Credit Line: Gisela Klein |
Życia po życiu
Kto pędzi tak późno przez noc i wiatr?
To ojciec, syna w ramionach ma;
On chłopca trzyma i ściska co sił,
I chroni czule przed zimnem złym.
Johann Wolfgang Goethe „Król Olch”
przekład Andrzej Lam
Kto pędzi tak późno przez noc i wiatr?
To ojciec, syna w ramionach ma;
On chłopca trzyma i ściska co sił,
I chroni czule przed zimnem złym.
Johann Wolfgang Goethe „Król Olch”
przekład Andrzej Lam
Niekiedy nawet tarcza stworzona przez ramiona kochającego ojca nie jest w stanie uchronić syna przed złym losem. A jeśli tych ramion zabraknie? Jakie szanse ma mały chłopiec pozbawiony siły i oparcia w ojcu? Czy bez miłości i ojcowskich wskazówek może przetrwać i stać się tym, kim mógłby być? Nie od rzeczy pojawia się w powieści Coetzeego „Dzieciństwo Jezusa” fragment tego poematu Goethego – jest chyba równie istotnym odwołaniem co historie biblijne.
Po przepłynięciu tajemniczego morza niepamięci pasażerowie statków wiozących ich do nowego życia trafiają do Belstaru, gdzie otrzymują nowe imiona i opanowują podstawy języka, którym od tej chwili będą się posługiwać. Kraina życzliwości, do której trafiają to droga tylko w jedną stronę, miejsce, w którym pojawiają się z niezapisaną kartą pamięci, bo byłaby ona tylko zbędnym balastem w nowym życiu, które zostało im oferowane. Tracą nie tylko wspomnienia, ale również zdolność do przeżywania gwałtownych uczuć i emocji. Nie ma w tym świecie pragnień, nienawiści i miłości, panuje za to powszechna życzliwość i przychylność. Mogłoby być – owo morze – biblijnym Czyśćcem uwalniającym po śmierci od wszystkich następstw grzechów, wszystkich egocentrycznych przywiązań z powodu których człowiek nie potrafi kochać w sposób doskonały, ale ten świat to nie obiecane Niebo, nie ma w nim bowiem ani Boga, ani religii. Żyją tu ludzie pogodzeni ze swoim losem, ani szczęśliwi ani nieszczęśliwi, wiodący niezbyt barwny, ale za to spokojny żywot. W stopniu podstawowym zaspokojone są ich potrzeby bytowe – otrzymują skromne mieszkanie, pracę i nieskomplikowane rozrywki.
"The Disciples See Christ Walking on the Water" Henry Ossawa Tanner (1859–1937) Źródło: Wikimedia |
Do takiego świata przybywa Simón z pięcioletnim Davidem. Mężczyzna nie jest ojcem chłopca, ale wylądował na brzegu nowego życia w przeświadczeniu, że jego obowiązkiem jest odnalezienie matki chłopca, którego wziął pod swoje skrzydła. Mężczyzna jest zupełnie pewien tego, że mimo iż nigdy nie widział tej kobiety i nie zna jej nowego imienia, jest w stanie ją rozpoznać.
„Istnieje też coś głębszego, co nazywam pamięcią posiadania pamięci. Rozpoznaję Inés nie z przeszłości, ale skądinąd. Jest tak, jakbym miał wpojony jej obraz”[1].
Być może ze względu na tę misję różni się on od innych mieszkańców tego świata tym, że chociaż podobnie jak oni został pozbawiony pamięci, to jednak pozostał w nim ślad o niej i przetrwały niejasne idee z poprzedniego życia. Dlatego też trudno mu pogodzić się z obowiązującymi w tym świecie zasadami, bo nie umarły w nim do końca wszystkie pragnienia.
„(…) we mnie przeszłość nie umarła. Szczegóły może i się rozmazały, jednak niejasne wspomnienia, jakie kiedyś było życie, jest wciąż żywe. „Czy sama życzliwość może zaspokoić nasze potrzeby? Czy nie leży w naszej naturze pragnąć czegoś bardziej dotykalnego?”[2].
