Alexandrine Tinne by Henri Auguste d'Ainecy Montpezat Źródło: Wikimedia |
W gorsecie, falbankach i zawsze pod górkę…
Koniec XIX wieku to czas odkrywania świata, zamalowywania białych plam na mapach, epoka wielkich podróżników takich jak David Livingstone, Stanley czy Baker. Nieustraszeni badacze wyruszali na nietknięte stopą białego człowieka ziemie a ich tropem ruszały armie by objąć w posiadanie odkryte tereny. To był wyjątkowo „męski” świat, w którym dla kobiet nie było miejsca. Skromne i niewinne „anioły domowego ogniska” postrzegane były jako bezradne i bezbronne istoty zdane zupełnie na silne męskie ramiona. Jednocześnie zaś owym „aniołom” odmawiano jakichkolwiek praw. Wiotkie, bezradne i nieme wprost z ojcowskich ramion wpadały w objęcia męża, który zarządzał według własnych fantazji nimi samymi, ich majątkiem oraz dziećmi.
Wydawałoby się, że przy tak wielkim ubezwłasnowolnieniu kobiety nie mają szans na realizację jakichkolwiek zainteresowań czy pasji – no, może poza szydełkowaniem i haftowaniem serwetek i obrusów. Jednak, mimo tak wielu kłód rzucanych pod nogi – ukrytych pod warstwą falbanek jako wielce nieprzyzwoita część ciała – żyły w tym czasie kobiety, które potrafiły przeciwstawić się nakładanym ich płci ograniczeniom, odrzucały konwenanse i ruszały na spotkanie wielkiej przygody.
Mary Slessor i adoptowane przez nią dzieci. Źródło: Wikimedia |
Holenderski pisarz i dziennikarz Wolf Kielich w swojej książce „Podróżniczki” postanowił przybliżyć kilkanaście sylwetek tych szczególnych kobiet, które mimo wybitnie niesprzyjających warunków nie chciały zrezygnować ze swoich ambicji. Ich pragnienie poznawania świata sprawiło, że zdarzało im się stawiać małe damskie stópki tam, gdzie nie udało się dotrzeć mężczyznom. Wędrowały przez pustynie jak ekscentryczna lady Hester Stanhope, która ochrzciła się mianem królowej pustyni, poszukiwały źródeł Nilu jak Florence Baker, parły przez mroźną Syberię niosąc pomoc trędowatym jak Kate Marsden, mieszkały wśród łowców głów i kanibali jak Ida Pfeiffer i Mary Kingsley, ratowały bliźniaki w Afryce jak Mary Slessor, stawały się ostoją aborygeńskiej kultury jak Daisy Bates, zdobywały zaśnieżone szczyty Karakorum i Himalajów jak Fanny Bullock-Workman czy też nieprzebytymi dotąd szlakami docierały do Lhasy jak Alexandra David-Néel[1].
Alexandra David-Néel Źródło: Wikimedia |
„Poszukiwaczki przygód w dobie wiktoriańskiej wykazywały się nie mniejszą determinacją i odwagą niż ich męscy odpowiednicy, ale na tym podobieństwo się kończyło. Kobiety wyruszały w podróż w innych celach, z innymi oczekiwaniami i wyciągały inne wnioski ze swoich doświadczeń niż mężczyźni. Już na samym początku zaznaczała się duża różnica: mężczyźni byli za swoją pracę opłacani przez rządy lub instytucje naukowe, kobiety zaś musiały same finansować swoje wyprawy. To oznacza, że prawie wszystkie pochodziły z wyższych warstw społecznych, z bogatych rodzin burżuazyjnych, i w dzieciństwie odebrały »staranne« wychowanie”[1].
„Wychowanie”, a nie wykształcenie – niestety. Niemniej jednak wiele z
nich znało więcej niż tylko swój język, potrafiło jeździć konno oraz
lepiej lub gorzej zapisywać swoje myśli i spostrzeżenia – wiktoriańskie
podróżniczki pisały listy, pamiętniki a niektóre z nich nawet książki.
Były bystrymi obserwatorkami i potrafiły przekazać swoje spostrzeżenia
szerszemu gremium. Te wiotkie sylfidy, jak je postrzegano, okazywały
się często bardziej wytrzymałe i uparte w dążeniu do wyznaczonego celu
niż męscy odkrywcy, a pamiętać należy, że:
Fanny Bullock-Workman w on the Silver Throne Plateau. Źródło: Wikimedia |
„Kobiety wyruszały zazwyczaj w dzikie ostępy w niewielkim towarzystwie. Bez dostatecznej ochrony. Czasami posiadały broń, ale prawie nigdy jej nie używały. Nieznany jest ani jeden wypadek zabicia tubylca przez kobietę. Nie można tego powiedzieć o podróżnikach mężczyznach, którzy (na przykład Stanley w Afryce czy D’Albertis na Nowej Gwinei) traktowali tubylców raczej jak zwierzynę łowną niż ludzi”[2].
Łamały wszelkie konwenanse, narażały się na powszechne potępienie będąc niejednokrotnie zmuszone do kontaktów a często i dzielenia namiotów czy chat z obcymi mężczyznami – rzecz nie do pomyślenia w pruderyjnej epoce wiktoriańskiej. Mimo jednak tych, jak na swoje czasy, bezprecedensowych zachowań i życia w warunkach, która wręcz prosiły się o korzystanie z nieco wygodniejszych strojów żadna z nich nie odważyła się wyzbyć długich spódnic i gorsetów. Przemierzały bezdroża i zdobywały góry – nie pagórki, ale szczyty powyżej pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza! – z plączącymi się wokół nóg falbankami! Rzecz niepojęta… i warta poznania.
Wolf Kielich w krótkich esejach niezwykle interesująco przedstawia ówczesne podróżniczki i obficie cytuje ich własne zapiski pochodzące z listów i pamiętników. W książce znaleźć też można sporo zdjęć i rycin, które pozwalają własnym okiem przyjrzeć się tym godnym podziwu kobietom.
Wolf Kielich „Podróżniczki” |
- - -
[1] Pamiętnik „Podróż do Lhasy” Alexandry David-Néel został wydany przez Wydawnictwo Akademickie „Dialog” w 2013 r.
[2] Wolf Kielich, „Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy”, przeł. Małgorzata Diederen-Woźniak, W.A.B., 2013, s. s. 15.
[3] Tamże, s. 16.
[1] Pamiętnik „Podróż do Lhasy” Alexandry David-Néel został wydany przez Wydawnictwo Akademickie „Dialog” w 2013 r.
[2] Wolf Kielich, „Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy”, przeł. Małgorzata Diederen-Woźniak, W.A.B., 2013, s. s. 15.
[3] Tamże, s. 16.
Jednak cieszę się z przyjęcia spodni:)
OdpowiedzUsuńJa też! Nie wyobrażam sobie wchodzenia w kiecce i gorsecie nawet na niewielkie - w porównaniu ze szczytami zdobytymi przez opisane w książce bohaterki - Rysy. Zgroza! ;-)
UsuńJaka ciekawa książka! Nie miałam o niej zielonego pojęcia, będę musiała ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco, jest naprawdę świetna!
Usuń