„Powiadają, że jest taka godzina nad ranem, gdy rzeczywistość staje się cieńsza od płatka malwy”* – i w tej powieści są takie momenty, gdy rzeczywistość ustępuje miejsca fantazji. Historia tak gładko przeplata się z magią, że po chwili już nie wiadomo, co prawdą jest a co tylko ludzkim bajaniem.
Ponieważ to baśń to nie brakuje w niej fantastycznych stworzeń i magii. Rusałki, wiedźmy, czarty, gadające węże i… serca, bez których człowiek przestaje być sobą i umiera, choć nadal wydaje się żyć. Osnową dla powieści jest baśń o śpiącym pod ziemią królu węży pilnującym wejścia do krainy umarłych. Śmiałek, który odważył się zejść do podziemnych labiryntów i skraść koronę króla, po jej oddaniu miał zyskać niezmierzone bogactwa. W powieści celem jest serce króla węży – to dzięki niemu Jakób ma dostąpić spełnienia marzeń. Podróż, której się podjął jest długa i pełna przeciwieństw a jak się potem okazało osiągnięcie upragnionego celu nie zawsze wychodzi bohaterowi na dobre. Szczególnie jeśli zapatrzony we wcześniej wytyczony cel gotów jest przemknąć koło tego, co naprawdę daje mu szczęście.
W przeciwieństwie do baśniowych postaci, bohaterów „Baśni o wężowym sercu…” trudno jednoznacznie ocenić – biel miesza się z czernią i w końcu czytelnik nabiera wątpliwości, czy darzy daną postać sympatią czy niechęcią. Zmiana statusu Jakóbów/Wiktorynów dodatkowo mu to utrudnia. Jedna, jedyna Chana, słodka i niewinna, zawsze gotowa podarować serce po raz kolejny, jest w tej baśni postacią świetlaną.
Czas w powieści sprawia wrażenie nieciągłego – życie Jakóba i wielu innych postaci wydaje się trwać w wielu wymiarach jednocześnie nakładając się na siebie i przenikając, by po chwili powrócić do punktu określonego jako teraźniejszy/rzeczywisty. Trudno określić, gdzie przebiega granica pomiędzy historią a zmyśleniem; która ze snutych przez ludzi opowieści o Jakóbie jest tylko klechdą, a która z tych historii wydarzyła się naprawdę. Może było tak jak mówią, a może nie. Sianie tego typu wątpliwości i podważanie wiarygodności dopiero co opowiedzianej historii to jeden z zabiegów, które podkreślają umowność przekazu. Innym środkiem, który upodabnia narrację powieści do snutych gawęd są początki rozdziałów, które rozpoczynają się od słów: „Powiadają, że… ”. Ta powtarzająca się fraza nie tylko uwydatnia fakt, że nie wszystko, co ludzie plotą musi być prawdą ale też nadaje prozie wyraźny rytm. Piękny język tej ujętej w baśniowe ramy historii dopełnia całości.
Cudowna to baśń choć krwawa i chwilami przerażająca. Właściwie mógłby autor za Brunem Jasińskim powtórzyć:
W białe noce, od rżysk i gumien,
porośniętych i mchem i mgłą,
pozbierałem tę pieśń, jak umiem
i przynoszę skrwawioną i złą**.
- - -
* Radek Rak, „Baśń o wężowym sercu, albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli”, Powergraph, 2019, s.293.
** Bruno Jasieński, „Słowo o Jakóbie Szeli”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz