Nur. Credit Line: Teddy Llovet |
Jezioro świadomości
Zdarza się, że zostajemy zmuszeni do dokonania czynów, które są tak sprzeczne z naszą psychiką i przekonaniami, że powoduje to zachwianie spójności osobowości. Organizm ludzki broni się wymazując z pamięci zdarzenia, nie dopuszcza ich do świadomości. Niekiedy dochodzi do zastąpienia prawdziwych wspomnień wymyślonymi, które są mniej bolesne i łatwiejsze do zaakceptowania. Zadra, chociaż niewidoczna, tkwi jednak głęboko w podświadomości i zaburza procesy odczuwania i reagowania na otaczającą rzeczywistość. Dopiero głęboki wstrząs i zanurzenie się w głąb samego siebie może spowodować przywołanie prawdziwych wspomnień i zmusić do stawienia im czoła.
Zdarza się, że zostajemy zmuszeni do dokonania czynów, które są tak sprzeczne z naszą psychiką i przekonaniami, że powoduje to zachwianie spójności osobowości. Organizm ludzki broni się wymazując z pamięci zdarzenia, nie dopuszcza ich do świadomości. Niekiedy dochodzi do zastąpienia prawdziwych wspomnień wymyślonymi, które są mniej bolesne i łatwiejsze do zaakceptowania. Zadra, chociaż niewidoczna, tkwi jednak głęboko w podświadomości i zaburza procesy odczuwania i reagowania na otaczającą rzeczywistość. Dopiero głęboki wstrząs i zanurzenie się w głąb samego siebie może spowodować przywołanie prawdziwych wspomnień i zmusić do stawienia im czoła.
W swojej powieści Margaret Atwood zabiera nas w lata siedemdziesiąte XX wieku w rejon Wielkich Jezior. Główna bohaterka i narratorka otrzymała wiadomość, że zaginął jej ojciec żyjący samotnie na jednej z małych wysepek na jeziorze Erie. Sama opuściła swoje rodzinne strony w niezbyt przyjemnych okolicznościach i mając świadomość, że na całej linii sprzeniewierzyła się wpajanym jej od dziecka wartościom niechętnie powraca w te rejony. Obawia się konfrontacji z ojcem, czuje się jednak zobowiązana do wyjaśnienia jego zniknięcia. W towarzystwie trójki znajomych przybywa na miejsce.
Erie National Wildlife Refuge. Credit Line: Nicholas A. Tonelli |
Czas akcji to okres gwałtownego rozwoju ruchów ekologicznych i powstawania grup odrzucających dotychczas obowiązujące wartości moralne, etyczne czy społeczne. Małżeństwo, które podjęło się zawieźć bohaterkę w jej rodzinne strony to doskonały przykład ludzi pozostających pod wpływem kontrkulturowej mody. Piszę, mody, bo zaczerpnęli z niej to, co najbardziej powierzchowne… posuniętą do granic absurdu swobodę seksualną, narkotyki, skłonność do bardzo powierzchownej oceny rzeczywistości i chwytne hasełka, którymi szczególnie mężczyzna skłonny jest szafować:
„Gdybyśmy tylko mogli wykopać stąd te jankeskie faszystowskie świnie i kapitalistów, ten kraj byłby bombowy”[1].
„Byczy staruszek, nie? – mówi David po wyjściu z domku. Jest w bardzo dobrym nastroju. Sądzi, że to jest właśnie autentyk: peryferyjna gospodarka i posiwiali, postarzali mężczyźni jakby żywcem wyjęci z fotoreportaży z okresu Wielkiego Kryzysu”[2].
„To jest dopiero życie – odezwał się po chwili. – Powinniśmy założyć tu kolonię, to znaczy komunę, dobrać sobie innych ludzi, zerwać z tym miejskim izolacjonizmem. Nie byłby to zły kraj, gdyby tylko wykopać stąd te pieprzone amerykańskie świnie, nie? Mielibyśmy wtedy trochę spokoju”[3].
„Gdybyśmy tylko mogli wykopać stąd te jankeskie faszystowskie świnie i kapitalistów, ten kraj byłby bombowy”[1].
„Byczy staruszek, nie? – mówi David po wyjściu z domku. Jest w bardzo dobrym nastroju. Sądzi, że to jest właśnie autentyk: peryferyjna gospodarka i posiwiali, postarzali mężczyźni jakby żywcem wyjęci z fotoreportaży z okresu Wielkiego Kryzysu”[2].
„To jest dopiero życie – odezwał się po chwili. – Powinniśmy założyć tu kolonię, to znaczy komunę, dobrać sobie innych ludzi, zerwać z tym miejskim izolacjonizmem. Nie byłby to zły kraj, gdyby tylko wykopać stąd te pieprzone amerykańskie świnie, nie? Mielibyśmy wtedy trochę spokoju”[3].
