.L.B. i autorce udało się właśnie to pokazać w swojej opowieści. Ze strzępów wspomnień i przemyśleń zbudowała obraz swojego życia i siebie samej.
Credit Line: Wikimedia Commons |
Poruszył mnie sposób, w jaki autorka opowiada o dzieciach GIs (to znaczy
ze związku Wietnamki z żołnierzem amerykańskim), które „były ukrytą
twarzą wojny”[3]. Trzydzieści lat po zakończeniu działań zbrojnych USA
przyznały im obywatelstwo amerykańskie i przywiozły do nowej ojczyzny.
Nie wszystkie jednak były w stanie znaleźć w Stanach swój nowy dom.
Bezdomna dziewczyna o czarnej skórze i kręconych włosach, którą spotyka
bohaterka twierdzi, że jest Wietnamką i szuka sposobu na powrót do domu.
„Gdybym mogła, starłabym te wszystkie ślady brudnych rąk na jej ciele. A przecież byłam w tym samym wieku co ona. Nie, nie mam prawa mówić, że byłyśmy w tym samym wieku. Jej wiek należało mierzyć liczbą gwiazd, które widziała, kiedy jej używano, a nie liczbą lat, miesięcy, dni [4]”.
Już na samym niemal początku natknęłam się na jeden z najpiękniejszych i wzruszających opisów autyzmu:
„Gdybym mogła, starłabym te wszystkie ślady brudnych rąk na jej ciele. A przecież byłam w tym samym wieku co ona. Nie, nie mam prawa mówić, że byłyśmy w tym samym wieku. Jej wiek należało mierzyć liczbą gwiazd, które widziała, kiedy jej używano, a nie liczbą lat, miesięcy, dni [4]”.
Już na samym niemal początku natknęłam się na jeden z najpiękniejszych i wzruszających opisów autyzmu:
Uwięziony we własnym świecie - mix Credit Line:LoKiLeCh Credit Line: Wikimedia Commons |
Słowa pisane atramentem miłości - potrafi to tylko kochająca i wrażliwa matka.
I chociaż momentami drażniły mnie pewne oczywistości, to jednak całość zrobiła na mnie duże wrażenie i zmusiła mnie do zmiany, początkowo nawet chyba lekko lekceważącego, nastawienia do pisarki i jej dzieła. Uznałam, że mimo potknięć i zawirowań jest w tej minipowieści ślad czegoś więcej, czegoś ulotnego i pięknego.
Mam nadzieję, że ta książka, chociaż być może powstała w procesie "przepracowywania" emocji związanych z przeżytą traumą, nie będzie jedynym dziełem tej autorki.
Kim Thuy "Ru" |
- - -
[1] Kim Thuy, „Ru”, przeł. Wiktor Dłuski, Drzewo Babel, 2012, s.152.
[2] Jorge Luis Borges, „Cambridge”, w: tegoż, „Twórca; Pochwała cienia”, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, wyd. Pavo, 1994, s. 100.
[3] Tamże, s. 96.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 15.
[1] Kim Thuy, „Ru”, przeł. Wiktor Dłuski, Drzewo Babel, 2012, s.152.
[2] Jorge Luis Borges, „Cambridge”, w: tegoż, „Twórca; Pochwała cienia”, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, wyd. Pavo, 1994, s. 100.
[3] Tamże, s. 96.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 15.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz