Credit Line: Michelle Riggen-Ransom i Hedy Barakelstein |
Świat Izoldy
Małe księżniczki nie mają lekko, o, nie… Szczególnie jeśli żyją w drugiej połowie XX wieku w kolumbijskim Medellín. Mogą co prawda dostać niemal wszystko co im się zamarzy ale też są tak ściśle chronione, że ich swoboda jest ograniczona niemal do zera. Mieszkają w wielkich zamkach otoczonych wysokim murem, poza który mają dostęp tylko wybrane osoby. Same księżniczki mogą opuszczać zapewniającą im bezpieczeństwo warownię tylko w towarzystwie rodziców i ochroniarzy przy oficjalnych okazjach. Muszą też oczywiście pamiętać o tym, czego księżniczkom nie wypada. A nie wypada im mnóstwo rzeczy: nie mogą chodzić do szkoły i pobierają nauki w domu, nie wolno im grać melodii Beatlesów, nosić czerwonych spódniczek mini, tańczyć i bawić się z rówieśnikami… Cóż zatem pozostaje energicznym i pełnym temperamentu księżniczkom? Bunt i ucieczka do świata fantazji. Świata, w którym w zamkowym lesie pląsają almiraje – króliki-jednorożce z arabskich baśni – które są towarzyszami zabaw i pomysłowymi fryzjerami tworzącymi z ułożonych nobliwie włosów księżniczek pełne barwnych kwiatów i fantazyjnych splotów konstrukcje. Tylko wtedy na ustach małych księżniczek błąka się uśmiech a w oczach lśnią skry szczęścia. To świat Izoldy.
Małe księżniczki nie mają lekko, o, nie… Szczególnie jeśli żyją w drugiej połowie XX wieku w kolumbijskim Medellín. Mogą co prawda dostać niemal wszystko co im się zamarzy ale też są tak ściśle chronione, że ich swoboda jest ograniczona niemal do zera. Mieszkają w wielkich zamkach otoczonych wysokim murem, poza który mają dostęp tylko wybrane osoby. Same księżniczki mogą opuszczać zapewniającą im bezpieczeństwo warownię tylko w towarzystwie rodziców i ochroniarzy przy oficjalnych okazjach. Muszą też oczywiście pamiętać o tym, czego księżniczkom nie wypada. A nie wypada im mnóstwo rzeczy: nie mogą chodzić do szkoły i pobierają nauki w domu, nie wolno im grać melodii Beatlesów, nosić czerwonych spódniczek mini, tańczyć i bawić się z rówieśnikami… Cóż zatem pozostaje energicznym i pełnym temperamentu księżniczkom? Bunt i ucieczka do świata fantazji. Świata, w którym w zamkowym lesie pląsają almiraje – króliki-jednorożce z arabskich baśni – które są towarzyszami zabaw i pomysłowymi fryzjerami tworzącymi z ułożonych nobliwie włosów księżniczek pełne barwnych kwiatów i fantazyjnych splotów konstrukcje. Tylko wtedy na ustach małych księżniczek błąka się uśmiech a w oczach lśnią skry szczęścia. To świat Izoldy.