David jest dzieckiem specyficznym – niezwykle wrażliwy na wszelkie przejawy przemocy, ma bujną wyobraźnię i niezwykłą zdolność do jednania sobie ludzi. I w nim, podobnie jak w Simónie, pozostały resztki dawnej pamięci – zapewne dlatego jego ulubioną zabawą jest zawijanie się w suszące się na sznurach prześcieradła i swoiste pojęcie o świecie. Odmawia nauki czytania i liczenia twierdząc, że posiadł już te umiejętności, ale jego wiedza o liczbach tak bardzo odbiega od zasad arytmetyki, że przerasta możliwości zrozumienia opiekunów i nauczycieli. Krnąbrny i nieposłuszny chłopiec zostaje skierowany do specjalnego ośrodka dla dzieci trudnych. Z tym nie potrafią się pogodzić ani on, ani jego matka, ani też jego opiekun.
„Istnieje też coś głębszego, co nazywam pamięcią posiadania pamięci. Rozpoznaję Inés nie z przeszłości, ale skądinąd. Jest tak, jakbym miał wpojony jej obraz”[1].
Być może ze względu na tę misję różni się on od innych mieszkańców tego świata tym, że chociaż podobnie jak oni został pozbawiony pamięci, to jednak pozostał w nim ślad o niej i przetrwały niejasne idee z poprzedniego życia. Dlatego też trudno mu pogodzić się z obowiązującymi w tym świecie zasadami, bo nie umarły w nim do końca wszystkie pragnienia.
„(…) we mnie przeszłość nie umarła. Szczegóły może i się rozmazały, jednak niejasne wspomnienia, jakie kiedyś było życie, jest wciąż żywe. „Czy sama życzliwość może zaspokoić nasze potrzeby? Czy nie leży w naszej naturze pragnąć czegoś bardziej dotykalnego?”[2].
David jest dzieckiem specyficznym – niezwykle wrażliwy na wszelkie przejawy przemocy, ma bujną wyobraźnię i niezwykłą zdolność do jednania sobie ludzi. I w nim, podobnie jak w Simónie, pozostały resztki dawnej pamięci – zapewne dlatego jego ulubioną zabawą jest zawijanie się w suszące się na sznurach prześcieradła i swoiste pojęcie o świecie. Odmawia nauki czytania i liczenia twierdząc, że posiadł już te umiejętności, ale jego wiedza o liczbach tak bardzo odbiega od zasad arytmetyki, że przerasta możliwości zrozumienia opiekunów i nauczycieli. Krnąbrny i nieposłuszny chłopiec zostaje skierowany do specjalnego ośrodka dla dzieci trudnych. Z tym nie potrafią się pogodzić ani on, ani jego matka, ani też jego opiekun.
"My pigeons" Karol D. Witkowski (1860–1910) Źródło: Wikimedia |
Jedynie Simón, silnie związany emocjonalnie z chłopcem, potrafi niekiedy sięgnąć głębiej i przynajmniej dotknąć świata myśli, w którym żyje jego podopieczny.
„Ale David tak nie rozumuje. Kiedy liczy, nie robi takich kroków, jakie my robimy: jeden – krok – dwa – krok – trzy. Dla niego jest tak, jakby liczby były pływającymi wyspami na powierzchni ogromnego czarnego morza nicości i jakby jego samego za każdym razem proszono, żeby zamknął oczy i przeskoczył pustkę. »A jeśli spadnę?« – oto jakie pytanie zadaje sobie David. »Co, jeśli spadnę i będę spadać bez końca?« (…)Może między jeden a dwa wcale nie ma żadnego mostu, tylko pusta przestrzeń? I może to my, którzy tak pewnie stawiamy ten krok, w rzeczywistości spadamy poprzez przestrzeń, tylko że o tym nie wiemy, bo upieramy się nosić opaskę na oczach? Może David jest jedynym spośród nas, który naprawdę widzi?”[3] – zastanawia się jego opiekun.
„Ale David tak nie rozumuje. Kiedy liczy, nie robi takich kroków, jakie my robimy: jeden – krok – dwa – krok – trzy. Dla niego jest tak, jakby liczby były pływającymi wyspami na powierzchni ogromnego czarnego morza nicości i jakby jego samego za każdym razem proszono, żeby zamknął oczy i przeskoczył pustkę. »A jeśli spadnę?« – oto jakie pytanie zadaje sobie David. »Co, jeśli spadnę i będę spadać bez końca?« (…)Może między jeden a dwa wcale nie ma żadnego mostu, tylko pusta przestrzeń? I może to my, którzy tak pewnie stawiamy ten krok, w rzeczywistości spadamy poprzez przestrzeń, tylko że o tym nie wiemy, bo upieramy się nosić opaskę na oczach? Może David jest jedynym spośród nas, który naprawdę widzi?”[3] – zastanawia się jego opiekun.
Jest jednak jeszcze inny problem z Davidem. Trafiając pod skrzydła nadopiekuńczej i zaborczej matki, dla której jest „światłem jej oczu”, zostaje zupełnie odseparowany od świata i ludzi, z którymi dotąd się stykał, i wśród których znalazł przyjaciół. Nadal wypełnia go to, co przyciąga doń ludzi, ale pewne jego cechy ulegają dystrofii. Chłopiec staje się pyszny i arogancki. Brak surowej ojcowskiej ręki sprawia, że ulega słodkim umizgom człowieka, który w świecie opisanym mógłby być odpowiednikiem Szatana. Wykorzystując naiwność Davida i jego matki zwodzi ich i kieruje niespotykane właściwości chłopca w złym kierunku. Tylko Simón dostrzega ten destrukcyjny wpływ i usiłuje się mu przeciwstawić, ale jego słowa nie mają mocy sprawczej. Chłopiec, jak każde dziecko, woli słuchać pochlebstw niż starać się na nie naprawdę zasłużyć. Jego potrzeba uwielbienia zaczyna przybierać formy, co najmniej niebezpieczne; wydaje się, że wręcz zaczyna gardzić swoimi opiekunami, którzy próbują okiełznać jego zachcianki.
Coetzee bardzo oszczędnie operuje słowem. Świat przedstawiony poznajemy właściwie poprzez rozmowy między bohaterami, część opisowa jest okrojona do minimum. Prowadzone dialogi są starannie dobrane, tak aby przekazywały niezbędne informacje o otaczającej bohaterów rzeczywistości i tym jak ją postrzegają. Żadne słowo nie jest tu zbędne ani nadmiarowe, wiele z nich staje się słowami-kluczami jak choćby nazwy miejscowości Belstar, Novilla, Nueva Esperanza czy Estrellita del Norte. Niemal każde zdanie może stanowić punkt wyjścia do głębokich rozważań na temat świata i ludzkiej natury. Dzięki temu ta niewielka powieść, choć czyta się ją szybko i lekko, urasta chwilami do rangi traktatu filozoficznego.
Credit Line: Sonny Abesamis |
Inność budzi lęk i niezrozumienie w każdym świecie. Powiedziałabym, że diagnoza Coetzeego jest dość ponura – Jezus, mimo że znalazł się w otoczeniu tak odmiennym od tego, w którym narodziła się jego pierwotna historia, także tutaj nie znajduje swojego miejsca, spotyka się z niezrozumieniem, odrzuceniem i próbami dopasowania jego widzenia świata do tego jak postrzega go ogół zamieszkujących ludzi. Czy możliwe jest odnalezienie takiego miejsca, w którym jego historia znajdzie inne zakończenie?
J.M. Coetzee "Dzieciństwo Jezusa" |
- - -
[1] John Maxwell Coetzee, „Dzieciństwo Jezusa”, przeł. Mieczysław Godyń, Znak, 2013, s. 109.
[2] Tamże, s. 62-63.
[3] Tamże, s. 271- 72.
[1] John Maxwell Coetzee, „Dzieciństwo Jezusa”, przeł. Mieczysław Godyń, Znak, 2013, s. 109.
[2] Tamże, s. 62-63.
[3] Tamże, s. 271- 72.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz