czwartek, 24 października 2019

Federico Andahazi „Księga zakazanych rozkoszy”

Czytać, nie czytać...

Andahazi, Księga zakazanych rozkoszy, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
"Wielka odaliska" Jean Auguste Dominique Ingres. Źródło: Wikipedia
„Czytanie nie powinno być postrzegane jako intelektualna przyjemność ani tym bardziej jako rozrywka (…). Czytanie jest świętym dziełem, zarezerwowanym dla tych, którzy potrafią interpretować Pismo Święte i szerzyć je wśród maluczkich”[1]. 


Ach, ten Andahazi… Odnoszę wrażenie, że w każdej kolejnej jego książce pojawia się coraz więcej rozbuchanego erotyzmu, który, moim zdaniem, balansuje nie tylko na granicy dobrego smaku, lecz także na płynnych obrzeżach dzielących erotykę od pornografii. Ale przy tym Andahazi potrafi być po prostu zabawny. Być może to wychowanie w purytańskim społeczeństwie – tego nie da się wymazać – i/lub odmienna estetyka, bo to nie pierwszy raz, gdy erotyczne wstawki latynoskich pisarzy (macho, macho, macho!) wydają mi się zbyt śmiałe/mocne. Pewnie nie tylko mnie, bo argentyński pisarz nie jest w naszym kraju ani mocno wydawany ani promowany. A przecież w swojej ojczyźnie jest jednym z najpoczytniejszych twórców, jego powieści są adaptowane na sztuki teatralne np. „Anatom”, a kilka z nich doczeka prawdopodobnie adaptacji filmowych. Ot, zagwozdka.

„Księga zakazanych rozkoszy” to po trosze thriller, po trosze biografia i swego rodzaju dysputa na temat roli książek w życiu ludzi. Jej akcja rozgrywa się w Moguncji w XV wieku. Z jednej strony mamy wyjątkowo brutalne mordy, których ofiarami stają się przedstawicielki Klasztoru Służebnic Kosza Najświętszego, z drugiej, z głośnym procesem wytoczonym Johannesowi Gutenbergowi i jego wspólnikom: Petrusowi Schöfferowi i Johannowi Fustowi, oskarżonym o fałszowanie świętych ksiąg.

Oczywiście, rzeczony klasztor nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim kościołem, lecz jest najbardziej cenionym w Moguncji zamtuzem. Nie bez kozery, bo jego wychowanki, pod czujnym okiem „matki przełożonej” pilnie studiują nauki zaspakajania męskich żądz. Klasztor ten sięga korzeniami aż do Sumeru –  antenatki obecnych przedstawicielek najstarszego zawodu świata były niegdyś kapłankami Inanny (Isztar), które uprawiały święty nierząd i to one stworzyły tajemniczą „Księgę zakazanych rozkoszy”, która przekazywana z pokolenia na pokolenie pomagała w szkoleniu następczyń.

Co ma wspólnego proces Gutenberga i morderstwa prostytutek? Ano widać ma i to nie tylko księgi, które są równoprawnym bohaterem.

„Wiele wydarzeń, pozornie niewiążących się ze sobą, łączą często niewidzialne nici, rozciągnięte przez przypadek i przeznaczenie”[2].

Oba wątki się przeplatają, fikcja miesza się z fantazją a autor zgrabnie i z humorem podkreśla podobieństwa i różnice pomiędzy światłymi naukami, których udzielał młodemu Johannesowi ojciec a  pouczeniami Ulve przewodzącej mieszkankom zamtuza.

„Dobry kopista nie powinien znać alfabetu”.

„Dobra ladacznica powinna umieć czytać i pisać, mówić w kilku językach i przekazywać całą swoją wiedzę córkom”[3].

Federico Andahazi, Księga zakazanych rozkoszy, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Anonimowy portret Johannesa Gutenberga (1440).
Źródło: Wikipedia
Andahazi sprytnie wykorzystał postacie i znane fakty historyczne by uwiarygodnić biografię wynalazcy druku. Ups, najbardziej zuchwałego fałszerza wszechczasów. Autentyczni są jego dwaj wspólnicy, Konrad Saspeh, który wykonał dla niego pierwszą prasę drukarską, porzucona narzeczona – dokumenty potwierdzają niewywiązanie się z umowy małżeńskiej. Autor wykorzystał też plotki o tym, że jakiś uczeń imieniem Johannes ukradł z warsztatu Kostera zestaw liter. Białe plamy natomiast – a tych niewiadomych jest sporo – wypełnił czystą fantazją puszczając przy tym oko do czytelnika.

Znajdziemy w powieści sporo informacji na temat sposobów powielania pism i pierwszych prób druku. Nie brakuje w niej także rozważań na temat wartości ksiąg i możliwych skutków ich powszechnej dostępności. Do takich rozważań prowokują już same przywoływane tytuły: pierwsza wydana drukiem księga tzw. Biblia Gutenberga i tajemnicza „Księga zakazanych rozkoszy”. To nie tylko podobne cytowanemu wcześniej fragmentowi wypowiedzi prokuratora, który w upowszechnieniu ksiąg widzi samo zło i rękę Szatana. Temat ten pojawia się również w widzeniu Gutenberga, kiedy to trzy kolejne głosy wskazują mu prawdopodobne skutki ogólnej dostępności  książek – plusy i minusy, a jednych i drugich jest niemało. Nawet jeśli te rozważania poddane obróbce szalonej wyobraźni autora i okraszone jego poczuciem humoru zdają się ginąć pośród wszystkich epizodów, to trudno je przeoczyć i zignorować; ich istota zasługuje na głębszą uwagę.


Federico Andahazi, Księga zakazanych rozkoszy, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Federico Andahazi
„Księga zakazanych rozkoszy”
- - -
[1] Federico Andahazi, „Księga zakazanych rozkoszy”, przeł. Bogumiła Wyrzykowska, W.A.B., 2013, s. 60.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s.48.











2 komentarze:

  1. Ładnie to tak nie dotrzymywać umów, panie Janie? ;-)

    Druk fałszuje świętość, ladacznica daje w udział w prawdziwym sacrum? Na to by wychodziło. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gutenberg wziął ślub... z prasą drukarską. A świętość świętości nierówna.;-)

      Usuń