Dom z butelek. Credit Line: Douglas Sprott |
Pozują na wolnych od wszelkich ograniczeń i zarazem nudzą się śmiertelnie, bo korzystając z tej „dzikiej” wolności chwytają wszystko co stanie im na drodze nie potrafiąc skupić się na konkretnych zainteresowaniach. Brak im pasji i… miłości. Na pierwszy rzut oka cudowny związek – tak ocenia go narratorka wbrew pogardliwym i lekceważącym słowom kierowanym przez mężczyznę pod adresem partnerki – wiąże naprawdę silna więź… wzajemnych pretensji i nienawiści.
Inny jest partner towarzyszący narratorce. W nim, mimo emocjonalnego zamknięcia, kipi pasja. Ma swoją sztukę – nieważne jak oceniają ją inni – i wyraźnie nie wyzbył się zdolności do głębokich emocji i uczuć na rzecz powierzchownych i krótkotrwałych doznań.
Ciekawą postacią jest sama bohaterka wychowywana przez rodziców świadomie odcinających się od tego, co przyniosła ze sobą cywilizacja Zachodu. To w szkole, a nie na pustej wyspie, pomiędzy gromadą pewnych siebie i obytych ze zdobyczami cywilizacji dzieci, czuła się samotna i wyobcowana. Kiedy dorastające panienki czytywały romanse i przeżywały swoje pierwsze zauroczenia, ona studiowała książki przyrodnicze i podręczniki przetrwania. Nauczyła się jak poradzić sobie w lesie ale nikt nie nauczył jej jak przetrwać w dżungli cywilizacji. Trudno się zatem dziwić, że stała się jej ofiarą. Zraniono ją tak głęboko, że dopiero potężny wstrząs przywrócił jej prawdziwe wspomnienia i umożliwił prawidłową ocenę sytuacji.
Ciekawą postacią jest sama bohaterka wychowywana przez rodziców świadomie odcinających się od tego, co przyniosła ze sobą cywilizacja Zachodu. To w szkole, a nie na pustej wyspie, pomiędzy gromadą pewnych siebie i obytych ze zdobyczami cywilizacji dzieci, czuła się samotna i wyobcowana. Kiedy dorastające panienki czytywały romanse i przeżywały swoje pierwsze zauroczenia, ona studiowała książki przyrodnicze i podręczniki przetrwania. Nauczyła się jak poradzić sobie w lesie ale nikt nie nauczył jej jak przetrwać w dżungli cywilizacji. Trudno się zatem dziwić, że stała się jej ofiarą. Zraniono ją tak głęboko, że dopiero potężny wstrząs przywrócił jej prawdziwe wspomnienia i umożliwił prawidłową ocenę sytuacji.
Nur. Credit Line: Teddy Llovet |
Tytuł powieści ma dwojakie znaczenie – z jednej strony bohaterka nurkuje w jeziorze i fizycznie wynurza się z wody, z drugiej zaś dociera w głąb świadomości i wydobywa na powierzchnię autentyczne wspomnienia i zrozumienie tego, czego się od niej oczekuje i co powinna uczynić.
I tu mam niejaki problem z akceptacją dalszych wydarzeń. O ile zrozumiałe dla mnie jest mentalne odrodzenie bohaterki i pojawiająca się szczypta mistycyzmu, o tyle pójście przez autorkę dalej w gąszcz indiańskich rytuałów i mitologii wydało mi się zbędne, a zachowania bohaterki sztuczne, wręcz śmieszne. To zaburzyło zupełnie mój odbiór całości. Powinnam była czytać egzemplarz bez kilku kartek poprzedzających zakończenie, które mi się podobało.
Moją uwagę zwrócił, zaskakujący dla mnie, pełen awersji i pogardy stosunek Kanadyjczyków do obywateli USA. Powieść pełna jest skierowanych ku nim niechętnych, wręcz agresywnych wypowiedzi. Początkowo wydawało się, że wiąże się to jedynie z pretensjami dotyczącymi rabunkowej gospodarki prowadzonej przez Amerykanów w okolicach Wielkich Jezior, gdzie przebiega granica pomiędzy krajami:
"Mój kraj, sprzedawany lub zatapiany; rezerwuar; ludzi sprzedano wraz z ziemią i zwierzętami, przecena, wyprzedaż, »solde«. »Les soldes«, jak mówili, likwidacja; spiętrzenie wód zależało od tego, kto zwyciężył w wyborach, nie tutaj, lecz gdzie indziej”[4]
i negatywnych zachowań amerykańskich turystów. Jednak im dalej zagłębiałam się w treść, tym bardziej stawało się widoczne, że słowo „Amerykanin” nie dotyczy jedynie obywateli sąsiedniego kraju – obywatele USA stali się dla autorki synonimem człowieka zapatrzonego w nowoczesną naukę i technikę odcinającego się i bezmyślnie niszczącego naturę; kogoś, kto żyjąc w sztucznym świecie sam powoli zamienia się w cyborga.