Pewnego dnia zostaje porwany kolumbijski biznesmen – ojciec Izoldy. Nie jest przypadkową ofiarą, jego porwanie zorganizował mężczyzna, który latami siedząc w gałęziach drzew wystających ponad mury zamku obserwował zabawy małej Izoldy i uroił sobie, że jest mu ona przeznaczona. Chociaż w wydarzeniach stanowiących akcję powieści Izolda nie bierze udziału, jej duch jest stale obecny i to on wypełnia treścią życie głównych bohaterów. To wokół niej krąży opowieść narratora, w którą włączają się rozmowy oraz wspomnienia ojca i porywacza. Jest jednak jeszcze jeden narrator w tej powieści – jego obecność jest tak niezauważalnie wpleciona w całość, że dopiero po jakimś czasie można zorientować się, że jego słowa nie należą do organizatora porwania, ojca dziewczynki ani do wszechwiedzącego narratora, dzięki któremu poznajemy dzieje życia rodziców Izoldy i jej samej. To dzięki jednemu z rówieśników dziewczynki, który wraz z grupą chłopców często przyglądał się jej z ukrycia docieramy głębiej do jej duszy. Chyba on jedyny miał w sobie dość wrażliwości by dostrzec, że pozostająca w zamknięciu i izolowana od świata dziewczynka cierpi i w narasta w niej coraz większy bunt. Nie chciał dostrzec tego jej ojciec, którego miłość do niej przysłoniła mu jej potrzeby i który nie potrafił zrozumieć, że córka stała się ofiarą jego uczuć. Także porywacz, zainteresowany jedynie samym sobą, nie zawracał sobie nawet głowy myśleniem o pragnieniach dziewczynki. Jego obsesja na jej punkcie w połączeniu z prymitywizmem nie zostawiała miejsca na refleksję. Z upojeniem cytował kiepskie wiersze, które nobilitowały jego uczucia:
„Pan przecież wie, don Diego, że miłość to obsesja, »owa bestia dzika, co gromy gniewu roznosi, to zrywa się, to słabnie, to jak paw puszy«, jak pisał maestro Flórez”*.
Oczywiście, metaforycznie można przypisywać uczuciom miano dzikiej bestii – szczególnie, jeśli ma to stanowić usprawiedliwienie destrukcyjnych zachowań. Wygodne. Bohaterowie powieści ulegając swoim obsesjom niszczą samych siebie i obiekt swoich pragnień. Czy jednak owe uczucia można nazwać miłością? Paranoiczne zachowania porywacza daleko odbiegają od akceptowalnych, budzą odruchowy sprzeciw i obrzydzenie. Znacznie bardziej skomplikowane są odczucia wobec ojca dziewczynki, który skoncentrowany na własnych emocjach nie zauważa, że jego nadopiekuńczość szkodzi a nie chroni ukochaną istotę.
„Pan przecież wie, don Diego, że miłość to obsesja, »owa bestia dzika, co gromy gniewu roznosi, to zrywa się, to słabnie, to jak paw puszy«, jak pisał maestro Flórez”*.
Oczywiście, metaforycznie można przypisywać uczuciom miano dzikiej bestii – szczególnie, jeśli ma to stanowić usprawiedliwienie destrukcyjnych zachowań. Wygodne. Bohaterowie powieści ulegając swoim obsesjom niszczą samych siebie i obiekt swoich pragnień. Czy jednak owe uczucia można nazwać miłością? Paranoiczne zachowania porywacza daleko odbiegają od akceptowalnych, budzą odruchowy sprzeciw i obrzydzenie. Znacznie bardziej skomplikowane są odczucia wobec ojca dziewczynki, który skoncentrowany na własnych emocjach nie zauważa, że jego nadopiekuńczość szkodzi a nie chroni ukochaną istotę.
W tle zdjęcie autorstwa: Michael |
Autor w sugestywny sposób scharakteryzował postacie z kolumbijskiego półświatka, nawet te, które pojawiają się na drugim planie. W niezbyt pozytywnym świetle jawią się niezborne działania kolumbijskiej policji i pełne wahań postępowanie rodziny porwanego. Dziwni wydają się rodzice Izoldy, oboje wycofani i zamknięci w swoim małym świecie, w którym wzajemna miłość zaspakajała wszystkie potrzeby. Pojawienie się dziecka zaburzyło równowagę tego świata a jego niezgoda na życie w oderwaniu od otaczającej teraźniejszości spotkała się z ich strony z całkowitym brakiem zrozumienia.
Nie jestem pewna czy almiraje naprawdę zamieszkiwały zamkowy las czy żyły wyłącznie w wyobraźni dziewczynki – autor nie daje jednoznacznej odpowiedzi i pozwala czytelnikowi snuć własne domysły. Ale nawet jeśli istniały naprawdę, to drugie imię Izoldy brzmiało Izolacja.
Jorge Franco„Dzika bestia” |
- - -
* Jorge Franco, „Dzika bestia”, przeł. Andrzej Flisek, Prószyński i S-ka, 2016, s. 110.
* Jorge Franco, „Dzika bestia”, przeł. Andrzej Flisek, Prószyński i S-ka, 2016, s. 110.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz