Credit Line: Professor Bop |
Brud pod śniegiem
Niewielkie miasteczko w Nowej Anglii. Zima. Wielkie zaspy śniegu, trzaskający mróz i zwieszające się z dachów i okapów jak sztylety lodowe sople. Gdyby oderwały się i spadły, mogłyby przeszyć na wylot, i tak zastygłe już, ludzkie serca.
Mimo wszechogarniającej, zdawałoby się antyseptycznej, bieli we mnie pozostał obraz szarzyzny i brudu. Niewiele książek wprawiło mnie w tak ponury nastrój i wywołało poczucie beznadziei oraz brak wiary w ludzi jak powieść amerykańskiej pisarki Otessy Moshfegh „Byłam Eileen”.
Narratorką powieści jest jej główna bohaterka, która z perspektywy czasu opowiada o swoim życiu i wydarzeniach, które spowodowały, że wszystko się w nim zmieniło a przede wszystkim ona sama. Przynajmniej ona tak twierdzi… Ja, jako odbiorca jej wynurzeń, mam co do tego poważne wątpliwości.
Stara kobieta, w swoim mniemaniu spełniona i szczęśliwa, powraca pamięcią do dni młodości i snuje rozważania na temat własnej w owym czasie miałkości; opowiada o całym stosie kompleksów, który ją przytłaczał oraz odsłania przyczyny, które spowodowały że była tym, kim była. Z jej wspomnień wyłania się powoli obraz rodzinnego domu, który daleki jest od doskonałości. To nie tylko kwestia ojca alkoholika, byłego policjanta odesłanego na wcześniejszą emeryturę z powodu nałogu i zmarłej w cierpieniach matki. Dom Eileen, w którym z okazji świąt przyrządzano wymyślne alkoholowe koktajle, naprawdę mógł przyprawić o wszelkiego rodzaju zaburzenia.
Trudno się dziwić, że niekochana i wciąż wyszydzana dziewczyna wyrosła na zakompleksioną i wycofaną kobietę. Można, chociaż z trudem, zrozumieć jej chęć skrycia własnych niedoskonałości za niechlujnym wyglądem i brudem. Można wytłumaczyć jej skłonności do zadawania sobie bólu i gwałtowne ataki na samą siebie w sytuacji, gdy nie stać ją na uzewnętrznienie swoich prawdziwych emocji. Wszystko można, ale trudno zmagać się przez trzy czwarte książki z opisem jej problemów fizjologicznych, zamiłowaniem do brudu i całkowitą biernością.
Eileen nie była kobietą budzącą sympatię – o czym wiedziała w przeszłości i co podkreśla oceniając siebie z perspektywy czasu. Patrząc jej oczyma na otoczenie trudno znaleźć kogokolwiek, kto taką sympatię by wzbudzał – Eileen zieje niechęcią do wszystkich i wszystkiego; cały świat w jej oczach jest brudny i beznadziejny. Nawet jeśli pojawia się postać, która w samej bohaterce wzbudziła pozytywne uczucia – mężczyzna, który stał się obiektem jej marzeń – to opisując go z perspektywy czasu przedstawia go tak, że odbiorca widzi przed sobą straszliwie prymitywnego i odrażającego typa. Podobnie rzecz ma się z jej piękną przyjaciółką – od pierwszej chwili czuje się, że nie wszystko z nią jest w porządku, czytelnik ma jednak za mało danych by zweryfikować swoje odczucia.
Nie przekonała mnie postać Eileen, wydała mi się bardzo sztuczna i wydumana. Szczególnie zaś wzbudziło moje wątpliwości, oceniane przez nią jako szczęśliwe i spełnione, życie, którego doświadczyła po przełomie. Szczątkowe szczegóły przekazane przez nią w opowieści skłaniają mnie raczej do sądu, że właściwie nic się nie zmieniło poza jej własnym postrzeganiem siebie i życia. Ale może o to właśnie jej chodziło.
Wydarzenia, które rozegrały się w końcowej części powieści i uczynki bohaterek wydały mi się pozbawione jakiejkolwiek logiki. Gdyby nie potworność obrazu, który stał się przyczynkiem do ich postępowania uznałabym całość za farsę i porównywałabym je do postrzelonych bohaterek powieści Chmielewskiej. Ten jeden obraz zmienia jednak ciężar całości a ostateczne rozwiązanie podkreśla tylko absurd całej sytuacji.
Stara kobieta, w swoim mniemaniu spełniona i szczęśliwa, powraca pamięcią do dni młodości i snuje rozważania na temat własnej w owym czasie miałkości; opowiada o całym stosie kompleksów, który ją przytłaczał oraz odsłania przyczyny, które spowodowały że była tym, kim była. Z jej wspomnień wyłania się powoli obraz rodzinnego domu, który daleki jest od doskonałości. To nie tylko kwestia ojca alkoholika, byłego policjanta odesłanego na wcześniejszą emeryturę z powodu nałogu i zmarłej w cierpieniach matki. Dom Eileen, w którym z okazji świąt przyrządzano wymyślne alkoholowe koktajle, naprawdę mógł przyprawić o wszelkiego rodzaju zaburzenia.
Trudno się dziwić, że niekochana i wciąż wyszydzana dziewczyna wyrosła na zakompleksioną i wycofaną kobietę. Można, chociaż z trudem, zrozumieć jej chęć skrycia własnych niedoskonałości za niechlujnym wyglądem i brudem. Można wytłumaczyć jej skłonności do zadawania sobie bólu i gwałtowne ataki na samą siebie w sytuacji, gdy nie stać ją na uzewnętrznienie swoich prawdziwych emocji. Wszystko można, ale trudno zmagać się przez trzy czwarte książki z opisem jej problemów fizjologicznych, zamiłowaniem do brudu i całkowitą biernością.
Eileen nie była kobietą budzącą sympatię – o czym wiedziała w przeszłości i co podkreśla oceniając siebie z perspektywy czasu. Patrząc jej oczyma na otoczenie trudno znaleźć kogokolwiek, kto taką sympatię by wzbudzał – Eileen zieje niechęcią do wszystkich i wszystkiego; cały świat w jej oczach jest brudny i beznadziejny. Nawet jeśli pojawia się postać, która w samej bohaterce wzbudziła pozytywne uczucia – mężczyzna, który stał się obiektem jej marzeń – to opisując go z perspektywy czasu przedstawia go tak, że odbiorca widzi przed sobą straszliwie prymitywnego i odrażającego typa. Podobnie rzecz ma się z jej piękną przyjaciółką – od pierwszej chwili czuje się, że nie wszystko z nią jest w porządku, czytelnik ma jednak za mało danych by zweryfikować swoje odczucia.
Nie przekonała mnie postać Eileen, wydała mi się bardzo sztuczna i wydumana. Szczególnie zaś wzbudziło moje wątpliwości, oceniane przez nią jako szczęśliwe i spełnione, życie, którego doświadczyła po przełomie. Szczątkowe szczegóły przekazane przez nią w opowieści skłaniają mnie raczej do sądu, że właściwie nic się nie zmieniło poza jej własnym postrzeganiem siebie i życia. Ale może o to właśnie jej chodziło.
Wydarzenia, które rozegrały się w końcowej części powieści i uczynki bohaterek wydały mi się pozbawione jakiejkolwiek logiki. Gdyby nie potworność obrazu, który stał się przyczynkiem do ich postępowania uznałabym całość za farsę i porównywałabym je do postrzelonych bohaterek powieści Chmielewskiej. Ten jeden obraz zmienia jednak ciężar całości a ostateczne rozwiązanie podkreśla tylko absurd całej sytuacji.
Credit Line: Paul Noble Photography |
Wymęczyła mnie lektura tej powieści okropnie. Dwa razy odkładałam książkę na bok z zamiarem jej niekończenia. Świat przedstawiony – nie tylko główna bohaterka – stawał się coraz bardziej antypatyczny i trudny do przyjęcia. Trudno mówić o zwrotach akcji, bowiem przez całą powieść nie dzieje się nic poza wprowadzaniem coraz to nowych szczegółów dotyczących kolejnych obrzydliwych dziwactw bohaterki. Kiedy zaś akcja nabiera tempa – trzeba przyznać autorce, że bardzo zgrabnie i niemal niepostrzeżenie wprowadziła do akcji nowych bohaterów dramatu – zmienia się tylko tyle, że koszmar się potęguje. Człowiek zaczyna się zastanawiać nad tym jak chorą wyobraźnię trzeba mieć by wymyślić coś tak okropnego. Nie mam na myśli autorki powieści – takie rzeczy dzieją się wokół nas chociaż nic o nich nie wiemy. Ludzie są zdolni do najgorszych potworności.
Pozostał we mnie obraz małego miasteczka i jego mieszkańców pogrążonych w letargu, którego nie przerywają nawet rozgrywające się w nim tragedie. Tak, jakby każde następne wydarzenie przykrywały kolejne warstwy białego śniegu a przysłonięte brudy natychmiast przestawały w ich świadomości istnieć. Dla mnie to powieść o ludzkim upodleniu, samotności i pragnieniu zdobycia akceptacji za wszelką cenę.
Pozostał we mnie obraz małego miasteczka i jego mieszkańców pogrążonych w letargu, którego nie przerywają nawet rozgrywające się w nim tragedie. Tak, jakby każde następne wydarzenie przykrywały kolejne warstwy białego śniegu a przysłonięte brudy natychmiast przestawały w ich świadomości istnieć. Dla mnie to powieść o ludzkim upodleniu, samotności i pragnieniu zdobycia akceptacji za wszelką cenę.
- - -
Ottessa Moshfegh „Byłam Eileen” |
Ottessa Moshfegh, „Byłam Eileen”, przeł. Teresa Tyszowiecka-Tarkowska, WAB, 2016.
Mnie też Eileen uderzyła. Toteż zdziwilam się niewąsko, kiedy zobaczyłam ją na tzw krótkiej liście do nagrody Bookera.
OdpowiedzUsuńNiezbadane są ścieżki komisji przyznających nagrody literackie a głosy czytelników, jak zazwyczaj, podzielą się pewnie na tych, których Eileen bije i tych, którzy chętnie by Eileen przyłożyli. ;-)
UsuńUps miało być udręczyla 😊
OdpowiedzUsuń