„(…) są to Amerykanie; jest to coś, co nas czeka, coś, w co się zmieniamy. Szerzą się jak wirus, wślizgują do mózgu, opanowują komórki, komórki zmieniają się w środku, a ci, co ulegli infekcji, nawet o tym nie wiedzą. Są jak postacie z filmów fantastycznych wyświetlanych podczas nocnych seansów, jak przybysze z kosmosu, jak złodzieje ciał; dostają się pod skórę i odłączają mózg, ich oczy jak ślepe skorupki jaj błyskają za ciemnymi okularami. Jeżeli się myśli, mówi i wygląda jak oni – jest się niemi…”[5].
I tu mam niejaki problem z akceptacją dalszych wydarzeń. O ile zrozumiałe dla mnie jest mentalne odrodzenie bohaterki i pojawiająca się szczypta mistycyzmu, o tyle pójście przez autorkę dalej w gąszcz indiańskich rytuałów i mitologii wydało mi się zbędne, a zachowania bohaterki sztuczne, wręcz śmieszne. To zaburzyło zupełnie mój odbiór całości. Powinnam była czytać egzemplarz bez kilku kartek poprzedzających zakończenie, które mi się podobało.
Moją uwagę zwrócił, zaskakujący dla mnie, pełen awersji i pogardy stosunek Kanadyjczyków do obywateli USA. Powieść pełna jest skierowanych ku nim niechętnych, wręcz agresywnych wypowiedzi. Początkowo wydawało się, że wiąże się to jedynie z pretensjami dotyczącymi rabunkowej gospodarki prowadzonej przez Amerykanów w okolicach Wielkich Jezior, gdzie przebiega granica pomiędzy krajami:
"Mój kraj, sprzedawany lub zatapiany; rezerwuar; ludzi sprzedano wraz z ziemią i zwierzętami, przecena, wyprzedaż, »solde«. »Les soldes«, jak mówili, likwidacja; spiętrzenie wód zależało od tego, kto zwyciężył w wyborach, nie tutaj, lecz gdzie indziej”[4]
i negatywnych zachowań amerykańskich turystów. Jednak im dalej zagłębiałam się w treść, tym bardziej stawało się widoczne, że słowo „Amerykanin” nie dotyczy jedynie obywateli sąsiedniego kraju – obywatele USA stali się dla autorki synonimem człowieka zapatrzonego w nowoczesną naukę i technikę odcinającego się i bezmyślnie niszczącego naturę; kogoś, kto żyjąc w sztucznym świecie sam powoli zamienia się w cyborga.
„(…) są to Amerykanie; jest to coś, co nas czeka, coś, w co się zmieniamy. Szerzą się jak wirus, wślizgują do mózgu, opanowują komórki, komórki zmieniają się w środku, a ci, co ulegli infekcji, nawet o tym nie wiedzą. Są jak postacie z filmów fantastycznych wyświetlanych podczas nocnych seansów, jak przybysze z kosmosu, jak złodzieje ciał; dostają się pod skórę i odłączają mózg, ich oczy jak ślepe skorupki jaj błyskają za ciemnymi okularami. Jeżeli się myśli, mówi i wygląda jak oni – jest się niemi…”[5].
Campell Lake and Mt Rainier from Mt Erie. Credit Line: Scott Smithson |
To smutna wizja świata. Całe szczęście poza takimi ludźmi istnieją jeszcze inni, tacy, którzy potrafią odczuwać związek z otaczającą nas przyrodą; gotowi są stawać w jej obronie i nie dopuścić do zamiany świat w jego plastikowy substytut.
Margaret Atwood "Wynurzenie” |
- - -
[1] Margaret Atwood, "Wynurzenie”, przeł. Jolanta Plakowicz i Teresa Poniatowska, Zysk i S-ka, 2004, s. 39.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s. 92.
[4] Tamże, s. 138.
[5] Tamże, s. 135.
[1] Margaret Atwood, "Wynurzenie”, przeł. Jolanta Plakowicz i Teresa Poniatowska, Zysk i S-ka, 2004, s. 39.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s. 92.
[4] Tamże, s. 138.
[5] Tamże, s. 135.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz