"Pięć kobiet na ulicy" Ernst Ludwig Kirchner (1880–1938) Źródło: Wikimedia |
Pięć palców jednej dłoni
Co, poza płcią, może łączyć zahukaną matkę dwójki dzieci z kobietą-cyborgiem, lalką Barbie, przebojowym wampem i szarą, choć niezwykle złośliwą, myszką? Okazuje się, że całkiem sporo.
Było ich pięć. Jak pięć palców jednej dłoni. W różnym wieku, o odmiennym wyglądzie i temperamencie. Wszystkie lekko zbzikowane choć każda w swój odrębny sposób. Żadna z nich nie wybrałaby nikogo z tej piątki na swoją przyjaciółkę. Wręcz przeciwnie, trzymałaby się jak najdalej od takiego towarzystwa. A jednak okazało się, że nie tylko noszą wszystkie takie samo imię i nazwisko, ale są ze sobą blisko spokrewnione. Niefrasobliwie zawierający związki i płodzący dzieci ojciec bohaterek – nie wiadomo czy z uwagi na specyficzne poczucie humoru, czy też w ramach ułatwień dla pamięci – nadawał córkom to samo imię. Ponieważ niezwykle skutecznie ukrywał swoje kolejne małżeństwa i dzieci, dopiero po śmierci ojca przyszło im odkryć, że nie są jedynymi – jak dotąd przypuszczały – owocami z jego lędźwi. Na osłodę i złagodzenie szoku zostawił im w spadku po milionie, dom na spółkę i… tajemnicę do rozwiązania.
Co, poza płcią, może łączyć zahukaną matkę dwójki dzieci z kobietą-cyborgiem, lalką Barbie, przebojowym wampem i szarą, choć niezwykle złośliwą, myszką? Okazuje się, że całkiem sporo.
Było ich pięć. Jak pięć palców jednej dłoni. W różnym wieku, o odmiennym wyglądzie i temperamencie. Wszystkie lekko zbzikowane choć każda w swój odrębny sposób. Żadna z nich nie wybrałaby nikogo z tej piątki na swoją przyjaciółkę. Wręcz przeciwnie, trzymałaby się jak najdalej od takiego towarzystwa. A jednak okazało się, że nie tylko noszą wszystkie takie samo imię i nazwisko, ale są ze sobą blisko spokrewnione. Niefrasobliwie zawierający związki i płodzący dzieci ojciec bohaterek – nie wiadomo czy z uwagi na specyficzne poczucie humoru, czy też w ramach ułatwień dla pamięci – nadawał córkom to samo imię. Ponieważ niezwykle skutecznie ukrywał swoje kolejne małżeństwa i dzieci, dopiero po śmierci ojca przyszło im odkryć, że nie są jedynymi – jak dotąd przypuszczały – owocami z jego lędźwi. Na osłodę i złagodzenie szoku zostawił im w spadku po milionie, dom na spółkę i… tajemnicę do rozwiązania.
Tak więc podstępny los, lub może raczej przewrotny ojciec i jego ostatnia wola, zmusił bohaterki do zamieszkania w jednym domu i zwarcia szyków w celu przejęcia całości pozostawionego im dziedzictwa. Nawet nie przeczuwały co je czeka…
Ernst Ludwig Kirchner (1880-1938) Źródło: Wikimedia |
Zupełnie odmienne i na ogół ziejące wobec siebie niechęcią w sytuacjach zagrożenia w jakiś przedziwny sposób potrafiły tworzyć jednolity mur, przez który przebić się nie sposób. I robiły to zupełnie odruchowo i nieświadomie. Cóż, powiadają, krew nie woda…
Najpierw ich ofiarą stał się Bogu ducha winny notariusz, u którego bałamutny ojciec Natalii Sucharskich zostawił depozyt, który mogły odebrać jedynie w pełnym składzie. Nie dość, że został postawiony naprzeciw zbulwersowanej i wściekłej piątki kobiet, którym musiał wyjaśnić ich niecodzienną sytuację, a które nie pozwalały mu dojść do słowa, to jeszcze okazało się, że są one gotowe wszelkie winy przypisać właśnie jemu. A wyobraźni im odmówić nie sposób…
„To może być mafia. Wytworny gabinet o niczym nie świadczy – wyjaśniała zarumieniona z przejęcia Nata. – Zorganizowana przestępczość nosi teraz białe rękawiczki. Wynajmują figuranta, starszego sympatycznego pana, który ma wzbudzać zaufanie klientów, a w rzeczywistości nie jest nawet prawnikiem”*.
