wtorek, 19 lutego 2019

Guillermo Arriaga „Dziki”

Arriaga, Dziki, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Credit Line: Steven Vacher
Ludzie i wilki
„Oszukał go i schwytał w potrzask. Starł się z nim o wapiti. Zasłużył na zwycięstwo. Walczył z nim minuta po minucie, metr za metrem. Ale czy zwyciężyć oznaczało zabić?”[1].

Kilka historii splecionych w jedną całość a w każdej z nich przemoc i śmierć. Ludzie i wilki. Człowiek przeciwko człowiekowi, człowiek kontra wilk. Który z tych światów jest bardziej nasączony okrucieństwem? W kim tkwi prawdziwa bestia? 


Meksyk lat sześćdziesiątych rządzony przez skorumpowanych polityków i przekupne siły policyjne. Meksyk, sprzed narodzin potężnych karteli narkotykowych, w którym jednak już dość prężnie działają organizacje handlujące opium i marihuaną. Meksyk, w którym siły związane z katolickim ruchem Cristero mimo przegranej rebelii nadal dysponują znaczną siłą. Meksyk do którego zaczynają przenikać najnowsze światowe trendy w kulturze i muzyce. W Stanach Zjednoczonych rodzi się ruch hippisowski, który jest wyrazem buntu młodych wobec konsumpcjonizmu, materializmu i sztywnych norm społecznych. Święcą triumfy Beatlesi, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison… To jednocześnie czas pierwszych eksperymentów z morfiną i LSD, które szturmem zdobywają rynki narkotyków.

To tło historii opowiadanej przez siedemnastoletniego Juana Guilermo, który w tragicznych okolicznościach stracił starszego brata i rodziców.

Kilka lat wcześniej, w subarktycznym klimacie Jukonu mają miejsce wydarzenia, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z opowieścią chłopca z upalnego Meksyku – inuicki myśliwy Amaruk ściga watahę wilków, bo pragnie pokonać ich przywódcę, wielkiego szarego wilka, którego nazywa Nujuaktutuk.

Przyznam, że to właśnie ta druga historia bardziej przykuła moją uwagę. Pierwsza, w którymś momencie stała się tylko męcząca. Nadmiernie rozdmuchana, rozciągnięta do niemożliwości a na dodatek udekorowana dopasowywanymi na siłę wstawkami cytatów, opowieści o znanych postaciach, mitach, rasach psów itp., słownikowymi wyliczankami czy też graficznymi zabawami z wyrazami. Co prawda osierocony siedemnastolatek miał prawo do pewnego infantylizmu, ale czytało się to koszmarnie.

„»Dziki«. Będę dzikim. Nie zatrzymają mnie. Jeśli muszę przebaczyć, przebaczę. Jeśli muszę kochać, będę kochał. Jeśli muszę walczyć, będę walczył. Jest dla mnie jasne, że to życie – nie śmierć – będzie kierowała moimi decyzjami. Oddam życia, zawsze za życie”[2].

Nie brak w tej powieści także pewnych niekonsekwencji. W jednym miejscu narrator przekazuje opinię jednego z mieszkańców, o tym że Jukończycy nienawidzą wilków, które atakując stada niejednego doprowadziły do bankructwa a chwilę potem hodowla wilków na tych terenach cieszy się ogromną popularnością:

„Wilki były w Jukonie szanowane i podziwiane, uważano je za doskonałe zwierzęta towarzyszące, idealne do pilnowania domów i rancz”[3].

Brakuje tylko dopisku, że uważano je za fantastyczne psy pasterskie… To zresztą nie jedyna dziwna rzecz, która pojawia się w książce w związku z wilkami. Arriaga chyba jednak ma o nich niewielkie pojęcie…

Przyznam, że czytając pełne zachwytu recenzje na temat tej książki nastawiłam się na DZIEŁO. Zapewne przyczyniło się to do tym większego rozczarowania. Cóż… Moim zdaniem, to napisane całkiem nieźle – przyznaję – czytadło.

„Literatura to poszukiwanie własnego języka, odrębności, oryginalności, a tobie się to udało”[4] – powiedział nauczyciel Juanowi Guillermo. O powieści Guillermo Arriagi napisać w ten sposób nie mogę – wszystko to już było i to w znacznie doskonalszej formie.



Arriaga, Dziki, Okres ochronny na czarownice, Carmaniola
Guillermo Arriaga
„Dziki”
- - -
[1] Guillermo Arriaga, „Dziki”, przeł. Katarzyna Okrasko i Agata Ostrowska, WAB, 2018, s. 265.
[2] Tamże, s. 344.
[3] Tamże, s. 680.
[4] Tamże, s. 308.


 

6 komentarzy:

  1. To jest fatalne uczucie. Wielkie oczekiwania, a potem wielki zawód. Korzyść z tego taka, że ostrzegłaś innych, ale może nie poświęcaj się więcej. ;-) Ja od razu odkładam, jak mi nie podchodzi. Jeśli tego nie zrobię, zawsze żałuję. Chociaż oczywiście nie mogę stawiać się za wzór czytelnika. Ostatnimi czasy niewiele przeczytałam nowego, ale za to rozgryzłam parę dotąd nierozgryzionych rzeczy, ha! Jak już ja się wgryzę, to nie popuszczę... ;-) A dzisiejszego wieczoru powtórzyłam sobie "Dersu Uzałę" Kurosawy. Oglądałam ten film lata temu. Może pamiętasz, jak swego czasu radziłaś mi, od czego zacząć znajomość z Kurosawą; polecany przez Ciebie "Dōdesukaden" przemówił do mnie od razu, a "Dersu" dopiero teraz doceniłam. Tak à propos dzikości i wilków w dziczy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, rozczarowanie po długim oczekiwaniu na fantastyczną - według wielu recenzentów książkę - to bardzo niemiłe uczucie. Doczytałam, bo to moje ulubione ibero - nie mogłam inaczej. Zresztą wątek zmagań człowiek-wilk mnie interesował. :-)

      Dla Ciebie będę miała za chwilę dwie fantastyczne polecanki - japońskie rzecz jasna. Jedna niezwykle pogodna i pełna sympatycznych bohaterów (film też jest i Sowa chwali - weź pod uwagę ;-)) a druga... Znowu wpadłam w sidła japońskich duchów, tym razem bardziej "fachowo". ;-)

      Usuń
  2. Japońskie duchy! Ha! "Kwaidan"? "Po deszczu przy księżycu"?

    W temacie człowiek i wilk nasuwa mi się od razu Konrad Lorenz i jego "I tak człowiek trafił na psa", ale właściwie to chyba Lorenz omawia tam raczej pokrewieństwo psa z szakalem i więcej tam o psach niż o ich antenatach. Tak, temat Lorenza powraca. ;-) O psach, szakalach i wilkach jest też w "Rozmowach ze zwierzętami", jakby co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie... Japońskie duchy od strony...hmmm... technicznej. ;) Wypatrzyłam dwie książki, na jedną czekam od miesięcy, bo chyba ktoś zapomniał oddać do biblioteki "Yōkai: Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej" Dylana i czytaną "Yūrei: Niesamowite duchy w kulturze japońskiej" Davissona, który wyjaśnia ich specyfikę, sięga do genezy powstania a przy okazji omawia jak kwaidan zaadaptowały teatry kabuki. Naprawdę ciekawe ;-)

      Usuń
  3. Duchy od strony technicznej, no, no! To rzeczywiście brzmi ciekawie. ;-)

    OdpowiedzUsuń