Najpierw ich ofiarą stał się Bogu ducha winny notariusz, u którego bałamutny ojciec Natalii Sucharskich zostawił depozyt, który mogły odebrać jedynie w pełnym składzie. Nie dość, że został postawiony naprzeciw zbulwersowanej i wściekłej piątki kobiet, którym musiał wyjaśnić ich niecodzienną sytuację, a które nie pozwalały mu dojść do słowa, to jeszcze okazało się, że są one gotowe wszelkie winy przypisać właśnie jemu. A wyobraźni im odmówić nie sposób…
„To może być mafia. Wytworny gabinet o niczym nie świadczy – wyjaśniała zarumieniona z przejęcia Nata. – Zorganizowana przestępczość nosi teraz białe rękawiczki. Wynajmują figuranta, starszego sympatycznego pana, który ma wzbudzać zaufanie klientów, a w rzeczywistości nie jest nawet prawnikiem”*.
Niemało dostało się też dwóm policyjnym komisarzom, którzy badali sprawę samobójstwa Sucharskiego i kilku prób włamań do zamieszkiwanego teraz przez jego córki domu. Mimo jednak szalonych pomysłów i sporej uciążliwości dla osób, z którymi przyszło się paniom Sucharskim spotykać trudno byłoby bohaterek nie polubić – wszystkich razem i każdej z osobna.
Czytelnicy porównują powieści Olgi Rudnickiej do tych napisanych przez Joannę Chmielewską. Chyba coś w tym jest. Obie potrafią dostrzec, ująć w słowa i wyolbrzymić drobne absurdy codziennego życia i ludzkich zachowań. Łącząc to z nieprawdopodobną – aczkolwiek wielce emocjonującą i zgrabnie poprowadzoną – intrygą, tworzą powieść, która jest czymś więcej niż tylko kryminałem; jest także komedią oraz powieścią przygodową i obyczajową.
"W kawiarnianym ogródku" Ernst Ludwig Kirchner (1880-1938) Źródło: Wikimedia |
Mnie, kiedy czytałam o najmłodszym pokoleniu tej zwariowanej rodzinki, czyli o Anielce i Przemku, stanęli przed oczyma Janeczka i Pawełek z „Nawiedzonego domu”. Jednej i drugiej parze rodzeństwa trudno się oprzeć. Siostrom Sucharskim także, bo choć stworzone na wzór kilku krążących kobiecych stereotypów, to jednak tak wdzięcznie i zabawnie przerysowanych, że czytelnik zdający sobie sprawę z tego, że istnienie takiej grupy wariatek w świecie rzeczywistym jest absolutnie niemożliwe, chętnie akceptuje powieściowe sylwetki z ich wszystkimi dziwactwami – między tłumionymi chichotami trudno zachować racjonalne spojrzenie. Ba! Już w chwilę po zamknięciu ostatniej karty zaczyna za nimi tęsknić i chce więcej. Z westchnieniem ulgi odkrywa, że ponowne z nimi spotkanie to jedno z tych pragnień, które mogą się spełnić, bo panie Sucharskie pojawiają się jeszcze w dwóch kolejnych powieściach Olgi Rudnickiej.
Ten quasi kryminał ma w sobie ogromny ładunek humoru a akcja trzyma w napięciu – doskonała, lekka lektura, w sam raz na oderwanie się od własnych kłopotów – które są niczym wobec tych, które nękają bohaterki – i poprawę humoru.
Ten quasi kryminał ma w sobie ogromny ładunek humoru a akcja trzyma w napięciu – doskonała, lekka lektura, w sam raz na oderwanie się od własnych kłopotów – które są niczym wobec tych, które nękają bohaterki – i poprawę humoru.
Olga Rudnicka„Natalii 5” |
- - -
* Olga Rudnicka, „Natalii 5”, wyd. Prószyński i S-ka, 2011, s. 58.
* Olga Rudnicka, „Natalii 5”, wyd. Prószyński i S-ka, 2011, s. 58.
Niebanalne postacie i kupa śmiechu na tle kryminalnej intrygi:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że też dałaś się wkręcić i będziesz polować na kolejne części. ;-)
Usuń